Sensuum

W zbiorze opowiadań znajduję się również takie, które opowiadają o związkach męsko-męskich, dlatego też wszyscy, którym to nie odpowiada, proszeni są o opuszczenie bloga.

BLOG SPOWOLNIONY
Czyli notki pojawiać się będą w dużych odstępach czasowych.

W PRZYGOTOWANIU:
Imagination V
Lost Heaven 2
Hunting V
Abyss (Kisa's ver.)
Moon Child (np. filmu)
List (one shot) -
Rapsodia (shot/miniaturka) -
Ishtar(shot/miniaturka/seria) -
Love is Dead (mega shot)

poniedziałek, 14 października 2013

Defection (K.A.Z. x HYDE)

Jak może niektórzy zauważyli - lista na górze bloga się nico rozrosła... Cóż, postarałam się ułożyć ją mniej więcej w kolejności, w jakiej notki się będą pojawiać. Jeśli mi się uda wcisnę jeszcze gdzieś w środek ficka na Halloween tylko... Muszę go najpierw przerobić, bo to, co na razie napisałam mi się kompletnie nie podoba, a jakoś tak... Brakuje mi nieco kopniętej w dekiel weny, do tak irracjonalnego parinigu, jaki tam umieściłam...
Jeszcze raz przepraszam, że tak dawno nic nie było i że to nie jest Abyss a jakiś tam one shot... Po prostu chcę, żeby ostatnie dwa rozdziały tego opowiadania wypadły jak najlepiej, bo i tak wiem, że część osób, która tę serię czyta... Po prostu mnie za nią zje lub pozbawi życia w sposób skrajnie brutalny .__."

W ramach drobnego przypomnienia:
K.A.Z. - Kazuhito Iwaita;
HYDE - Hideto Takarai;

Nie bijcie za pewne nieścisłości biograficzne... Niektóre fakty mogły zostać nieco naciągnięte do fabuły.
Nie bijcie też za to, że fick, który pierwotnie miał być uroczą i słodką do porzygu miniaturką zrobił się... No taki właśnie nieuroczy i wcale nie miniaturowy x.x"

Ejoy~

~*~

Hyde - skromne metr 58 w kapeluszu i… 10-centymetrowych koturnach...

...oraz K. A. Z. - pokręcony gitarzysta, którego łatwiej zawstydzić, niż małą dziewczynkę.

Dlaczego postanowiłem o nich napisać? Ponieważ w całej przeciętności ich historii kryje się pasja, która nie przestaje fascynować.
Nie będzie to kolejny powalający dramatyzmem lub słodyczą opis romansu dwóch gwiazd. Będzie to krótka opowieść o ludziach, ich wzlotach i upadkach, wątpliwościach i powolnym dążeniu do celu.
~*~
Poznali się przypadkiem, gdy HYDE poszukiwał muzyków, którzy akompaniowaliby mu przy jego solowym projekcie. Bardzo niewinny początek i bardzo niewinny rozwój wydarzeń.
Już od pierwszych chwil ta dwójka bardzo dobrze się dogadywała, zwłaszcza w kwestiach muzycznych. Dzielili wspólny punkt widzenia na to, co kochali najbardziej. Mieli niemal identyczne gusta, przez co tworzenie kolejnych piosenek szło im z łatwością i przysparzało mnóstwo radości. Rozumieli się niemal bez słów, co dodatkowo sprzyjało ich pracy. Nie trzeba było długo czekać, by ten solowy projekt zamienił się w duet. K.A.Z. przystał na taki układ bez słowa sprzeciwu.
Grali dalej. Cały czas tak samo. Niezmiennie przepełnieni pasją, z której zrodziła się ich przyjaźń.
HYDE, jeszcze zanim powstało VAMPS, nie ufał nikomu w takim stopniu, jak swojemu kompanowi. Co innego tyczyło się samego gitarzysty, który zaufać się bał. Bynajmniej nie ze względu na to, że naszego aniołka nie lubił…

Cała historia układała się bardzo ładnie. Kilka krótkich tras koncertowych, pierwsze covery  piosenek, wydane single. W międzyczasie, po długiej przerwie, na scenie znów pojawił się stary zespół wokalisty – L’arc~en~Ciel. Wydali album, pojechali w kilkumiesięczny objazd po największych scenach Japonii i z wielkim rozmachem odbębnili swoje dwudziestolecie. Żyć, nie umierać! Dla kogoś tak pochłoniętego przez muzykę, jak HYDE, był to raj na ziemi. Szybkie tempo, multum wrażeń i pozytywnych emocji. Szum gratulacji i wiwatów ze strony fanów oraz możliwość samorealizacji w tym, co się kocha najbardziej!
Czuł się spełniony. I to spełniony w sposób najbardziej mu właściwy. Jednak najwięcej szczęścia czerpał z chwil spędzonych na wspólnym graniu razem z nami.
Zwykł mawiać, że Laruku go ogranicza. Wprowadza pewne kanony, których nie może przekroczyć, by nie zranić ludzi, którzy za nimi podążają. To dlatego kilka lat temu zdecydował się wydać coś samodzielnie. Coś, co byłoby zwierciadłem jego duszy. To dlatego pojawiła się przed nami możliwość zagrania razem z nim, śmiania się i wspólnego cieszenia każdą minutą naszego życia.

Bo jeśli mam być szczery… HYDE jest taką pozytywną duszyczką czuwającą nad całym zespołem. Zaraża swoim entuzjazmem i nigdy nie pozwala, by zapanowała wśród nas ponura atmosfera. Nigdy nie pozwala, by ludzi, którzy go otaczają, dopadło przygnębienie.
Sam jednak łatwego życia nie ma. O nie. Wręcz przeciwnie…

Po powrocie Laruku przez blisko 2 lata niemal w ogóle nie było go w domu. Ba! To bardzo skromnie powiedziane. Niemal połowę tego czasu spędził za granicą śpiewając razem z VAMPS. To nasz debiut na arenie międzynarodowej, a on nie zamierzał tego popsuć. Natomiast, podczas gdy był w kraju non stop przebywał albo w studiu, pracując nad kolejnymi utworami, albo koncertował ze swoim drugim zespołem.
Był w ciągłym ruchu i nie można go było za to winić. Zwłaszcza gdy widziało się z bliska, jak po każdym udanym występie czy nagranej piosence emanował coraz większą ilością pozytywnej energii.

Był jednak ktoś, kto tego nie doceniał. Ktoś, kto chciał go mieć tylko dla siebie. Ktoś, kto nie przejmował się konsekwencjami swoich poczynań i jednym czynem zrujnował cały jego świat.

Po powrocie z jednej z dłuższych tras wrócił na kilka tygodni do domu. Zazwyczaj czas ten dzielił pomiędzy wybrankę swojego życia a ich dzieci, całkowicie odcinając się od pracy, jednak nigdy od przyjaciół. A przyjaciół miał niestety głównie w branży... Jego żonie się ten fakt nigdy nie podobał, ale szanowała go ze względu na to, iż sama brała czynny udział w show biznesie. Wiedziała jak to jest otaczać się sławami.
Dlatego też gdy udało nam się uwolnić od natłoku roboty, raz na jakiś czas urządzaliśmy sobie krótkie wypady na piwo, plotkując przy tym niczym stare dewotki. Umowa była tylko jedna – zero rozmów zawodowych. Mieliśmy się zrelaksować  i  nie przejmować na zapas czymś, co nie było akuratnie istotne.

Tym razem było jednak inaczej. Przez blisko miesiąc nie udało nam się złapać z Hideto kontaktu. Nie odbierał od nas telefonów, nie odpisywał na maile. Początkowo uznaliśmy, że pewnie chce poświęcić trochę uwagi wyłącznie rodzinie. Z czasem stało się to jednak dla nas bezsensem. Cała ta cisza trwała stanowczo za długo. Poza tym dałby nam jakiś znak. Coś by powiedział. Nie miał problemów ze szczerością. Zawsze mówił otwarcie, kiedy mamy mu dać spokój. Chociaż nie zdarzało się to zbyt często… To oczywiste, że zaczynaliśmy się martwić. Kompletnie nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Najbardziej zachodził jednak w głowę K.A.Z.. Zaskoczyło nas, że i on nic nie wie. Pomyśleliśmy więc, że mogli się pokłócić. On jednak bardzo szybko temu zaprzeczył, wydając się przy tym jeszcze bardziej przygnębiony. To nam tylko przysporzyło dodatkowych trosk. Obawialiśmy się, co też gitarzysta może zrobić w takiej sytuacji.
Nim jednak nasz czas wolny dobiegł końca otrzymaliśmy długo wyczekiwaną wiadomość: „Spotkajmy się tam gdzie zawsze.”. Tylko tyle. Ani słowa więcej. Poszliśmy więc w nasze stałe miejsce – do niewielkiego baru nieopodal mojego mieszkania.
~*~
Każda bajka ma swój koniec.
~*~
Lokal był bardzo przytulny. W środku jak zawsze rozbrzmiewała spokojna muzyka, a ludzi nie było zbyt wiele. Można było spokojnie usiąść przy barze, napić się i porozmawiać, a jak zaszła taka potrzeba, właściciel użyczał swojej kanciapy. Można było w niej chwilkę odpocząć od alkoholu i roześmianego towarzystwa. Miejsce idealne dla każdego faceta! Nawet telewizor stał za kontuarem!
Tak więc siedzieliśmy tak, jak zawsze, popijając piwo i wyczekując naszego aniołka. Nie wiedzieliśmy, o której zamierza się zjawić, więc przyszliśmy zaraz po otrzymaniu wiadomości.
Przed wieczorem dołączył do nas. Wyglądał na strasznie zmęczonego, ale tego nie skomentowaliśmy. Nie odezwaliśmy się też ani słowem na temat jego kilkutygodniowego milczenia. Chcieliśmy żeby sam nam o tym opowiedział. Czekaliśmy.

Po kilku piwach i luźnej gadce doszliśmy do punktu, w którym pora było się rozstać. Nie powiedział nam nic. Dopiero kilka dni później dowiedzieliśmy się od Kazuhito, że jego żona popadła w depresję. Był z nią w niewielkim szpitalu kilkanaście kilometrów od miasta. Czekał, aż z tego wyjdzie. Terapia rodzinna przyniosła pewien efekt, ale niewielki. Czas jednak biegł nieubłagalnie. Wokalista nie mógł stać w miejscu i wypatrywać chwili, kiedy wszystko wróci do normy. Miał swoje obowiązki. Zobowiązania wobec fanów.

Wrócił więc jak gdyby nigdy nic do pracy. Pisał, grał, śpiewał. Gdyby nie świadomość zaistniałych okoliczności, nikt by nawet nie zauważył, że coś było nie tak!
Wciąż z tą samą werwą, tym samym zapałem. Tworzył i dobrze się bawił.
Zmieniła się tylko jedna rzecz – coraz częściej wracał do domu. Nawet na kilka godzin, byle tylko odwiedzić żonę. I coraz częściej po tych wizytach wyciągał nas do baru.
Jedno piwo, dwa… Ale to wystarczyło, by zaczął się powoli staczać. Na naszych oczach popadał w ruinę. A my mogliśmy jedynie stać i się temu przyglądać. Nie dopuszczał nas do siebie. Nie pozwalał sobie w żaden sposób pomóc.

Pozbierał się na jakiś czas dopiero podczas wyjazdu do Stanów. Nie miał czasu myśleć i się zamartwiać. Pochłonęła go promocja zespołu i nowe miejsca, które koniecznie chciał odwiedzić. Zawsze lubił wędrować po miastach, w których dawaliśmy koncerty i zdawać relacje fanom z każdego miejsca z osobna. To go w jakiś sposób uspokajało i pozwalało oderwać się na tych kilka błogich chwil od rzeczywistości.

Po powrocie jednak nie odwiedził już domu. Na jakiś czas zatrzymał się w hotelu niedaleko studia. Nawet nie pojechał zabrać swoich rzeczy. Kolekcję ukochanych pierścieni sygnowanych pentagramem woził zawsze przy sobie, a nic więcej nie było mu potrzebne. Gitary trzymał w studiu, ubrania w walizce.
Gdy nie było zajęcia – pił. On pił, zaś K.A.Z., niczym dobry stróż, tkwił przy nim i ratował go z każdej opresji. A takowych było coraz więcej. Niejednokrotnie musiał wyciągać go z baru w środku nocy, zalanego w trupa lub wszczynającego bójki z każdym, kto mu się nawinął pod rękę. Prowadził go wtedy do siebie i nie wypuszczał, póki ten całkowicie nie wytrzeźwiał i nie wyleczył kaca.

HYDE kompletnie przestał się kontrolować. Doszło do tego, że sięgał po alkohol nawet przed występami. Twierdził, że w ten sposób łatwiej mu się skupić i nie musi się martwić o to, co mówi. Och, i angielski szedł mu o niebo lepiej…

Któregoś razu, podczas krótkiej przerwy na próbie, zapytałem, dlaczego nie wraca do domu. W pierwszej chwili pożałowałem tak impulsywnego posunięcia, jednak, o dziwo, otrzymałem odpowiedź. Odpowiedź, która zszokowała nas wszystkich. Wszystkich z wyjątkiem Iwaity, który już wcześniej usłyszał od niego wszystko podczas jednego z ich wypadów.
Wyrzuciła go. Postawiła mu ultimatum. Powiedziała, że albo ona i dziecko, albo zespół.
Dla niego wybór był oczywisty. A przynajmniej tak mu się zdawało. Cały czas nie dostrzegał, w jakim jest stanie. Wydawało mu się naturalnym, że upija się po kątach. Uspokajał się jedynie na scenie. Nawet przytłumiony procentami wciąż był na niej w swoim żywiole. Jego aura się drastycznie zmieniała, kiedy sięgał po gitarę i mikrofon. Jego muzyka zaś wciąż była taka sama. Nabrała powagi, ale nadal była utrzymana w tym samym tonie. Nadal płynęła swobodnie z jego ust, a rytm szarpanych strun idealnie zgrywał się z melodią przygrywaną przez K.A.Z.a.

Tak minęło kilka długich miesięcy. Miesięcy, podczas których gitarzysta niezmiennie opiekował się naszym podupadłym na duchu aniołkiem, z wolna wyciągając go z dołka. Aniołek powoli odżywał, zaś jego stróż wydawał się być tym coraz bardziej zmęczony. I bynajmniej nie dlatego, że miał go już dość. Wręcz przeciwnie. Zamartwiał się ilekroć Hideto wychodził pić. Tematu o żonie nawet nie ruszał. Nie miał sumienia pchać go w jej łapy. Wolał sam udzielić mu pocieszenia. Ale przebywanie w jego towarzystwie wymagało od niego maksimum samokontroli.
Dość szybko zorientowaliśmy się, w czym tak naprawdę tkwi sedno sprawy.  Kazuhito zawsze miał do niego słabość, tak jak i każdy inny człowiek w jego otoczeniu. Bo któżby nie uległ tym szczenięcym oczkom, wpatrującym się w ciebie jakby prosiły o cukierka? Któżby nie poddał się pod tym niewinnym uśmiechem? K.A.Z.. Tak po prostu. Tylko na nim nigdy nie robiły wrażenia. Ale nie wątpliwie miał do niego słabość.

To nas w jakiś sposób krzepiło. Nawet przez chwilę nie wyobrażaliśmy sobie innego scenariusza, niż połączenie tej dwójki. Tak więc nie wtrącaliśmy się ponad miarę i przymykaliśmy oczy na wszystkie wybuchy wokalisty, pozwalając mu zająć się nim po swojemu. Nasza ingerencja i tak by nic nie dała. HYDE słuchał tylko jego i tylko jemu ufał. Nam pozostawało mieć nadzieję, że gdy Iwaita zdecyduje się na jakiś krok, to zaufanie nie zostanie zniszczone.
~*~
Nadszedł czas na zmiany.
~*~
To była czwarta rocznica istnienia naszego zespołu. Tak jak co roku planowaliśmy ją hucznie uczcić. Zaprosiliśmy całą ekipę, kilku znajomych po fachu, przyjaciół i członków rodziny. Łącznie przyszła blisko setka osób.
Wynajęliśmy niewielki, ale klimatyczny klub, w którym zawsze grali muzykę dopasowaną do naszych gustów. Oczywiście tortu też nie mogło zabraknąć! Ale akurat tego zbyt dobrze nie wspominam, a ekipa porządkowa tym bardziej…
Najpierw podziękowania dla naszego wiernego i świetnie zorganizowanego staffu, innym zespołom za inspiracje, krewnym za wsparcie i inne tego typu formalności. Później krótki koncert, bo jak mogłoby się obyć bez występu głównych gwiazd tego wieczoru? Następnie lekka przekąska i… Reszty imprezy już pewnie większość osób nie pamiętała, dlatego ją przemilczmy i skupmy się na tych bliższych nam wydarzeniach.

HYDE, o dziwo, nie wypił ani kropli alkoholu przed występem. Zapowiadało się naprawdę dobrze. Później na spokojnie przyjął gratulacje, odebrał kwiaty, porozmawiał z kilkoma osobami i powymieniał grzeczności z ludźmi potencjalnie przydatnymi w dalszym rozwoju naszej kariery. Niestety pech chciał, że kilkoro z nich niezmiernie pragnęło, by im potowarzyszył przy drinku. A że naszego aniołka ostatnimi czasy za specjalnie do tego przekonywać nie trzeba było, uległ już drugiej namowie.
Nie musieliśmy długo czekać, by na stałe przywarł do barowego stołka. Żeby nie rzucało się to zbytnio w oczy, przysiedliśmy się do niego. Jemu to było obojętne, a nam mogło ocalić reputację. Dziwnym był w ogóle fakt, że do tej pory jego słabostka nie wyciekła do mediów i nie rozbrzmiała ogólnoświatowym skandalem.

Goście powoli zaczynali się rozchodzić… Tudzież odpływać w ramiona Morfeusza lub innej zmory pod niskimi stolikami i na wąskich kanapach. Piwo się skończyło, sake zaczynało brakować, słońce powoli wschodziło, a wokaliście nadal było mało. A przynajmniej w jego mniemaniu, gdyż barman doszedł do wniosku, że impreza już się dla wszystkich skończyła. W szczególności dla muzyka. Nie zamierzam nawet ukrywać, że podzielaliśmy jego zdanie. Wokalista ledwo trzymał się na nogach i zrobił się stanowczo zbyt wylewny. W pewnym momencie, gdy na chwilę spuściliśmy z niego wzrok, wdrapał się na blat oddzielający go od półek z alkoholem, z zamiarem rzucenia się na jednego z obsługujących tam chłopaków. W ostatniej chwili zainterweniował K.A.Z., ściągając go z powrotem na ziemię. Chwilę później złapał go mocno w pasie i wyprowadził na zewnątrz.
~*~
Najwyższy czas na powrót naszego aniołka.
~*~
Co się działo później? Są różne wersje i żadna nie jest w pełni prawdziwa. Musiało być jednak wesoło, bo następnego dnia z wizytą wpadł zarządca bloku. W odpowiedzi na skargi sąsiadów HYDE wprowadził się tam na stałe.
Początkowo twierdzili, że zrobił to tylko i wyłącznie by uniknąć mieszkania w hotelach i zaoszczędzić na tym trochę pieniędzy, ale każdy wiedział, ile w tym prawdy. Dopiero po jakimś, po kilku głębszych,  czasie Kazuhito wymsknęło się, że to Hideto zrobił pierwszy krok.
Chyba nie muszę wam opisywać naszych reakcji, prawda..? Moja szczęka omal nie zrównała się z podłogą!
Dowiedzieliśmy się też, że nigdy by do niczego nie doszło, gdyby nie fakt, że żona HYDE’a zaczęła manipulować nim udając, że jej stan emocjonalny wciąż jest niestabilny. Przekupiła nawet kilku lekarzy, by wystawiali jej fałszywe zaświadczenia i recepty. Dowiedział się o wszystkim przypadkiem, gdy któregoś razu, nie mając co robić, sprawdził skład jednego z leków, które zażywała. Okazało się, że to zwykłe placebo. Pokłócili się wówczas i to był koniec.
Koniec dla nich, początek dla czegoś zupełnie nowego.

Czas mijał, powstawały nowe utwory, wybrzmiewały nowe melodie, zespół grał nieustannie.
~*~

Jego filarem była zrodzona z muzyki pasja.

16 komentarzy:

  1. Ogólnie większość tekstu jest smutna, co nie znaczy jednak że mi się nie podobało. Przy końcówce jednak mam dziwne wrażenie że wiedziałam troszkę co się stanie. Nie mam pojęcia dlaczego. Może to doświadczenie? Hahaha Jednakże jak są słowa ,,Musiało być jednak wesoło, bo następnego dnia z wizytą wpadł zarządca bloku." byłam już pewna, a zarazem, och. Witaj podłogo! Żona ,,aniołka" była bardzo realistyczna, myślę że wiele z nas ma do czynienia z takimi osobami, które są z nami dla jakiegoś zysku. Nie lubię takich osób więc nie lubiłam tej postaci. Ale to chyba dobrze, prawda?
    Podobało mi się jak tak niewinnie opisywałaś postacie. Nie spotkałam się chyba jeszcze z tak miłym przedstawieniem postaci i opisywaniu ich tak również w trakcie wydarzeń.
    Osobiście uwielbiam opowiadania, książki itp. pisane w 1-szej osobie. PO PROSTU UWIELBIAM. Jest to tak realistycznie napisane, pozwala wczuć się bardziej w akcję, która się aktualnie dzieje. Wiele osób mówi: "-Ale to się przecież nudno czyta! -Ludzie piszący w takim stylu nie potrafią pisać!" itd. (Czytałam ostatnio książkę pisaną takim stylem i spotkałam się z takimi opiniami) Teraz tak do wszystkich czytających ten komentarz: Pisanie w 1-szej osobie jest bardzo trudną i wymagającą techniką! Osoby, które nie mogą docenić trudu, czasu i poświęcenia jaki wkładał/a to autor/ka jest osobą, która: albo nic nie czyta i wypowiada się na tematy, o których nie ma zielonego pojęcia, albo jest zadufana w sobie. Lepiej najpierw spróbuj a potem oceniaj."
    Doceniam trud jaki włożyłaś w napisanie tego opowiadania. Bardzo, ale to bardzo mi się spodobał :D 3 ostatnie zdania są dla mnie takim miłym dopełnieniem i tą historią, która właściwie... Nie prosi się o dokończenie, ponieważ zakończenie ukazanie idealnie i nie ma żadnych wątpliwości że postacie żyły "długo i szczęśliwie".
    Pozdrawiam,
    Akwilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, ja chcę więcej tak wylewnych czytelników *^*
      Ten typ narracji jest akurat dość prosty. Nie trzeba się zagłębiać w treść emocjonalną, można wszystko opisać w bardziej powierzchowny sposób i skupić się jedynie na własnych, subtelnych refleksjach oraz zarysie fabularnym. Jeśli zaś chodzi o narrację pierwszoosobową, w które wciela się w postać główną... Zaczynają się schody. Pisanie robi się znacznie bardziej skomplikowane, bo trzeba być w stanie w jakimś stopniu identyfikować się z bohaterem, jego uczuciami. Trzeba się zdobyć na jako taką wrażliwość i antycypować, co samemu zrobiłoby się w danej sytuacji. Wykreować postać na samym sobie. Chyba dlatego ostatnimi czasy nie idzie mi pisanie Abyss (chociaż tam narracja momentami graniczy z kanonem drugoosobowej .__.")... Gdzieś po drodze zatraciłam klimat, który w nim panuje i nie potrafię się zintegrować z wykreowanym tam światem... Przykre, no ale niestety... Muszę poczekać na przypływ jesienniej melancholii T^T

      Dziękuję bardzo za docenienie tego ficka ♥ Bo przyznam szczerze, że ja z każdym kolejnym czytaniem... Coraz bardziej traciłam ochotę w publikowanie go. Tym bardziej, że znacznie odbiega od pierwotnego zarysu ^^" Ja się chyba nigdy nie napiszę pisać uroczych, lekkich komedyjek D:

      Usuń
    2. Oh, nie ma za co dziękować! ^ ^ Wiesz... Pisanie w takim stylu dla bardzo dużej ilości ludzi jest trudne. Pozwolę sobie zacytować ,,skupić się jedynie na własnych, subtelnych refleksjach oraz zarysie fabularnym.[...]bo trzeba być w stanie w jakimś stopniu identyfikować się z bohaterem, jego uczuciami. Trzeba się zdobyć na jako taką wrażliwość i antycypować, co samemu zrobiłoby się w danej sytuacji. Wykreować postać na samym sobie.". Właśnie z takich powodów jest to tak trudno napisać. Moim zdaniem jest tak dlatego, że w tych czasach większość społeczeństwa jest 'fałszywa'. Nie potrafią przez to się wcielić w tą postać.
      Nie popadaj nam w depresję! Hahaha Nie będziesz mogła nic nam pisać!!! D:
      Zwykle nie piszę tak długich komentarzy ^ ^ raz na jakiś czas. Próbuj dalej, tylko nie każ nam czekać zbyt długi i by skończyło się wszystko szczęśliwie!!! Bo będziemy płakać. ;-; Oby Abyss skończyło się Happy i Fun ヽ(*≧ω≦)ノ
      Życzę weny, weny i weny,
      Akwilia (*´▽`*)

      Usuń
    3. A w sumie dla mnie właśnie ta pierwsza część (sprzed [...]) jest prosta... Bardziej skomplikowane jest opisywanie emocji w sposób dostatecznie obrazowy... W pewnym momencie się zazwyczaj zapętlam i zaczynam gubić wątek, albo za bardzo się skupiam na odpowiednim doborze słów, przez co ulatnia się dane uczucie...
      Jak nie będzie depresji, to będzie dwóch ostatnich rozdziałów Abyss xD A MAM JUŻ NAWET EPILOG NAPISANY! D:
      Dziękuję ślicznie za wenę, przyda się, chociaż ostatnio jakoś bardziej mi sprzyja ^^

      Usuń
  2. O ty cholero. Byłam na Ciebie zła, kiedy powiedziałaś, że piszesz coś o VAMPS. Ale teraz? ..............chyba kocham Cię jeszcze bardziej XD

    Przede wszystkim dziwnie się czyta coś z Hyde'em i Kazikiem, ale o dziwo, fajnie. Ten fick ma genialny klimat, taki, jaki uwielbiam. Smutny, ale ostatecznie wszystko się dobrze kończy. Nie wiem, jak ty to robisz... ale potrafisz pisać w taki sposób, że nawet coś, co miało mi się nie podobać i za co miałam Cię wyzywać, nagle mi się bardzo podoba. Naprawdę bardzo. Bardzo bardzo. Szkoda, że to tylko miniaturka... Chociaż z drugiej strony może to i lepiej.

    I tak... weź sobie do serca to co tu napisałam, bo... zresztą sama wiesz, że mi się ten pomysł nie podobał od początku, a tu nagle *jeb*. Więc to, że to komplementuję to znaczy, że albo jest coś ze mną nie tak... albo jesteś geniuszem XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właściwie to zwykły shot, a nie miniaturka... Miniaturki u mnie są 5x krótsze, chociaż jeszcze ich nie ma...xD ale ciii, chodzę z dwoma telefonami przy tyłku, żeby móc pisać na bieżąco, jak przychodzi wena xD

      Za to mnie komplementujesz, mimo iż miałaś zamordować. Za to za Abyss mnie zamordujesz i będziemy kwita xD

      Usuń
    2. ....w sumie? Tym mnie zaspokoiłaś, że tak powiem... XD i już z powrotem Cię lubię <3 więc możesz się czuć bezpiecznie XD

      Usuń
    3. Nie wiem jak mam się czuć bezpiecznie ze świadomością, że jak coś źle napiszę to mnie za to ktoś może zamordować...xD

      Usuń
  3. A...Au.. Moje plecy xD Właśnie podniosłam się z brzucha z zamiarem napisania komentarza i mi strzeliło w kręgosłupie </3
    Krótkie ;__; Ledwo się wciągnęłam i bach! The end ;c Ja jako niedomyślne dziecko spytam się: why żona Hyde'a udawała? Mam parę teorii, ale wolę na 100% wiedzieć niż się domyślać xD
    Ogółem opowiadanie bardzo fajne. Pisaj o nich dalej! Spodobało mi się... xD W sumie mi tam Gackt x Hyde nie przeszkadza (nawiązanie do twojego komentarza pod opowiadaniem Kity). Przeczytałam parę opowiadań i ten pairing nie był zły. Ale najbardziej mnie rozwaliło Gackt x Toshiya... xD buhahahaha
    Mąż! Dawaj jeszcze xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedne plecki :c
      Po prostu gupia baba i tyle D: i wcale nie było takie krótkie :c pięć stron ma xD
      Ale ja chcę z Kazikiem no xD bo to takie no... Chcę się upewnić, czy piszę to jaka jedyna w polskim fandomie *^*
      Ja wam pogrom pairingowy na Halloween dam, zobaczysz xD

      Usuń
    2. Jeśli chcesz, mogę o nich napisać xD
      Pogrom pairingowy...? Ej, mąż, chyba nie dasz Jareda Leto z Miyavim xD

      Usuń
    3. Niee tam, już kiedyś o nich myślałam xD Ale uznałam, że kompletnie nie mam pomysłu na fabułę ficka, więc... Odpadli xD To będzie... Bardziej drastyczne xD
      Ja szukam już napisanych, żeby mieć odniesienie xD bo tak to muszę nadać im własne charaktery. Znaczy... Większe pole do popisu dla mojej wyobraźni jeśli nikt w Polsce jeszcze o nich nie pisał xD

      Usuń
    4. SERIO O NICH MYŚLAŁAŚ? BUHAHAHAHAHAHAHAHAHH xD Wiem, że mieli razem sesję (czy coś jeszcze?), ale jakoś nie widzę ich ze sobą xD
      Chyba ja pierwsza napisałam Taka x Masato *dumna z siebie*. Szukałam coś o nich, ale nie znalazłam (wpisywałam każdą nazwę zespołu, jaki mieli!) </3 Aw coś o Tace napisała, ale ja chcę Masato..... ;________;

      Usuń
    5. ...zdradzę Ci w sekrecie (kij tym, że każdy to może przeczytać xD), że u mnie będą dwa zryte na potęgę pairingi, których nikt by się nigdy nie spodziewał xD
      A i już chyba znalazłam swojego blondaska!!! *^*

      Usuń
    6. czyli nie Yomi? ;c i tam mi nie napiszesz xD

      Usuń
    7. ...nie D: będzie słodki białowłosy skrzypek *-*
      Mogę napisać jeden z pairingów... Ten z Listu xD ale na pv o.o"

      Usuń

Komentarze podlegają moderacji.
Usuwane będą wyłącznie komentarze-spam.
Komentarze mogą być publikowane z lekkim opóźnieniem.
Na większość komentarzy udzielam odpowiedzi.