Tak przy okazji... Jak już wena jest, to korzystam z niej po całości - zaczęłam dzisiaj również pracę nad całkiem nowym opowiadaniem. Nie będzie ono jednak takie, jak dotychczas. Żeby nie skłamać - nie będzie miało nic wspólnego ze wszystkim, co się na tym blogu pojawiło, a nawet koło Spectro zapewne blisko nie leży. Otóż będzie to opowiadanie fantasy, bez towarzyszącego mu wątku yaoi, w dodatku obsadzone bardziej w realiach paranormalnych. Aczkolwiek już kombinuję, jak umieścić, chociaż gdzieś w bocznej linii plotu, jakiś romansik z udziałem dwóch panów... Ba! Już nawet wykreowałam jednego z bohaterów do tego romansiku *^* Pierwszy rozdział pojawi się na dniach, mam nadzieję, że wam się spodoba. Tymczasem...
...enjoy~
~*~
Następnego ranka całe ostatnie
tygodnie wydawały mi się snem. Wszystkie wspomnienia tych dni były
zamglone. Nie mogłem sobie przypomnieć, co dokładnie robiłem, jak
to robiłem i w jakich okolicznościach. Próbowałem się skupić na
obrazie. Przypomnieć sobie ten wyrazisty kontur twarzy, ostre
spojrzenie, elegancki ubiór... Nic.
Nie czułem już jednak takiej irytacji
jak wcześniej. Obraz był bezpieczny w mojej pracowni tuż pod
budynkiem. Skończony.
Uśmiechnąłem się łagodnie pod
nosem i poszedłem do kuchni, by zjeść lekkie śniadanie. Później
wziąłem na spokojnie prysznic, domywając resztki farby z włosów,
ubrałem się i wyszedłem z mieszkania. Nigdzie nie było mi
spieszno. Mogłem rozkoszować się urokami wiosny.
Przez pracę nawet nie zauważyłem,
kiedy nadeszła.
Wędrowałem ruchliwymi uliczkami
miasta i chłonąłem przyjemną atmosferę. Słońce przyjemnie
przygrzewało, a wiatr łagodził jego ostrzejsze promienie. Było
niezwykle przyjemnie. Czułem się odświeżony i odprężony.
Żadnych zobowiązań. Żadnych potrzeb. Żadnego niepokoju.
Beztrosko jak nigdy dotąd.
Wszedłem do przyjemnie wyglądającej
kawiarenki i zamówiłem kawę, po czym usiadłem na zewnątrz. Było
stanowczo za ładnie na zamykanie się w budynkach.
Postanowiłem, że następnego dnia
wrócę do pracy. Czeka na mnie multum nieodebranych wiadomości na
sekretarce i w skrzynce mailowej. O listach nie wspominając.
Cieszyłem się w tej chwili niezmiernie z tego, że moja poprzednia
asystentka zaprogramowała większość rachunków do regularnego
przelewu...
Wróciłem do domu dopiero pod wieczór,
gdy już zaczęło się robić ciemno, a powietrze przeszywająco
chłodne. Po zjedzeniu solidnej kolacji postanowiłem wreszcie
zajrzeć do piwnicy.
Zszedłem na dół i podszedłem do
blaszanych drzwi. Przekręciłem klucz, a zamek zazgrzytał dość
głośno, przyprawiając mnie o dreszcze. Że też nigdy nie
zwracałem większej uwagi na ten dźwięk... Był okropny.
Pociągnąłem za klamkę i pchnąłem je w przód. Nie były w żaden
sposób szczelne, dlatego w pomieszczeniu zawsze panowała
nieprzyjemnie niska temperatura. Nie byłem w stanie się jednak o to
troszczyć, gdy byłem w stanie hipnotycznej weny. Wszedłem do
środka, czując jak dostaję gęsiej skórki. Nagle stałem się
niezwykle podekscytowany tym, że ujrzę swoje wczorajsze dzieło.
Cały dzień z tym zwlekałem.
Zapaliłem światło i... Ujrzałem
chaos. Wszystkie obrazy i pojemniki na farby były poprzewracane. W
pomieszczeniu cuchnęło rozpuszczalnikiem jeszcze bardziej niż
zazwyczaj. Pomimo mojej profesji szczerze nie cierpiałem tego
zapachu. Mała szybka w okienku pod samym sufitem zagraconej piwnicy
była wybita, jednak kraty były na tyle szczelne, że co najwyżej
szczur by si przez nie przedostał. Najgorsze było jednak to, co
stało na samym środku. Sztaluga w nienaruszonym stanie, a na niej
ustawione nieskazitelnie białe płótno. Czyste, bez najmniejszych
śladów zabarwienia.
Obraz zniknął.
Czyżby ostatnie trzy tygodnie naprawdę
były wyłącznie snem? Ale to niemożliwe! Dokładnie pamiętam, że
go namalowałem! Czyżby..? Przecież z rana nie potrafiłem sobie
przypomnieć żadnych szczegółów. Nic, co mogłoby mi pozwolić
odtworzyć ten wizerunek... Wszystko było zamglone.
Zaczęło mi się kręcić w głowie.
Odwróciłem się jeszcze raz wokół własnej osi, z nadzieją, że
odpowiedź okaże się zaprzeczeniem moich najgorszych przypuszczeń
i wtem ujrzałem mężczyznę.
Stał oparty nonszalancko o futrynę.
Wpatrywał się we mnie bystrymi oczami o idealnym odcieniu błękitu,
a kąciki jego ust wyginały się w delikatnym, wyniosłym uśmiechu.
Idealna, opalona cera lśniła w przytłumionym świetle żarówki.
To był ten mężczyzna. Mężczyzna z moich nocnych imaginacji.
Mężczyzna z mojego obrazu. Ale jakim cudem? Przecież nie mógł
istnieć naprawdę. Ja go wymyśliłem!
-Witaj – wymruczał, ledwo uchylając
usta.
Jego głos zawibrował w powietrzu,
drażnią przyjemnie moje uszy.
-Cz... Cześć – wybąkałem, nie
wiedząc, co się właściwie dzieje.
Popatrzył na mnie z mieszaniną
zdumienia i pogardy.
-A więc to tak się przyjmuje gości
na twym dworze?
-Słucham? - teraz to ja obdarzyłem go
mało przychylnym spojrzeniem.
Na dworze? Ten przebieraniec sobie ze
mnie stroi jaja? Czekaj, uspokój się... Myli cię jego piękna
buźka i dostojna postawa. To, że wygląda jak chodzący diament,
nie oznacza, że jest gentelmenem.
-Idę się przespać. Ze zmęczenia
musiało mi na mózg siąść, skoro gadam z własnym obrazem...
Mężczyzna gwałtownie się
wyprostował i przeszył mnie spojrzeniem, teraz lodowo zimnych oczu.
-Nie kpij sobie ze mnie! - zagrzmiał.
Miał naprawdę mocny głos. Mocny i
niesamowicie stanowczy. Już po pierwszym słowie stałem na
baczność, dygocząc niczym trusia.
-S... Słucham? - zapytałem, tracąc
coraz bardziej na pewności siebie.
-To ty mnie uwolniłeś, prawda?
-Uwolniłem?
-To płótno – wskazał skinieniem
głowy – ty namalowałeś obraz?
-J... Ja. Tak myślę...
-Tak myślę? Nie wiesz nawet, co
tworzysz, człowieku? - ostatnie słowo wypluł niczym największą
obelgę. Zastanawiające, biorąc pod uwagę, że sam nim przecież
był. Chyba, że arystokrata to inny gatunek. -Wskaż mi sypialnie,
człowieku. Chcę się wyspać, zanim wyruszę.
-Wyruszysz..? Kim ty w ogóle, do
cholery, jesteś?
Błąd. Wyraz jego twarzy bardzo jasno
pokazał, że nie powinienem wypowiadać tych słów. Mężczyzna
podszedł do mnie powoli, niczym czający się na swą ofiarę
tygrys. Zacząłem się cofać w tempie jego kroków, jednak w tym
niewielkim pomieszczeniu nie zdało się to na wiele. Bardzo szybko
za moimi plecami wyrosła ściana, a ja zostałem przykuty do zimnego
muru. Chyba jednak pomyślę nad jakimś ogrzewaniem, tak na
przyszłość...
Nachylił się nade mną i uśmiechnął
złowieszczo.
-Sypialnia. Już.
Słowa były bardzo wyraźne i dosadne.
Przełknąłem głośno ślinę i pokiwałem delikatnie głową,
czując jego oddech na swojej twarzy. Był blisko. Niebezpiecznie
blisko. Wymsknąłem się powoli spomiędzy ściany, a jego ciała i
ruszyłem niepewnie w kierunku wyjścia. Chciałem rzucić się do
niego biegiem i zatrzasnąć za sobą drzwi, więżąc go w pracowni,
jednak wyglądał na silnego. Zanim zdążyłbym je zaryglować,
zdołałby je otworzyć, a ja nie chciałem wiedzieć, co po takiej
próbie mogłoby się ze mną stać. Zawsze mogłem zamknąć we
wnętrzu siebie... Ale drzwi zamykały się tylko od zewnątrz, więc
to na nic.
Kochana mamo, czym ja zawiniłem temu
światu, że pokarał mnie takim gościem?!
Zawsze podobał mi się motyw magicznych obrazów.. chyba przez uwielbienie dla Doriana Gray'a - więc pomysł na opowiadanie jak najbardziej na plus :) Pan Arystokrata już od samego początku wydaje się intrygujący, mroczny i magnetyczny. Jestem ciekawa jak główny bohater poradzi sobie w nowej, niespodziewanej sytuacji.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej~
Z wrzaskiem. Gwarantuję, że to pizduś jakich mało na tym świecie xD Znaczy... TYPOWY ARTYSTA! Wrażliwy. Aż nadto... xD
UsuńHahah, już się boję. Pozostaje mi czekać na epickość Mrocznego.. już on sobie poradzi z Pizdusiem xd
UsuńPoradzi sobie. I to już w następnym rozdziale. Chyba sobie poradzi...xD Jeszcze nie do końca wiem, co chcę tej serii uczynić xD
UsuńWow. Przypadkiem trafiłam na twojego bloga i jako koleżanka po fachu mówię, że to jest genialne. Uwielbiam postać niebezpiecznego i magnetycznego arystokraty. Wrzuć jak najszybciej następny rozdział. Pliiiiiissss.
OdpowiedzUsuńJak tylko zbliżająca się sesja mnie nie zabiję, wrócę intensywnie do pisania :) Dziękuję za miłe słowo!
Usuń