Pierwotnie nie chciałam wam zdradzać, kto co i kiedy mówi... Ale w ogólnym rozrachunku doszłam do wniosku, że kompletnie nic byście nie rozumieli, jakbym was nie naprowadzała na narratorów poszczególnych fragmentów .__.' Ekhem, znowu króciutko (korzystam z grypci, grypcia przyniosła odrobinę weny i CZASU! ♥ chyba dzisiaj bardzo lubię to słowo). Tak jednak czuję, że w miarę pojawiania się kolejnych rozdziałów będą one coraz dłuższe... Ewentualne błędy wytykać, poziom mojej koncentracji na zbyt wiele chyba dzisiaj mimo wszystko nie pozwala...
~Enjoy!
~*~
Podziwiałem
z pierwszego rzędu trybun obnażającego swe wszelkie słabości
muzyka. Jego śpiew wydawał się być pełen przejęcie, opanowany
emocjami. Jego mimika wskazywała na ogromne cierpnie. Głos drżał,
jakby z każdym słowem rozdrapywał stare rany. Prawdziwe uczucia
zdradzało jednak jego ciało. Zgrabne, płynne ruchy, przeplatane
gwałtownością, które bardziej dowodziły złości niż
rozgoryczenia. I puls. Puls, który ani trochę nie przyspieszał
mimo natłoku wrażeń, tempa muzyki, czy szalonego tańca. Bo go nie
było.
Och
taak... Nawet z tej odległości mogłem wyczuć ciągnący się za
nim odór śmierci. Zimny, ziemisty, podszyty wilgocią i aromatem
palonego drewna. Tylko trupy tak cuchnęły.
Ten
trup miał jednak w sobie coś niezwykłego. Coś, co jeszcze za
życia przyciągało uwagę. Otaczała go tajemnicza, ciemna aura.
Czerń przeplatana połyskującym srebrem, jakby przecinały ją
tysiące ostrych jak brzytwa ostrzy. Aura tak unikatowa, zwłaszcza
wśród ludzi, że aż trzeba ją było uwiecznić! I o to się
stało. Teraz pełza po scenie pełne energii truchło, rzucając na
tłum dekadenckie cienie.
Tak
bardzo żywy w swej letargicznej skorupie... Autentycznością
podobny ascetycznej lalce. Jedyna w nim prawda była taka, że chciał
istnieć. Istnieć w pełni, a nie tylko połowicznie. Chciał
odzyskać to, co zostało mu odebrane. Czas. Jedyne, co mu pozostało
to ten płytki oddech, za pomocą którego wyrażał swą tęsknotę.
I garstka wspomnień zabitego teraz bytu.
Jednak
wobec śmierci był bezbronny. Jak każdy z nas. Winien być jednak
wdzięczny, że doświadczył honoru przegnania kostuchy, a nie
wiecznego przed nią uciekania. Bo ta go nigdy nie dopadnie. Bo nie
ma sposobu, by zabić kogoś, kto już jest martwy. I nie ma sposobu,
by martwych przywrócić do życia.
Okrywaj
się swymi marzeniami, ptaszyno. Pozwól im wieść cię przez życie,
aż w końcu wyblakną. Rozwieją się razem z przygasającą
nadzieją. Pozwól sobie tkwić w naiwnych pragnieniach. One dadzą
Ci siłę by przetrwać. A nim się obejrzysz przywykniesz do tego,
co zostało ci ofiarowane. Pozwól, by los twój kształtował się
nienawiścią. Bo im mocniej nienawidzisz, tym silniejsza będzie
nasza więź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze podlegają moderacji.
Usuwane będą wyłącznie komentarze-spam.
Komentarze mogą być publikowane z lekkim opóźnieniem.
Na większość komentarzy udzielam odpowiedzi.