Tym razem rozdział z perspektywy HYDE'a jest pisany w pierwszej osobie. Nie zmieniłam jednak konstrukcji, po prostu tylko w ten sposób mogłam przekazać to, co chciałam, by miało wydźwięk taki, jaki chciałam. Narrator trzecioosobowy nie oddawał tego w pełni, więc zrekonstruowałam rozdział.
Mam nadzieję, że jakoś wam się to czyta, chociaż wiem, że jest dość... Dziwne i niezrozumiałe.
Jak zwykle przepraszam, że tak wolno i że się opierniczam (dużo nauki, sesja jest straszna, mam nawet zaległości w czytaniu czyiś opowiadań, a co dopiero o pisaniu mówić).
Rozdział nie był betowany, więc wszelkie błędy możecie wskazywać w komentarzach, na bieżąco popoprawiam :)
~Enjoy
~*~
W cieniu.
Z dnia na dzień walcząc
o przeżycie... Do czasu, gdy jeszcze to życie posiadałem. Walka z
troskami codzienności, która przygasała z każdym zachodem słońca,
gdy stałem się taki, jaki jestem obecnie. Teraz jedyne, z czym
muszę się uporać, to dotychczas obce mi w swej sile pragnienia.
Nowe, nieznane żądze.
Zguba.
Nieumiejętność
rozstania się z przeszłością, doprowadzająca na skraj rozpaczy
tęsknota. Żywiłem się tym przez długie lata. Dokarmiałem
wyłącznie swoje słabości, nie potrafiąc zamienić ich w siłę.
A gdy już zawisłem na krawędzi, pogrążony we własnych troskach,
tylko jedno mi pozostało...
Szaleństwo.
Ból tak przenikliwy, że
przekraczał granice poznania. Ból, który był ponad cielesnymi
doznaniami. Rozmazywał rzeczywistość, przenikał do głębi duszy,
pozostawiając po sobie kolejne, coraz głębsze bruzdy.
Zabliźniające się i otwierające na nowo...
Niedoskonałości.
Bo czymże byłem przedtem
i czymże jestem teraz? To pytanie prześladuje mnie od momentu, gdy
ofiarowana mi została wolność. Wolność tylko pozorna. Bo jak
określić tym mianem życie, którego się nie zna? Jak określić
mianem wolności klatkę, którą staje się własne ciało? Jak
określić odzyskaniem wolności moment, w którym człowiek
uświadamia sobie, że już nie jest sobą? Jak można nazwać
wolnością stan, w którym stajesz się obcy samemu sobie i
fizycznie i psychicznie..? To więzienie. Tylko bardziej rozległe i
wprawione w torturach bardziej wyrafinowanych.
Śmierć.
Musiałem zabić samego
siebie – tego niegdyś żywego i tego oswobodzonego. Musiałem
zabić ich dwóch, by móc zawalczyć o swą przyszłość, by
uzyskać niezależność i stanowić o samym sobie. Bardziej, niż
przed tym, jak dałem się złamać. Bardziej, niż po tym, jak
nabrałem się na mrzonki o uwolnieniu. Bardziej niż w trakcie
nasycania się ułudną wolnością. I bardziej niż po tym, jak
obaliłem wszystkie kłamstwa.
Nowy ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze podlegają moderacji.
Usuwane będą wyłącznie komentarze-spam.
Komentarze mogą być publikowane z lekkim opóźnieniem.
Na większość komentarzy udzielam odpowiedzi.