Sensuum

W zbiorze opowiadań znajduję się również takie, które opowiadają o związkach męsko-męskich, dlatego też wszyscy, którym to nie odpowiada, proszeni są o opuszczenie bloga.

BLOG SPOWOLNIONY
Czyli notki pojawiać się będą w dużych odstępach czasowych.

W PRZYGOTOWANIU:
Imagination V
Lost Heaven 2
Hunting V
Abyss (Kisa's ver.)
Moon Child (np. filmu)
List (one shot) -
Rapsodia (shot/miniaturka) -
Ishtar(shot/miniaturka/seria) -
Love is Dead (mega shot)

niedziela, 31 lipca 2016

Imagination IV

Pyśki. Moje kochane człowieczki i inne dziwnostworki. Nie chcę, by to zabrzmiało jak wyrzut, ale nie ukrywam, że brak jakichkolwiek komentarzy pod ostatnimi kilkoma wpisami jest z lekka demotywujący. Na początku mojej "blogowej kariery" byliście zdecydowanie bardziej aktywni i jestem ciekawa, czym to jest spowodowane. Wiem, że rzadko cokolwiek dodaję ostatnimi czasy, jednak coś tam się pojawia, a zerowy odzew z waszej strony niestety z lekka zabija we mnie chęci do publikowania. Nie oczekuję słodzenia i ton komplementów, bo od nich samych się na pewno nie poprawię, wystarczy mi nawet samo "podoba mi się, zaciekawiło, popraw to i tamto, bo są błędy". Naprawdę. Przynajmniej wtedy miałabym pewność, że jakkolwiek zainteresowaliście się treścią. Wiem, że na bloga zaglądacie, widzę statystyki. Nie wiem jednak, czy w ogóle ktokolwiek czyta jego zawartość. Jestem świadoma, że nie każdemu chce się pisać, dlatego pod każdym postem są znaczniki, które czasem wystarczy po prostu odhaczyć, bez pozostawiania żadnych dodatkowych słów. Wam to upraszcza sprawę, a mi daje znać, że żyjecie ;)
Poza tym... Nie lubię prowadzić monologów... T^T
~Enjoy

~*~

Gorący oddech na mojej skórze, wydobywający się z jego przyjemnie chłodnych ust. Przeszywające zimno jego dłoni na moich biodrach i brzuchu. Lód w jego spojrzeniu. Władczość w ruchach. Nabrzmiałe wargi, od intensywnych pocałunków. Mrowienie wzdłuż dolnych partii kręgosłupa i rozlewające się ciepło w okolicach podbrzusza. Cichy jęk wydobywający się z mojego gardła. Ręce kurczowo zaciskające się na pościeli. Zaciśnięte mocno powieki. Zduszony krzyk.
-Chcesz mnie przebić?! - wrzasnąłem w końcu, nie mogąc się dłużej opanować.
Jego ręka zacisnęła się wokół mojego pasa w odruchu zaskoczenia. Spojrzał na mnie rozzłoszczony.
-Znowu mi przerywasz... - powiedział ostrzegawczym półtonem.
-Bo znowu próbujesz mnie rozerwać! - krzyknąłem zdesperowany.
Warknął, zaciskając zęby. Przez chwilę miałem wrażenie, że jego kły się wydłużyły, a jego twarz przybrała niemal zwierzęcego wyrazu. Zamknąłem się raptownie, nieco wystraszony i rozluźniłem mięśnie, które napiąłem wcześniej, próbując się wyrwać. On jednak odetchnął głęboko, próbując się uspokoić.
"Ty farcie" - szepnąłem do siebie w myślach.
-Ubieraj się. - rzucił beznamiętnie, odsuwając się ode mnie i wstając z łóżka.
Jawił mi się właśnie w swym całym majestacie, nieskrępowanie przechodząc przez pokój z tym, czym go natura (bo ja tego nie namalowałem!) obdarzyła, na wierzchu. A ja? Zamiast wykonać jakikolwiek ruch gapiłem się na niego z otwartą gębą, czekając aż mi oczy wypadną z orbit.
On nie mógł być realny. Prawdziwi ludzie nie posiadają takich ciał. Ooo nie!
-Zamierzasz mi gotować z tą miernotą na wierzchu? - zerknął pogardliwie między moje nogi.
Zakryłem się raptownie kawałkiem narzuty, która jakimś cudem nie spadła podczas naszej szarpaniny z łóżka i siadłem, wreszcie zamykając paszczę. Czułem się zażenowany, a im dłużej się mu przyglądałem, tym bardziej się pogrążałem.
-Gotować? - po chwili dotarła do mnie pierwsza część jego wypowiedzi.
-Chciałeś mi kazać robić to samemu? - drgnął obruszony.
Dygnąłem, rzucając pospieszne "nie" i szybko złapałem za swoje spodnie. Założyłem je prędko, zagryzając dolną wargę z bólu, gdy tylko wyprostowałem nogi stając na dywanie.
Mój.
Tyłek.
Psiamać!
Stałem w miejscu przez dłuższą chwilę, wyklinając w myślach na czym świat stoi, próbując się jednocześnie rozluźnić i pozbyć nieprzyjemnego uczucia z pomiędzy moich pośladków. Bezskutecznie. Poddałem się więc i niepewnym krokiem ruszyłem do kuchni. W końcu niezależnie od tego, czy stałem w miejscu, czy chodziłem, bolało jak diabli.
Podszedłem chwiejnie do lodówki, podpierając się po drodze o ściany i każdy napotkany mebel. Zajrzałem do środka, później do zamrażalnika i na wszelki wypadek jeszcze kilku szafek, próbując rozeznać się w ich zawartości i skupić na czymś innym, niż piekący rów. Zarejestrowałem niestety, że właściwie to prawie nic w nich nie ma. Nie zdziwiło mnie to ani trochę. Jak pracuję - nie jem. A przynajmniej nie coś, co sam bym przyrządzał. Nie mam na to czasu i o posiłkach zawsze musi przypominać mi agentka. Jednocześnie musi też w ich trakcie nade mną stać, bym na pewno je spożył, bo pochłonięty weną jakoś nie miewam apetytu...
Zadumałem się jeszcze bardziej, po czym wyjąłem z lodówki jajka i jeszcze nieotwierane mleko, mając nadzieję, że wciąż są dobre. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio robiłem zakupy, więc ciężko było mi zaufać niektórym produktom. Upewniłem się co do daty ważności. Jajka były trzy dni po terminie, ale... To jajka. Ich świeżość jest raczej elastyczna... Prawda? Wygrzebałem na półkach mąkę, wziąłem ze stołu butelkę gazowanej wody, a w stosie nieposegregowanych naczyń na suszarce znalazłem miskę. Z patelnią było trochę gorzej. Po kilkunastominutowych poszukiwaniach po szafkach i szufladach, wielu naglących chrząknięciach mego "gościa" i poobijanych o kanty i nogi stołu palcach u stóp okazało się, że niestety leżała w zlewie... I trzeba ją było umyć... O zgrozo.
Będąc już w pełni przygotowanym do działania wsypałem wszystko do miski i wymieszałem składniki licząc, że proporcje "na oko" nie będą smakować jak piach. Rozgrzałem patelnię i wylałem na nią pierwszą porcję leistej masy. Kilkanaście minut i voila! Naleśniki gotowe. Najbardziej prymitywne z dań w wykonaniu ciamajdowatego antytalentu kucharskiego. Wydobyłem wcześniej przyuważony dżem jagodowy, a żeby nie było tak nijak posmarowane już placuszki posypałem dekoracyjnymi, kolorowymi wiórkami i polałem syropem malinowym wprost z plastikowej buteleczki.
Zaserwowałem danie swojemu intruzowi, jednak zanim zdążył dobrze przełknąć pierwszy kęs, odezwać się i wstać z miejsca, ja już byłem zabarykadowany w swojej sypialni, modląc się by nie wyważył drzwi.

Na przyszłość... Będę pamiętał, by próbować to, co serwuję ludziom. Serio!

sobota, 30 lipca 2016

Imagination III

Wiem, że kilka osób na to czekało... Jak już mówiłam - rozdział ten od dłuższego czasu był w przygotowaniu. Niestety zmęczenie pracą, niewielka ilość czasu i baardzo słaby internet nie bardzo pozwalały mi się do tej pory skupić na pisaniu. Jak widać jednak ostatnio się od czasu do czasu coś pojawia i raczej pojawiać się będzie. Mój wen powrócił i płacze przez mój brak uwagi dla niego. Fakt faktem ostatnio trochę bardziej wróciłam do pisania wierszy, niż prozy, jednak ich publikować zbytnio nie będę, nie są tego warte.
Nie wiem, co pojawi się następne. Niestety znaczną część opowiadań zaczęłam pisać w zeszytach, które zostały w rodzinnym domu, lub jakiś czas temu będąc w Holandii. Te drugie niestety zostały tam, na dysku zewnętrznym po formacie komputera... Była tam alternatywna wersja Abyss, na którą bardzo liczyłam, bo miała być napisana lepiej i, przede wszystkim, z innej perspektywy (z punktu widzenia Kisy). Treści miało to już sporo, więc przyznam szczerze - najzwyczajniej w świecie nie chce mi się tego rekonstruować. Lost Heaven też miało już napisany kolejny rozdział. Miałam go tylko edytować i trochę uzupełnić... Istnieje spora szansa na Spectro. Prawdopodobnie jednak usunę osobnego bloga na to opowiadanie i rozdziały będę publikować tu, ponieważ pojawiają się niezwyykle rzadko (w zasadzie zawiesiłam pisanie tego, ponieważ - a jakże by inaczej - zgubiłam wszystkie notatki, scenariusz, plan ramowy, wskazówki odnoście wątków fantastycznych i sporą ilość gotowej treści 8D). W każdym razie, nie przedłużając bardziej...
~Enjoy

~*~

Przyglądałem się zawisłej nade mną, nieskazitelnej twarzy. Wpatrywałem się w jego przenikliwe, bystre, cudownie niebieskie oczy. Wodziłem wzrokiem za jego spojrzeniem, obserwując ruch gęstych, ciemnych rzęs w odcieniu hebanu, gdy przymykał powieki. Podziwiałem symetryczną, ostro zarysowaną szczękę i wydatne, pąsowe usta wykrzywione w dziwnym grymasie. Zapatrzyłem się na idealnie zarysowane wargi, wracając myślami do świeżo ukończonego obrazu. Doskonały. Dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałem. Lśniące, mieniące się odcieniami umbry, kasztanu i złocieni włosy. Szerokie, silne ramiona, smukła sylwetka i elegancka postawa. Nawet siedząc nade mną w dziwnej pozie wyglądał niezwykle dostojnie.
Jak z obrazu. Mojego obrazu. Obrazu, który ledwo ostatniego wieczoru, po latach prób, setkach niepowodzeń i tysiącach łez, udało mi się wreszcie ukończyć. Obrazu, który zszargał me nerwy, doprowadził do depresji, prawie pchnął na samo dno społecznej hierarchii. Ale było warto.
Patrzyłem się na niego więc z godną podziwu bezczelnością, zupełnie zapominając o strachu i kompletnie nie zwracając uwagi na boży świat. Gapiłem się na niego tak intensywnie, że gdyby nie jego coraz bardziej intensywny dotyk na moich żebrach, zapewne już dawno uznałbym go za senną imaginację. Ulotne, nieosiągalne marzenie. Czując jednak jego coraz bardziej namolne ręce na moim ciele chciałem, by tylko marą się to okazało.
Zimna dłoń schodząca pod koszulkę otrzeźwiła mnie momentalnie. Drgnąłem ni to z przerażenia, ni to z przeszywającego chłodu. Na nowo docierały do mnie wszelkie bodźce i na nowo zacząłem rejestrować jego działania. I własne reakcje, bo tych też, w przypływie hipnotycznego roztargnienia i rozpływania się nad jego perfekcją, nie odnotowałem... A do chlubnych one stanowczo nie należały.
Wodził delikatnie palcami wzdłuż mojego boku, dotykając subtelnie brzucha, zahaczając o sutki. Za każdym razem, gdy tak się działo, przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Robiłem się coraz bardziej rozkojarzony, gdy nagle poczułem niezbyt lekki ucisk między nogami. Zerknąłem w dół i dostrzegłem napierające na moje krocze kolano mężczyzny. Szarpnąłem się w tył, próbując się odsunąć, jednak zaraz zostałem pochwycony w żelaznym uścisku. Ujął jedną dłonią moje nadgarstki, przytrzymując je mocno nad moją głową, po czym drugą zaczął stymulować moją erekcję. Zacisnąłem mocno zęby, tłumiąc chęć jęknięcia z desperacji. Czułem się dziwnie. Moje ciało zaczynało wariować, robić, co mu się żywnie podobało i kompletnie odmawiało współpracy z intensywnie pracującym mózgiem. A mózg myślał, jak z tej sytuacji wybrnąć.Bezskutecznie.
Dopiero teraz zrozumiałem, co tak naprawdę wyraża jego twarz. Dominację. Sarkastyczny półuśmiech i stalowe spojrzenie. Ochłonąłem pod jego intensywnym spojrzeniem, jednak tylko na chwilę i tylko po to, by zaraz poczuć wszystko ze zdwojoną intensywnością. Zaczynało mi się kręcić w głowie. Moja skóra stawała się coraz cieplejsza, rozgrzewana jego dotykiem. Zimno jego ciała zaczęło być paląco gorące. Nigdy nie sądziłem, że lodem rzeczywiście idzie się poparzyć. A tu, masz ci los, parzył podwójnie - moje zewnętrzne i wewnętrzne powłoki, roztapiając je z najwyższą skutecznością. Czułem, jak z wolna rozpływam się pod siłą jego spojrzenia i intensywnością ruchów. Resztkami sił wierzgnąłem nogami i podciągnąłem ręce do siebie, nawet nie łudząc się, że to coś da. Coraz bardziej poddawałem się pieszczotom, na wpół przymykając oczy, aż w końcu dotarło do mnie,że...
-...nie jestem gejem.
-Słucham? - mężczyzna wymamrotał skonfundowany.
Dopiero jego zdziwienie uświadomiło mi, że swoje spostrzeżenie wypowiedziałem na głos.
-Nie jestem gejem - powtórzyłem, wkładając w to tym razem znacznie więcej mocy i zdecydowania.
Pokręciłem głową w jeszcze lekkim roztargnieniu, po czym spojrzałem na niego pretensjonalnie. Wszystkie dotychczasowe emocje zdążyły ostygnąć. Mój umysł zaczął z powrotem trzeźwo myśleć i analizować. Ochłonąłem, a moje ciało razem ze mną. Ku chwale ojczyzny! Jakież by to było kompromitujące, gdyby nagle mi stanął z powodu faceta... Mój niedoszły gwałciciel patrzył się na mnie dalej jakbym był niespełna rozumu. Znieruchomiał i chyba nie bardzo wiedział, co na to wyznanie odpowiedzieć, więc uzupełniłem swoją wypowiedź.
-Jestem stuprocentowo normalnym mężczyzną, który lubi kobiety i nie wiem, jak mogłeś pomyśleć, że jest inaczej.
Mój ton był nieco pretensjonalny i przez chwilę dopadła mnie obawa, że mogłem nim swego niechcianego gościa ponownie zirytować. Ten jednak usiadł jedynie wyprostowany, po czym wypalił:
-Kto to jest gej?
Tym razem to ja zacząłem patrzeć jak na idiotę. Facet mnie właśnie próbował napastować seksualnie i nawet nie wiedział, że próbował zrobić ze mnie i z siebie, zarazem, pedała? Dobre sobie. Zapytałbym siebie, z jakiej planety pochodzi, ale... To pytanie jakoś nieprzyjemnie gryzło mi się z myślą, że pochodził z obrazu.
-Gej to... Homoseksualista? - popatrzył z jeszcze większym zdziwieniem. - Pederasta?
-Mówże normalnie. Wyjaśnij.
-Gej to taki pan, który lubi panów.
-A czemu mężczyźni mieli by panów nie lubić? Przecie to normalne, by mieć męskich kompanów! - obruszył się, najwyraźniej nie rozumiejąc mojego wyjaśnienia.
-Inaczej... To taki pan, który uprawia seks z innymi panami - sprostowałem.
-Adoracja mężczyzn jest w tym dziwnym miejscu zła?
-Raczej... Niecodzienna. I nie przez wszystkich akceptowalna. Większość mężczyzn uważa to za ubytek w godności... Jestem malarzem. Już to poddaje mnie ostrej krytyce, zwłaszcza wśród rodziny. Jakby jeszcze przy tym wyszło, że gejem jestem, to już w ogóle nie miałbym życia! - obruszyłem się, niemal zaczynając płakać.
Jęknąłem przeciągle. Wizja mojego ojca, dowiadującego się o mej zmianie orientacji, przyprawiała mnie o palpitacje. To zdecydowanie bardziej przerażające od facetów z obrazów o sile czołgu i charyzmie lwa. Ooooj tak. Tata by mnie zabił na miejscu. Bezapelacyjnie.
Mężczyzna patrzył się na mnie jak na zidiociałego szczeniaka, który właśnie zrobił coś bardzo głupiego i nie był tego świadomy. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że jest rozbawiony. Minęło ono jednak z jego następnymi słowami...
-Rozbieraj się.
-Słucham? - otrząsnąłem się z wizji swojej śmierci.
-Rozbieraj się - powtórzył władczo.
-Mowy nie ma! - otoczyłem się mocno rękoma i odsunąłem na tyle, na ile mogłem.
-Sprzeciwiasz się mi? - jego głos zabrzmiał jak grom.
Drgnąłem.
-Ni... - odchrząknąłem, próbując się nie jąkać i sięgając po resztki pewności siebie. - Tak! - niemal pisnąłem.
Mój głos był nienaturalnie wysoki i z pewnością nie umknęło to też jego uwadze.
-Mam Ci pomóc? - do silnego głosu doszło też niezadowolone spojrzenie.
Podskoczyłem, przestraszony, po czym prędko zabrałem się za ściąganie koszulki...

Na wszystkie świętości i wyklętych kości... DLACZEGO JA?!

sobota, 23 lipca 2016

Post Scriptum

Traktujmy ten post jako swego rodzaju przedmowę do poniższego one-shota... Nie było mnie na blogu od lutego, nagle się wyrwałam z takim niewiadomoczym... Trochę głupio się chociaż nie przywitać. Z niewiadomych przyczyn nie działa mi edycja postów, więc dzisiaj zaśmiecę sobie nieco tablicę na blogu i już. Trudno. 
Do rzeczy - hej wszystkim, może jeszcze ktoś tu czasem zagląda... O.o Powinnam w tym momencie prawdopodobnie obwieścić powrót, czy coś, jednak... Nie chcę obiecywać czegoś, czego nie wiem, czy będę mogła dotrzymać. Oczywiście nie zawiesiłam permanentnie pisania. A gdzie tam. Zwyczajnie od jakiegoś czasu brakowało mi inspiracji. Wiodę zbyt szczęśliwe życie dla mojego ponurego wena, czy coś .__.' Mój wen jest upierdliwy. Przychodzi tylko wtedy, gdy wszystko mi się wali na łeb lub dopada mnie melancholia. Na melancholię mamy nieodpowiednią porę roku, a sypiać to mi się aktualnie może jedynie piasek do butów podczas polowania na pokemony na plaży. W każdym razie mam kilka zaczętych projektów w zanadrzu, z czasem powolutku będę je wykańczać (jak mi czas dopisze to na dniach pojawi się nowy rozdział Imagination, bo w zasadzie brakuje tam tylko jakiegoś sensownego zakończenia i korekty). Niestety nie sądzę, by udało mi się pociągnąć Hunting... Nie wiem dlaczego, ale uważam, że to najlepsza rzecz, jakiej się podjęłam pisać i... To chyba sprawia, że poczułam za dużą presję, by uczyć to jeszcze lepszym i nie tego nie spieprzyć. Efektem tego jest blokada. Nie potrafię do tego przysiąść. Ilekroć próbuję dostaję migreny i mózg mi się męczy już przy pierwszym zdaniu. #sick
W każdym razie zapraszam do lektury poniższych wypocin, a nowe duszyczki i przypadkowych gapiów zachęcam do przeczytania również poprzednich tworów (nie zraaźcie się pierwszymi rozdziałami Abyss, jestem świadoma ich niskiej jakości, ale to było moje pierwsze opowiadanie EVER ^^" ).

~Enjoy

Ostatnie wspomnienie (one shot)

Jego usta z wolna błądziły po mojej szyi. Ręka snuła wzdłuż mojego ramienia raz w górę, raz w dół, pozostawiając na mojej skórze przyjemne uczucie ciepła. Jedną nogą oplatał mnie wokół pasa, przygwożdżając mnie tym samym do łóżka i ograniczając możliwości ruchu. Poczułem miłe mrowienie w okolicach podbrzusza, gdy zszedł pocałunkami nieco niżej - na moje obojczyki, na klatkę piersiową. Następnie uraczył pojedynczym, subtelnym całusem moje usta. Jego wargi były miększe od setek pluszaków, którymi go obdarowałem wiedząc, jak je uwielbia. Słodkie od truskawkowej pasty dla dzieci, której używał mimo wieku.
Za oknem był rześki poranek.Przez uchylone drzwi tarasu przedostawała się do środka chłodna bryza. Powietrze było przyjemnie wilgotne. Niemal dało się poczuć na twarzy rozsiane wiatrem kropelki słonej wody. Słychać było kojący szum fal, zagłuszany wyłącznie przez pulsującą w żyłach krew, gorętszą niż zwykle. Pierwsze promienie słońca nieśmiało przebijały się przez niedokładnie zaciągnięte zasłony w różnych odcieniach pasteli.
To był nasz ostatni odwzajemniony dotyk. Ostatni raz, gdy nasze rozgrzane ciała poruszały się tym samym rytmem. Ostatnie namiętne spojrzenie w oczy, dłużące się w nieskończoność. Ostatnie czułe pocałunki, które miały się wyryć w naszych pamięciach na wieki. Ostatnie wspólne wspomnienie.
Czy to właśnie dlatego moje zmysły były wyostrzone do granic możliwości? Czy dlatego rejestrowały każde uderzenie wody od brzeg pobliskiego klifu? Każdy silniejszy powiew wiatru? Każdą zmianę barw rzucanych na jego twarz przez oświetlone bladym światłem poranka, kolorowe firanki? Każde pojedyncze uderzenie serca - jego i mojego? Czy to dlatego, że zaraz miałem go nieodwracalnie stracić?
Czyżbym się tego bał? A może mój umysł podświadomie starał się uczynić tę chwilę tak patetyczną? Najpiękniejszą, jak tylko się dało, bym nigdy nie mógł wspominać o nim źle? I tak bym nie potrafił. Jego postać w moich oczach zawsze była zbyt idealna. Już od samego początku byłem ślepy na jego wady. Może to był błąd? To przez tę moją ignorancję względem jego niedoskonałości wynikały między nami wieczne spory. Tworzyłem w głowie jego obraz doskonały chcąc, by doskonale się zachowywał i wściekałem się za każdym razem, gdy robił coś nie mojej myśli. Nie potrafiłem zaakceptować, że coś jeszcze oprócz mnie może być dla niego ważne. Nigdy. I niemal zżerało mnie to od środka. Mój ideał powinien darzyć mnie idealną miłością. Tylko mnie.
Niejednokrotnie miałem ochotę krzyczeć ze złości, gdy tak cenny czas, którego nigdy nie mieliśmy dla siebie w dostatku, poświęcał czemuś innemu. I choć ceniłem go za pasję i rozumiałem jego nawyki, częściowo je nawet podzielając... Nie potrafiłem się pogodzić z tym, że dzielił swoją uwagę pomiędzy nie i mnie. Chciałem go całego tylko dla siebie.
Wiem. Samolubne. Nigdy jednak nie lubiłem dzielić się tym, co moje.

Poczułem jego wzrok na swojej twarzy. "Czemu płaczesz?" - zapytał surowym tonem, przeszywając mnie karcącym spojrzeniem. Oprzytomniałem na chwilę, uzmysławiając sobie, że moje rozważania za bardzo pochłonęły moją uwagę. "Bo mogę." - odpowiedziałem po chwili z uśmiechem pełnym bólu i ulgi zarazem. Czułem się zagubiony i odświeżony zarazem. Teraz już mogę płakać. Teraz już nic nie powstrzymuje moich łez. Żadne przysięgi. Żadne więzi. Mogę płakać do woli.