Sensuum

W zbiorze opowiadań znajduję się również takie, które opowiadają o związkach męsko-męskich, dlatego też wszyscy, którym to nie odpowiada, proszeni są o opuszczenie bloga.

BLOG SPOWOLNIONY
Czyli notki pojawiać się będą w dużych odstępach czasowych.

W PRZYGOTOWANIU:
Imagination V
Lost Heaven 2
Hunting V
Abyss (Kisa's ver.)
Moon Child (np. filmu)
List (one shot) -
Rapsodia (shot/miniaturka) -
Ishtar(shot/miniaturka/seria) -
Love is Dead (mega shot)

piątek, 26 sierpnia 2016

Imagination V

Wydaje mi się, że ten rozdział jest nieco bardziej rozbudowany od poprzednich... Ale pewności nie mam. Może odnoszę takie wrażenie tylko przez fakt, że był pisany w miliardach podejść w wolnej chwili w pracy.  Raczej nie za wiele się w nim dzieje. Jest po prostu pewnego rodzaju przejściem do właściwej części opowiadania, gdzie wywiecie się wreszcie nieco na temat tego dziwnego typa. co to go płótno nie chciało.
Pisam intensywnie, choć niewiele mam na to czasu, dlatego frekwencji powalającej mieć nie będę. Z pewnością jednak będzie ona wyższa, niż przez ostatni rok... Serio!
Rozdział z szybką dedykacją dla #K, w podziękowaniu za wskazówki ☺

~Enjoy

Wieczór upłynął w spokoju. Po próbie dokonania na mnie morderstwa przez mojego gościa za nieudolne naleśniki okazało się, że on sam potrafi całkiem nieźle gotować. W prawdzie większości składników w mojej kuchni nie rozpoznawał i musiałem mu, jak dziecku (co często zagrażało mojemu życiu), tłumaczyć po kilka razy co do czego służy, czym jest i jak smakuje (wolałem, by nie próbował ponownie mąki lub nie zjadł łyżką masła). Dodając do jego niewiedzy bardzo ograniczony asortyment spożywczy, jestem w szoku, że wyczarował dwudaniowy obiad, nie zdewastował przy tym kuchni, a nawet począł przygotowania do zrobienia deseru. Zważywszy jednak na to, że chciał do niego upuścić nieco mojej krwi... Moja ekscytacja opadła i odpuściłem sobie chęci spożycia czegoś słodkiego. Początkowo wydawało się, że zamierza wszystko zjeść sam, co wywołało ogromne niezadowolenie mojego, jak się okazało, pustego żołądka. Dlatego też dzielnie wywalcz...  No dobra, komu ja ściemniam - wybłagałem swoją porcję, płaszcząc się przed nim na kolanach i obiecując zapewnić mu wreszcie jakąś rozrywkę... Cokolwiek miał przez to na myśli - przerażało mnie.
Po posiłku usadowiłem jednak przybysza na kanapie, z czego był niezmiernie zadowolony twierdząc, że to jedyny wygodny mebel w moim mieszkaniu. Mruczał też coś na temat komfortu jego szlacheckiego, wychuchanego zadka (a przynajmniej tak mi się wydaje, gdyż jego mowa jest jakby sprzed epoki), ale olałem to, włączając telewizor. Chciał mieć rozrywkę, to ją dostanie. Miałem nadzieję, że obce mu ruchome obrazy okażą się dla niego na tyle fascynujące i zajmujące, bym mógł mieć chwilę dla siebie. Nota bene... Po jego próbach zgwałcenia mnie nie miałem czasu się umyć. A naprawdę o tym marzyłem. Bardzo! Pomijając fakt, że w ogóle od jego zjawienia się tu minęło raptem kilka godzin. Dodając do tego nieprzemijające wrażenie, że koleś wylazł z płótna... Jakoś tak od południa nie mogłem wyjść z konsternacji. Musiałem to przemyśleć. Raz, porządnie, na spokojnie, bez obłapiających mnie rąk i karcących spojrzeń tych piekielnie ujmujących, hipnotyzujących, thenardowych oczu.
Wszedłem do łazienki i odkręciłem ciepłą wodę, wypełniając nią podłużną, prostą wannę opartą na niewielkich, kolistych nóżkach. Była nie za duża, ale przy moim wzroście w zupełności wystarczała. Samo pomieszczenie urządzone było raczej w sposób praktyczny. Kwadratowe lustro bez ramy wiszące nad klasyczną, białą umywalką. Wieszak na ręczniki umieszczony tuż przy niej. Prostokątny dywanik w kolorze popielatym, ułożony wzdłuż wanny i kosz na pranie na przeciwległej ścianie, zastawiony pralką. Jedynym ozdobnym elementem wśród chabrowych kafelków i grafitowej terakoty była ciągnąca się od sufitu aż po podłogę abstrakcja w odcieniach fioletu i szarości z dodatkiem odrobiny błękitu dla złagodzenia kompozycji. Kiedyś stała tu wiktoriańska szafka rzeźbiona w mahoniu, ale uznałem, że za bardzo gryzła się z nowoczesnym wnętrzem. Teraz zalega w kącie mojego pokoju, zmuszając mnie niejednokrotnie do paradowania po mieszkaniu w samym ręczniku, bo to w niej trzymałem od zawsze bieliznę... A mam tendencje do zapominania, by wziąć ubrania do łazienki.
Gdy para szczelnie wypełniła pomieszczenie, uniemożliwiając mi przejrzenie się w lustrze, wszedłem powoli do wanny. Relaksujące ciepło rozeszło się od moich łydek, przez obolałe biodra, aż do łopatek i zdrętwiałego karku. Rozluźniłem wszystkie mięśnie, rozkoszując się chwilą spokoju. Pozwoliłem swoim myślom dryfować we własnym tempie, nie próbując ich w żaden sposób układać i nie zastanawiając się nad niczym szczególnie. Mój umysł oczyszczał się stopniowa, pozwalając uzyskać spokój. Przez cały dzień brakowało mi harmonii. Dopiero teraz mogłem usystematyzować sobie informacje na temat mojego gościa. Analizując z wolna cały dzień starałem się przywołać jak najwięcej szczegółów. Pamiętam ostatnie posunięcia pędzlem na płótnie, gdy po tygodniach trudów, prób i niepowodzeń, wreszcie udało mi się skończyć mój najlepszy obraz. Pamiętam zachwyt nad samym sobą, gdy tego dokonałem. Pamiętam wątpliwości i niepewność. Pamiętam rozmyślenia na temat tego, czy chcę obraz pokazać światu, czy zamknąć go w szczelnym miejscu i zachować tylko dla swoich oczu. Wszystkie te emocje i niekontrolowane odczucia wciąż były we mnie jak najbardziej żywe. Niemożliwym jest więc, bym sobie to wyśnił. Owy sen byłby zbyt realistyczny. Poza tym... Ten mężczyzna jest łudząco podobny do mojego obrazu. Bardzo prawdopodobne, że kiedyś go gdzieś już widziałem i wyrył się w mojej pamięci, a mój umysł po prostu przerobił go na obraz, tworząc w moich myślach swoisty ideał. Choć i poza obrazem od ideału facet nie odbiegał... Fakt, że płótno z rana było puste, może oznaczać, że on lub ktoś inny uprowadził malowidło i podstawił czysty materiał. Jego dziwna, archaiczna mowa może być zaś zwyczajną grą aktorską. Ewentualnie to obcokrajowiec, który nie do końca orientuje się w nowinkach językowych. Jak filolodzy, którzy jadąc do Grecji na wakacje mówią starogreką myśląc, że ktoś ich zrozumie... To najbardziej logiczne i sensowne wyjaśnienie, na jakie udało mi się wpaść. Nie tłumaczy ono raczej jego władczości i dziwnych upodobań. Faktu nierozpoznawania mąki raczej też nie, ale może najzwyczajniej nigdy wcześniej nie musiał się z takimi rzeczami obchodzić. Wygląda na osobę, za którą wszyscy pracują, a nie która pracuje dla innych. Jego postura, płynne ruchy i gesty nasuwają na myśl znakomitych arystokratów, a nie parobków. Posiadanie od dziecka kucharki mogłoby to wyjaśniać. Choć raczej negowałoby to jego zdolności kulinarne...

Zanim się spostrzegłem woda w wannie doszczętnie wystygła. Wyszedłem z niej, trzęsąc się z lekka i owinąłem się szybko ręcznikiem, łapiąc płynące z niego drobiny ciepła. Wytarłem się prędko i zarzuciłem na ramiona mięciutki, puszysty szlafrok. Uznałem za nieco ryzykowne paradowanie tylko w nim przy przybyszu, więc pognałem niezauważenie do sypialni i wygrzebałem z szafy jakieś sensowne ubrania. Szczelne ubrania. Dużo ubrań. Tak żeby utrudnić mu możliwie jak najbardziej dostanie się do mojej skóry. Przez chwilę w odruchu chciałem założyć nawet rękawiczki i czapkę, ale otrząsnąwszy się poprzestałem na podkoszulce, koszuli, swetrze, bieliźnie i luźnych, materiałowych spodniach. I tak już dawno musiałem przy nim wyjść na dziwaka. Nie powinienem czynić się nim również we własnych oczach...
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do salonu. Mężczyzna siedział wciąż w tej samej pozycji, wpatrując się intensywnie w ekran. Zadziwiające, jak sztywne mogą być czyjeś plecy. Nie było mnie blisko godzinę, a on dalej siedział w pełni wyprostowany. Ja się garbię nawet, jak mam oparcie. Na spotkaniach służbowych mam problem utrzymać postawę przez piętnaście minut, bo zaczyna mnie boleć krzyż i czuję drętwienie między łopatkami.
Stanąłem za kanapą zerkając, co ogląda i pożałowałem, że nauczyłem go posługiwać się pilotem przed wyjściem do łazienki. Na telewizorze wiły się właśnie dwie kobiety - jedna ciasno związana, ze skrępowanymi rękoma i zasłoniętymi oczami, druga zaś, w lateksowym wdzianku, znęcająca się nad nią z pejczem, z arsenałem wibratorów i niebezpiecznie wyglądających zabawek pod ręką. Co zadziwiające, spętana dziewczyna zdawała się czerpać z tego przyjemność. Zacząłem się zastanawiać, w jakiej epoce ja żyję i co mnie ominęło. To takie rzeczy można w ogóle pokazywać w telewizji? Myślałem, że od tego jest Internet. W nim mnie nic nie zdziwi...
Patrzyłem się z osłupieniem i narastającym przerażeniem, zaś mój gość siedział niewzruszony. Niezmąconą niczym falę jęków przerwało nagle moje niespodziewane pytanie:
- W zasadzie... To jak ty masz na imię?
Gość popatrzył się na mnie skonsternowany, chyba dopiero zauważając moją obecność.
- Louis. - uciął krótko, a po jego minie wywnioskowałem, że więcej raczej nie powie.
- Francuskie imię... - rzuciłem w zastanowieniu.
- Jestem Francuzem. - popatrzył na mnie jakby to było oczywiste.
Ha! To potwierdzało moją teorię o obcokrajowcu!
- Co w takim razie robisz tutaj?
- Tutaj, czyli gdzie, waść?
- W Stanach.
- Jakich Stanach? - jego spojrzenie zdawało się być nieco zagubione.
- Ameryka. Stany Zjednoczone.
- Śmiesz kpić? - uniósł nagle głos i wstał. - Ja,  możny markiz francuski, w tym barbarzyńskim kraju? Jak eś śmiał mię tu sprowadzać?!
Nie wiedząc, co robić i skąd u niego tak ostra reakcja, odsunąłem się pół kroku w tył, by uchylić się przed ewentualnym atakiem. On jednak stał dalej w miejscu, zaciskając wargi i niemal trzęsąc się ze złości.
- To musi być jakieś nieporozumienie. - powiedział w końcu, patrząc na mnie spode łba.
Pokręciłem przecząco głową, w zasadzie modląc się, by tego nie zauważył. Jego bystremu oku jednak nic nie mogło umknąć. Warknął, przymykając jednocześnie powieki. Chyba próbował się opanować, jednak na niewiele się to zdawało, sądząc po rosnącym w jego gardle burczeniu. Jego policzki minimalnie się zarumieniły. Teraz jego twarz była kontrastową kompozycją pąsu i wyblakłego orzecha. Znowu miałem wrażenie, że jego kły jakby nieco się wydłużyły, po czym wróciły do normalnej postaci.
Byłem coraz poważniej wystraszony. Zaczynałem się czuć jak kundel z podkulonym ogonem, niewiedzący, za co pan chce go ukarać.

Bogowie wszystkich panteonów... Co ja znowu zrobiłem?!