Sensuum

W zbiorze opowiadań znajduję się również takie, które opowiadają o związkach męsko-męskich, dlatego też wszyscy, którym to nie odpowiada, proszeni są o opuszczenie bloga.

BLOG SPOWOLNIONY
Czyli notki pojawiać się będą w dużych odstępach czasowych.

W PRZYGOTOWANIU:
Imagination V
Lost Heaven 2
Hunting V
Abyss (Kisa's ver.)
Moon Child (np. filmu)
List (one shot) -
Rapsodia (shot/miniaturka) -
Ishtar(shot/miniaturka/seria) -
Love is Dead (mega shot)

czwartek, 26 listopada 2015

Lost Heaven, roz. I

Ha! Powiedziałabym, że wen dalej ładnie dopisuje, ale... Ten rozdział napisałam następnego dnia po opublikowaniu prologu xD W sumie kolejny już zaczęłam, więc nie jest źle. Ponadto zaczęłam ostatnio nieco pisywać po angielsku O.o To jednak nie idzie pod publikację. A już z pewnością nie na tego bloga, bo forma się nieco mija ;d. W każdym razie wyjątkowo nie mam nic do powiedzenia w tej części posta xD

~Enjoy

~*~

Zaczęło się. Słabo migoczące światło, przyćmiona flara, otaczająca nas złocistą aurą. Ciepło bijące w reflektorów, zagłuszony piskiem rozgrzanych fanów szum wiatraków. Coraz szybsze bicie serca.
Stres. Za każdym razem ten sam niepokój. Mówią, że to mija z czasem. Ile go zatem jeszcze potrzebuję? Rok? Dwa lata? Dziesięć? Czy dotrwam tego momentu, zanim strach mnie wykończy?
"Tto dareun hyeonsil soge..."
...śpiewam pierwsze słowa piosenki.
Wytrwam. Bo gdy zaczynam śpiewać zapominam o rzeczywistości. Liczy się tylko tekst i jego emocja. Poszczególne frazy, które pozwalają mi uwolnić się od codziennych przyziemności, oderwać i zamknąć we własnym świecie. I tak od utworu do utworu. A między nimi utarte, błahe formuły. Puste, nic niewnoszące podziękowania. Wyraz wdzięczności za wsparcie i doping. Zachęta do dalszego udziału w naszym życiu i słuchania naszych kolejnych tworów.
Jeszcze się nie wypaliliśmy. Wciąż trwamy. Z mnogością trosk i zmartwień, ale się nie poddajemy. Przynajmniej oficjalnie.
Każdego dnia obserwuję, jak moi przyjaciele marnieją od nadmiaru obowiązków, ciepłych, sztucznych uśmiechów i naciąganych uprzejmości. I choć będą w tym trwać dalej - nie będą już szczęśliwi. Nie tak, jak kiedyś. Popadli w rutynę. Mechanicznie wykonują to, co do nich należy. I tylko tych kilka chwil, gdy możemy skupić się na kompozycji, przelać swoje pomysły na papier, by później je zrealizować sprawiają, że czujemy się wolni. Dlatego tak cenimy te dni i tak walczymy o każdą samodzielnie złożoną melodię, każdą osobistą linijkę tekstu. Chcemy zachować resztki indywidualizmu, zachować twarze w tym świecie bez wyrazu. Pokazać ludziom chociaż cząstkę prawdziwych nas.
To jest nasz cel. Nasza batalia. Ona nas jednoczy i pomaga mknąć w to dalej.
-Znowu support, co? - westchnął Seung Hyun.
-Nic na to nie poradzisz, to oni są twarzą... - wtrącił znużonym głosem perkusista.
-Cieszcie się, że chociaż mamy osobną garderobę! Jeszcze trochę i zaczną nas wszystkich trzymać na kupie. - Prychnął Jong Hoon.
Popatrzyli na mnie.
-Naaa... Dosyć tego biadolenia. Wychodzą z was sknery. Zbieramy się do domu! - rzucił Jae Jin, zakładając płaszcz i zakrywając twarz maską.
Z naszej piątki to właśnie on wydawał się być najmniej przytłoczony. Sprawiał wrażenie odprężonego i rzadko reagował emocjonalnie. Robił swoje i wracał do domu jak gdyby nigdy nic. Pełen profesjonalizm. Nie czytał portali plotkarskich, nie oglądał wiadomości, nie słuchał wywiadów. Nie porównywał nas z innymi. Twierdził, że jesteśmy sobą i jeśli chcemy sobą pozostać, powinniśmy nie zwracać uwagi na sukcesy obcych, a skupić się na własnych i dążyć tą samą ścieżką, którą obraliśmy pięć lat temu. Jego spokój dobrze wpływał na zespół. Był pogodny i łatwo się zawstydzał. Zupełne przeciwieństwo mnie.
Zawsze brałem wszystko do siebie i choć początkowo krytyka pomagała mi pracować nad własnymi błędami, o tyle z czasem zaczęła mnie nadto przytłaczać. Zrobiłem sobie kilka przerw w śpiewaniu, skupiłem się na studiach i aktorstwie. Gra w dramach i teatrze była na swój sposób odprężająca. Mogłem zapomnieć o własnych problemach i na chwilę zatopić się w troski swej postaci, dotknąć innego życia. To też pomogło mi się nieco zdystansować. Przyjmowałem skrajne role, poznając różne perspektywy. Teraz, gdy coś mnie niepokoi, sięgam pamięcią do odegranych scenariuszy i zastanawiam się, co zrobiłby w danej chwili któryś z bohaterów. Stało się to takie proste... I choć wiem, że przez to zatracam samego siebie - nie potrafię inaczej. Rezygnując z drobnych kłamstewek stanąłbym w miejscu. To moja metoda na przetrwanie.
-Na!  Dobry występ, chłopaki! - krzyknął za nami gitarzysta CNBlue.
Dobry chłopak. Choć trochę złośliwy - pozostał szczery i nigdy nie mówi zbędnych rzeczy. W przeciwieństwie do niektórych nie emanuje grubiaństwem i nie roztacza wokół siebie aury wyższości. Mógłbym go nawet polubić, gdybyśmy nie byli rywalami.
Aach. I znowu to samo. Nie potrafię przestać myśleć inaczej. Choć wiem, że to niedorzeczne, wciąż się z nimi porównuję i nie umiem wyzbyć się tego irracjonalnego żalu.
-Piwo - oświadczyłem.
-Słucham? - spytał skonsternowany Jae Jin.
-Idziemy na piwo - uzupełniłem swoją wypowiedź, wsiadając do firmowego vana.
-Jaa... Czekałem aż ktoś to wreszcie zaproponuje! - Seung Hyun zatarł szelmowsko ręce. - To dokąd? Któryś z hałaśliwych, undergroundowych klubów, knajpa z ramenem, czy domek któregoś z paniczów Lee?
-Ya! A może tym razem panowie Choi nas zaproszą, co?! - udałem oburzenie.
Lider podniósł ręce do góry w obronnym geście. Min Hwan popatrzył na niego i poszedł w jego ślady.
-Aigoo... Niech będzie. Tym razem u mnie. Ale wkraczacie tam na własną odpowiedzialność! Dawno mnie tam nie było...
-Hahahaha, cały Seung Hyun... - wybuchł Minari.
-Ja, to w drogę!
-Więcej zachęty nam raczej nie potrzeba... - rzuciłem ostatnie spojrzenie w kierunku areny, na której graliśmy kilka chwil wcześniej.
Ze sceny wybrzmiewało miarowe dudnienie basu i echo niosących się z głośników, tłumionych szumem wiatru słów. Pragnąłem ciszy.

niedziela, 25 października 2015

Eternity

Weno, ach Weno! Kimże ja bym była, gdyby Ciebie nie było?!
Czyli "póki sprzyja, póty tworzę" xD
Obejrzałam właśnie 4 odcinek 2 sezonu Noragami. I wiecie co? Jestem pewna, że jeśli jesteście na bieżąco z tą serią, to ucieszycie się równie mocno jak ja, że najpierw skończyłam pisać, a dopiero później się wzięłam za nowy epizod...
Mówiłam, że nie porzucam j-rocka? Mówiłam :D Tym razem wróciłam do korzeni i nawiązałam do jednego ze swych ukochanych zespołów ♥ Nie zdradzę wam jednak jakiego, bo mam nadzieję, że pierwsze zdania was naprowadzą na, niejako, adresata słów. Uznajmy, że jest swego rodzaju list. Narrator pozostaje domyślny. Możecie sobie w jego miejsce wstawić kogokolwiek tylko uważacie za najbardziej adekwatnego. W moim umyśle był to Hizaki :)

Enjoy~

~*~

Elegancki, dostojny, charyzmatyczny – taki jest w oczach wszystkich – znajomych i nieznajomych. Gros jego przyjaciół wyraża się o nim w samych superlatywach. Zachwalają jego walory, nieskazitelny wygląd, nienaganne maniery.  Przypadkowi przechodnie zaś wodzą ukradkiem za nim wzrokiem, starając się jak najlepiej wyryć w pamięci arystokratyczne rysy twarzy.

Ponad wszystkim. Zawsze sięgający szczytów. I choć jego sława nie może się równać muzycznym gigantom, jego muzyka już dawno ich przerosła. Piękne, uwodzicielskie melodie. Rubinowe kwiaty na tle onyksowego nieba. Aksamitne dźwięki kryjące za swą subtelną powłoką majestatyczne, siejące spustoszenie burze. Tak... Nawet mrok wyziewający z jego opanowanego spojrzenia ma w sobie magnetyzm tak silny, że nie sposób mu się oprzeć.

Ja również uległem tym oczom. Dałem się porwać niepokojącym ognikom skrytym pod wianuszkiem gęstych, czarnych rzęs. Jednak gdy do snu co noc kołysze cię jego głęboki, kojący głos, nie sposób się nie poddać. Jedyne, co można zrobić, to zanurzyć się w tych podszytych tajemnicą taktach, jego słowach pełnych niedopowiedzeń. I tonąć. Coraz bardziej opadać na dno. Niczym nic nieznaczący kwarcowy kryształek - poczuć się przez chwilę pięknym, zalśnić napędzany jego blaskiem i... Uświadomić sobie, że tak naprawdę jedynie odbijało się jego światło.

Potem już tylko pozostaje poddać się niewzruszonym wskazówkom zegara. Odliczać czas i mierzyć jego siłę. Przyjmować piętno, jakie odciska na ciele i duszy. Bo gdy spojrzy się wstecz i przypomni te piękne chwile rozkoszy, widzi się jedynie wyprane z emocji, podniosłe obrazy. Drobne arcydzieła utkane obsydianową nicią, zdobione pajęczynką ekscytacji.

Dla mnie już nic nie będzie takie samo. Dla mnie już nic nie będzie miało sensu. Ponieważ moim sensem był on i jego nieskazitelna aura. Jego dłonie były iskierką, dając nadzieję na upojne jutro. Usta zaś, niczym Biblia, kierowały mym sumieniem. Byłem ślepcem, choć bardzo szczęśliwym. I choć wiem, jak bardzo jest to niemądre - oddałbym wszystko, nawet własne tchnienie, by tylko móc zatopić się w tych ramionach jeszcze raz, by choć przez krótką chwilę znów dzielić z nim oddech...

Mój Panie... Złożyłeś na mej piersi ciężar większy, niż brzemię Atlasa. Obarczyłeś mnie grzechem, którego nie zmaże nawet śmierć. I choć pokutę wymierzyłeś mi srogą, pozbawiając me serce wszelkich uczuć... Wiem, że za przywilej bycia z Tobą cena to niepomierna. Dlatego też składam się Tobie w ofierze, legnę u Twego boku. Nie tak szlachetny, jak Twa natura, lecz cały Twój.

Kamijo, Tobie powierzam swe serce, swą duszę, umysł i ciało. Swe całe jestestwo.

Na wieki.

Lost heaven - Prolog

...ten tytuł wygrał, choć chyba najmniej mi się podobał ze wszystkich 4, jakie wymyśliłam dla tej serii xD Jak kiedyś nagle w jego miejscu zobaczycie Second on the daydream to się nie zdziwcie. Moim zdaniem pasuje najlepiej, ale nie chciałam nikomu ujawniać treści opowiadania do czasu publikacji :)
TAK! Ogłaszam powrót z nową, świeżutką seryjką ♥ I będzie ona zapewne niemałym zaskoczeniem. Głównie przez wzgląd na pairing w niej zawarty... Wiem, że mam na blogu w głównej mierze fanów j-rocka. Dlatego też obiecuję, że nie porzucę pisania o waszych ukochanych gwiazdach! To nie tak, że przestałam lubić ten gatunek. Najzwyczajniej w świecie nieco poszerzyły się moje horyzonty. Ba! Nie darowałabym sobie odpuszczenia Hunting, chociażby. Pisze mi się to ciężko i powoli, bo obrałam taki a nie inny sposób aranżacji tekstu. Niemniej jednak jestem niezwykle dumna z każdego kolejnego rozdziału, jaki zamieszczam, więc twór o VAMPS będzie dokończony z całą pewnością :) Zwłaszcza, że kolejnych rozdziałów jeszcze nawet nie zaczęłam, więc nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Gorzej jednak z całą resztą planowanych opowiadań. Niestety, przez wzgląd na problemy z komputerem, utraciłam większość tekstów... Nie ukrywam, że mnie to przez pewien czas dość solidnie demotywowało. Znalazłam jednak ostatnio nową inspirację.
Zapewne część z was w tym momencie wyłączy mojego bloga, skasuje link do niego zarówno z zakładek, obserwacji jak i z pamięci. Sama wiem, jak przez długi czas reagowałam na ten rodzaj muzyki... Mimo wszystko jest jeden zespół, który mnie niezwykle zaskoczył, zważywszy na jego pochodzenie. FT ISLAND. To właśnie wokół nich będzie krążyła akcja tego opowiadania. I tu pewnie kolejna część moich subskrybentów się oburzy - ta, która zespół zna i lubi. Pamiętajcie jednak kochani, że ja nie pisałam, nie piszę i raczej nigdy pisać nie będę typowego yaoi. Najzwyczajniej nie umiem, każdą co bardziej sugestywną scenę piszę wymijająco i ogólnikowo, zaznaczając tylko jej istnienie. W jakiś sposób razi to moje poczucie smaku. Czytać lubię, ale gdy przychodzi do napisania samodzielnie czegoś bardziej... Wymownego, że to tak ujmę - blokuję się. Czuję się zgorszona samą sobą i speszona. Dlatego też przysięgam nie zrobić żadnej krzywdy fizycznej naszym chłopcom i nie ugodzić w ich domniemaną cnotliwość o.o

Krótkie wprowadzenie odnośnie zespołu dla niezaznajomionych (jeśli komuś nie przeszkadza, możecie po prostu uznać bohaterów akcji za fikcyjnych). Zamieszczam zdjęcia, na których później się będę wzorować przy ich opisie. Nie są z jednej sesji. Zwyczajnie powybierałam sobie te ich looki, które podobają mi się najbardziej xD

Vo.: Lee Hong Ki (Lee Hong Gi, Hongstar - będę zapewne używać zamiennie)




Gt.: Choi Jong Hoon (on w zasadzie zawsze wygląda tak samo...xD)

Gt.: Song Seung Hyun

Ba.: Lee Jae Jin (jest też drugim wokalistą w zespole)

Dr.: Choi Min Hwan (Minari)




Tymczasem zapraszam do lektury. Mam nadzieję, że to opowiadanie również zdobędzie jakiś miłośników! ^^

Enjoy~

~*~
Kolejny dzień pełen zmagań z samym sobą. Rutyna, która mnie więzi i przytłacza. Coraz bardziej przyszpilony do grząskiego podłoża walczę o przetrwanie. Bo bez tej walki się pogrążę. Bo bez regularnych bitew pokonają mnie moje błahe obawy, tysiące drobnych niepewności. Ale nawet świadomość ich bezsensowności nie pomaga ich zniwelować, nawet częściowo. Dlatego też każdego dnia staję przed lustrem i, obserwując swoje niedoskonałości - trochę dziecinną twarz, pozbawione botoksu usta i korekty nos, pogłębiające się wokół oczu zmarszczki - mówię sobie, że to nieistotne. Że przynajmniej zachowałem siebie. Że jestem szczery z własnym odbiciem i sumieniem. Nie potrafię powiedzieć - "jesteś przystojny i utalentowany, dasz sobie radę!". Wiem, że są lepsi ode mnie. Wiem, że nawet moje najmocniejsze atuty nic nie znaczą, bo we wszystkim znajdzie się ktoś bardziej uzdolniony. 
Gdy śpiewam - gram. I tylko ta odrobina aktorskiego przeszkolenia pomaga mi każdorazowo wytrwać na scenie do końca, dać z siebie wszystko. Ponieważ motywacji już nie mam. Przyjemność z muzyki przestała do mnie napływać dawno temu. Teraz pozostało tylko zamglone wspomnienie radości, jaką czerpałem z tworzenia i występów. Szczęścia, które w miarę upływu kolejnych miesięcy malało. Sypało się niczym rzeźba z piasku na wyschniętej plaży.
Początek kariery przepełniony był ekscytacją. Myślałem "Wow! Ktoś docenił mój talent! Może rzeczywiście jestem w tym dobry?". Ludzie mnie zaakceptowali, zdobywałem coraz więcej fanów. Wkroczyliśmy z zespołem w bajeczny świat. Niebo wisiało dla nas niżej. Mogliśmy sięgnąć gwiazd, które dla innych były nieosiągalne. I zaczęliśmy te gwiazdy eksplorować. W miarę poznawania kolejnych książąt i księżniczek poznawaliśmy też coraz więcej technik osiągania szczytu. Pięliśmy się w górę, wyciągając wnioski z naszych wpadek i czerpiąc wiedzę od bardziej doświadczonych osób. Pomagali nam nabyć pewności siebie, wyzbyć się słabości. Jednak gdy zaczęliśmy osiągać więcej, niż kiedykolwiek nam się przyśniło, gdy wkroczyliśmy na ścieżki należyte aniołom, życzliwość przerodziła się w zawiść. Już nie było przychylnych spojrzeń, słów pokrzepienia. Była konkurencja. I tylko ona. 
Dlatego tkwię tu i walczę. Bo obiecałem się nie poddać. Bo obiecano mi, że ta niewinna euforia jeszcze kiedyś do mnie zawita. Bo kazano mi się nie przejmować i wierzyć we własną wartość. Więc trzymam się lojalnie tych obietnic i dzielnie, choć nie zawsze w pełni szczerze, dopełniam nakazów. Bo już tylko ta lojalność i resztki wiary w ludzi, którzy razem ze mną utknęli w tym bagnie, mi pozostały.
Skromny chłopak pozbawiony odwagi i pewności siebie, mylący słowa, gubiący takt i zapominający treści, został pochłonięty przez niebo. I wtem niebo przysłoniły chmur. Z chmur zaś zaczął padać deszcz i wybrzmiewać bezlitosny dźwięk gromów.
~*~


P.S. Z czasem dostosuję pewnie oprawę bloga pod nową serię lub pod Hunting. Zobaczę, co będzie wodzące na blogu.

niedziela, 14 czerwca 2015

Hunting 5 (HYDE)

Tym razem rozdział z perspektywy HYDE'a jest pisany w pierwszej osobie. Nie zmieniłam jednak konstrukcji, po prostu tylko w ten sposób mogłam przekazać to, co chciałam, by miało wydźwięk taki, jaki chciałam. Narrator trzecioosobowy nie oddawał tego w pełni, więc zrekonstruowałam rozdział.
Mam nadzieję, że jakoś wam się to czyta, chociaż wiem, że jest dość... Dziwne i niezrozumiałe.
Jak zwykle przepraszam, że tak wolno i że się opierniczam (dużo nauki, sesja jest straszna, mam nawet zaległości w czytaniu czyiś opowiadań, a co dopiero o pisaniu mówić).
Rozdział nie był betowany, więc wszelkie błędy możecie wskazywać w komentarzach, na bieżąco popoprawiam :)

~Enjoy

~*~

W cieniu.
Z dnia na dzień walcząc o przeżycie... Do czasu, gdy jeszcze to życie posiadałem. Walka z troskami codzienności, która przygasała z każdym zachodem słońca, gdy stałem się taki, jaki jestem obecnie. Teraz jedyne, z czym muszę się uporać, to dotychczas obce mi w swej sile pragnienia. Nowe, nieznane żądze.

Zguba.
Nieumiejętność rozstania się z przeszłością, doprowadzająca na skraj rozpaczy tęsknota. Żywiłem się tym przez długie lata. Dokarmiałem wyłącznie swoje słabości, nie potrafiąc zamienić ich w siłę. A gdy już zawisłem na krawędzi, pogrążony we własnych troskach, tylko jedno mi pozostało...

Szaleństwo.
Ból tak przenikliwy, że przekraczał granice poznania. Ból, który był ponad cielesnymi doznaniami. Rozmazywał rzeczywistość, przenikał do głębi duszy, pozostawiając po sobie kolejne, coraz głębsze bruzdy. Zabliźniające się i otwierające na nowo...

Niedoskonałości.
Bo czymże byłem przedtem i czymże jestem teraz? To pytanie prześladuje mnie od momentu, gdy ofiarowana mi została wolność. Wolność tylko pozorna. Bo jak określić tym mianem życie, którego się nie zna? Jak określić mianem wolności klatkę, którą staje się własne ciało? Jak określić odzyskaniem wolności moment, w którym człowiek uświadamia sobie, że już nie jest sobą? Jak można nazwać wolnością stan, w którym stajesz się obcy samemu sobie i fizycznie i psychicznie..? To więzienie. Tylko bardziej rozległe i wprawione w torturach bardziej wyrafinowanych.

Śmierć.
Musiałem zabić samego siebie – tego niegdyś żywego i tego oswobodzonego. Musiałem zabić ich dwóch, by móc zawalczyć o swą przyszłość, by uzyskać niezależność i stanowić o samym sobie. Bardziej, niż przed tym, jak dałem się złamać. Bardziej, niż po tym, jak nabrałem się na mrzonki o uwolnieniu. Bardziej niż w trakcie nasycania się ułudną wolnością. I bardziej niż po tym, jak obaliłem wszystkie kłamstwa.


Nowy ja.

poniedziałek, 9 marca 2015

Imagination I

Ha! Nie spodziewaliście się, co? *^* Ja też nie. A już na pewno nie tego, że skończę pisać ten nieszczęsny rozdział Imagination xD Przypominam, że jest to opowiadanie stricte autorskie. Jedynie portret owego dziwnego gościa, który się tu pojawi, był inspirowany jednym ze zdjęć Tsukasy z D'espairsRay (jest o tu, w takim offtopowym poście).
Tak przy okazji... Jak już wena jest, to korzystam z niej po całości - zaczęłam dzisiaj również pracę nad całkiem nowym opowiadaniem. Nie będzie ono jednak takie, jak dotychczas. Żeby nie skłamać - nie będzie miało nic wspólnego ze wszystkim, co się na tym blogu pojawiło, a nawet koło Spectro zapewne blisko nie leży. Otóż będzie to opowiadanie fantasy, bez towarzyszącego mu wątku yaoi, w dodatku obsadzone bardziej w realiach paranormalnych. Aczkolwiek już kombinuję, jak umieścić, chociaż gdzieś w bocznej linii plotu, jakiś romansik z udziałem dwóch panów... Ba! Już nawet wykreowałam jednego z bohaterów do tego romansiku *^* Pierwszy rozdział pojawi się na dniach, mam nadzieję, że wam się spodoba. Tymczasem...
...enjoy~

~*~
Następnego ranka całe ostatnie tygodnie wydawały mi się snem. Wszystkie wspomnienia tych dni były zamglone. Nie mogłem sobie przypomnieć, co dokładnie robiłem, jak to robiłem i w jakich okolicznościach. Próbowałem się skupić na obrazie. Przypomnieć sobie ten wyrazisty kontur twarzy, ostre spojrzenie, elegancki ubiór... Nic.
Nie czułem już jednak takiej irytacji jak wcześniej. Obraz był bezpieczny w mojej pracowni tuż pod budynkiem. Skończony.
Uśmiechnąłem się łagodnie pod nosem i poszedłem do kuchni, by zjeść lekkie śniadanie. Później wziąłem na spokojnie prysznic, domywając resztki farby z włosów, ubrałem się i wyszedłem z mieszkania. Nigdzie nie było mi spieszno. Mogłem rozkoszować się urokami wiosny.
Przez pracę nawet nie zauważyłem, kiedy nadeszła.

Wędrowałem ruchliwymi uliczkami miasta i chłonąłem przyjemną atmosferę. Słońce przyjemnie przygrzewało, a wiatr łagodził jego ostrzejsze promienie. Było niezwykle przyjemnie. Czułem się odświeżony i odprężony. Żadnych zobowiązań. Żadnych potrzeb. Żadnego niepokoju. Beztrosko jak nigdy dotąd.

Wszedłem do przyjemnie wyglądającej kawiarenki i zamówiłem kawę, po czym usiadłem na zewnątrz. Było stanowczo za ładnie na zamykanie się w budynkach.
Postanowiłem, że następnego dnia wrócę do pracy. Czeka na mnie multum nieodebranych wiadomości na sekretarce i w skrzynce mailowej. O listach nie wspominając. Cieszyłem się w tej chwili niezmiernie z tego, że moja poprzednia asystentka zaprogramowała większość rachunków do regularnego przelewu...

Wróciłem do domu dopiero pod wieczór, gdy już zaczęło się robić ciemno, a powietrze przeszywająco chłodne. Po zjedzeniu solidnej kolacji postanowiłem wreszcie zajrzeć do piwnicy.

Zszedłem na dół i podszedłem do blaszanych drzwi. Przekręciłem klucz, a zamek zazgrzytał dość głośno, przyprawiając mnie o dreszcze. Że też nigdy nie zwracałem większej uwagi na ten dźwięk... Był okropny. Pociągnąłem za klamkę i pchnąłem je w przód. Nie były w żaden sposób szczelne, dlatego w pomieszczeniu zawsze panowała nieprzyjemnie niska temperatura. Nie byłem w stanie się jednak o to troszczyć, gdy byłem w stanie hipnotycznej weny. Wszedłem do środka, czując jak dostaję gęsiej skórki. Nagle stałem się niezwykle podekscytowany tym, że ujrzę swoje wczorajsze dzieło. Cały dzień z tym zwlekałem.
Zapaliłem światło i... Ujrzałem chaos. Wszystkie obrazy i pojemniki na farby były poprzewracane. W pomieszczeniu cuchnęło rozpuszczalnikiem jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Pomimo mojej profesji szczerze nie cierpiałem tego zapachu. Mała szybka w okienku pod samym sufitem zagraconej piwnicy była wybita, jednak kraty były na tyle szczelne, że co najwyżej szczur by si przez nie przedostał. Najgorsze było jednak to, co stało na samym środku. Sztaluga w nienaruszonym stanie, a na niej ustawione nieskazitelnie białe płótno. Czyste, bez najmniejszych śladów zabarwienia.

Obraz zniknął.

Czyżby ostatnie trzy tygodnie naprawdę były wyłącznie snem? Ale to niemożliwe! Dokładnie pamiętam, że go namalowałem! Czyżby..? Przecież z rana nie potrafiłem sobie przypomnieć żadnych szczegółów. Nic, co mogłoby mi pozwolić odtworzyć ten wizerunek... Wszystko było zamglone.

Zaczęło mi się kręcić w głowie. Odwróciłem się jeszcze raz wokół własnej osi, z nadzieją, że odpowiedź okaże się zaprzeczeniem moich najgorszych przypuszczeń i wtem ujrzałem mężczyznę.
Stał oparty nonszalancko o futrynę. Wpatrywał się we mnie bystrymi oczami o idealnym odcieniu błękitu, a kąciki jego ust wyginały się w delikatnym, wyniosłym uśmiechu. Idealna, opalona cera lśniła w przytłumionym świetle żarówki. To był ten mężczyzna. Mężczyzna z moich nocnych imaginacji. Mężczyzna z mojego obrazu. Ale jakim cudem? Przecież nie mógł istnieć naprawdę. Ja go wymyśliłem!
-Witaj – wymruczał, ledwo uchylając usta.
Jego głos zawibrował w powietrzu, drażnią przyjemnie moje uszy.
-Cz... Cześć – wybąkałem, nie wiedząc, co się właściwie dzieje.
Popatrzył na mnie z mieszaniną zdumienia i pogardy.
-A więc to tak się przyjmuje gości na twym dworze?
-Słucham? - teraz to ja obdarzyłem go mało przychylnym spojrzeniem.
Na dworze? Ten przebieraniec sobie ze mnie stroi jaja? Czekaj, uspokój się... Myli cię jego piękna buźka i dostojna postawa. To, że wygląda jak chodzący diament, nie oznacza, że jest gentelmenem.
-Idę się przespać. Ze zmęczenia musiało mi na mózg siąść, skoro gadam z własnym obrazem...
Mężczyzna gwałtownie się wyprostował i przeszył mnie spojrzeniem, teraz lodowo zimnych oczu.
-Nie kpij sobie ze mnie! - zagrzmiał.
Miał naprawdę mocny głos. Mocny i niesamowicie stanowczy. Już po pierwszym słowie stałem na baczność, dygocząc niczym trusia.
-S... Słucham? - zapytałem, tracąc coraz bardziej na pewności siebie.
-To ty mnie uwolniłeś, prawda?
-Uwolniłem?
-To płótno – wskazał skinieniem głowy – ty namalowałeś obraz?
-J... Ja. Tak myślę...
-Tak myślę? Nie wiesz nawet, co tworzysz, człowieku? - ostatnie słowo wypluł niczym największą obelgę. Zastanawiające, biorąc pod uwagę, że sam nim przecież był. Chyba, że arystokrata to inny gatunek. -Wskaż mi sypialnie, człowieku. Chcę się wyspać, zanim wyruszę.
-Wyruszysz..? Kim ty w ogóle, do cholery, jesteś?
Błąd. Wyraz jego twarzy bardzo jasno pokazał, że nie powinienem wypowiadać tych słów. Mężczyzna podszedł do mnie powoli, niczym czający się na swą ofiarę tygrys. Zacząłem się cofać w tempie jego kroków, jednak w tym niewielkim pomieszczeniu nie zdało się to na wiele. Bardzo szybko za moimi plecami wyrosła ściana, a ja zostałem przykuty do zimnego muru. Chyba jednak pomyślę nad jakimś ogrzewaniem, tak na przyszłość...
Nachylił się nade mną i uśmiechnął złowieszczo.
-Sypialnia. Już.
Słowa były bardzo wyraźne i dosadne. Przełknąłem głośno ślinę i pokiwałem delikatnie głową, czując jego oddech na swojej twarzy. Był blisko. Niebezpiecznie blisko. Wymsknąłem się powoli spomiędzy ściany, a jego ciała i ruszyłem niepewnie w kierunku wyjścia. Chciałem rzucić się do niego biegiem i zatrzasnąć za sobą drzwi, więżąc go w pracowni, jednak wyglądał na silnego. Zanim zdążyłbym je zaryglować, zdołałby je otworzyć, a ja nie chciałem wiedzieć, co po takiej próbie mogłoby się ze mną stać. Zawsze mogłem zamknąć we wnętrzu siebie... Ale drzwi zamykały się tylko od zewnątrz, więc to na nic.


Kochana mamo, czym ja zawiniłem temu światu, że pokarał mnie takim gościem?!

sobota, 7 marca 2015

Spectro: Rozdział 3

Spectro: Rozdział 3: Bez żadnych większych wstępów - trzeci rozdział, nie za długi, ale jak na tę serię i tak potężny. Nie wiem, kiedy zacznie się coś dziać. Ni...



Kto nie wierzy, niech uwierzy! Bo ja sama nie dowierzam.To niemalże cud, że na ten rozdział Spectro nie trzeba było czekać kolejny rok xD Ekhem, ok, to jednak z lekka haniebne dla autora... W każdym razie ostatnio mam dość ładny napływ weny, dlatego też zachęcam do śledzenia również moich pozostałych blogów, na których zobaczycie też twórczość nieco innego rodzaju :) Jak na przykład ten rysuneczek o tutaj właśnie 8D

środa, 4 marca 2015

Szkarłatne Pióro: Natshire I

Szkarłatne Pióro: Natshire I: Zapraszam do przeczytania pierwszej części opowiadania Natshire. Pomysł na fabułę przyszedł mi do głowy przed snem. Uwielbiam te momenty, k...



Dzisiaj nic mojego, za to zapraszam was na świeżo powstałego bloga mojej przyjaciółki :) Nie pisze yaoi, jednak wśród jej twórczości znajdziecie opowiadania fantastyczne, podszyte odrobiną mistycyzmy i mroku~ Oczywiście miłośnicy niebanalnego romansu również coś dla siebie znajdą! ^^

piątek, 27 lutego 2015

HUNTING 4 (K.A.Z. ver.)

Pierwotnie nie chciałam wam zdradzać, kto co i kiedy mówi... Ale w ogólnym rozrachunku doszłam do wniosku, że kompletnie nic byście nie rozumieli, jakbym was nie naprowadzała na narratorów poszczególnych fragmentów .__.' Ekhem, znowu króciutko (korzystam z grypci, grypcia przyniosła odrobinę weny i CZASU! ♥ chyba dzisiaj bardzo lubię to słowo). Tak jednak czuję, że w miarę pojawiania się kolejnych rozdziałów będą one coraz dłuższe... Ewentualne błędy wytykać, poziom mojej koncentracji na zbyt wiele chyba dzisiaj mimo wszystko nie pozwala...

~Enjoy!
~*~

Podziwiałem z pierwszego rzędu trybun obnażającego swe wszelkie słabości muzyka. Jego śpiew wydawał się być pełen przejęcie, opanowany emocjami. Jego mimika wskazywała na ogromne cierpnie. Głos drżał, jakby z każdym słowem rozdrapywał stare rany. Prawdziwe uczucia zdradzało jednak jego ciało. Zgrabne, płynne ruchy, przeplatane gwałtownością, które bardziej dowodziły złości niż rozgoryczenia. I puls. Puls, który ani trochę nie przyspieszał mimo natłoku wrażeń, tempa muzyki, czy szalonego tańca. Bo go nie było.
Och taak... Nawet z tej odległości mogłem wyczuć ciągnący się za nim odór śmierci. Zimny, ziemisty, podszyty wilgocią i aromatem palonego drewna. Tylko trupy tak cuchnęły.
Ten trup miał jednak w sobie coś niezwykłego. Coś, co jeszcze za życia przyciągało uwagę. Otaczała go tajemnicza, ciemna aura. Czerń przeplatana połyskującym srebrem, jakby przecinały ją tysiące ostrych jak brzytwa ostrzy. Aura tak unikatowa, zwłaszcza wśród ludzi, że aż trzeba ją było uwiecznić! I o to się stało. Teraz pełza po scenie pełne energii truchło, rzucając na tłum dekadenckie cienie.
Tak bardzo żywy w swej letargicznej skorupie... Autentycznością podobny ascetycznej lalce. Jedyna w nim prawda była taka, że chciał istnieć. Istnieć w pełni, a nie tylko połowicznie. Chciał odzyskać to, co zostało mu odebrane. Czas. Jedyne, co mu pozostało to ten płytki oddech, za pomocą którego wyrażał swą tęsknotę. I garstka wspomnień zabitego teraz bytu.
Jednak wobec śmierci był bezbronny. Jak każdy z nas. Winien być jednak wdzięczny, że doświadczył honoru przegnania kostuchy, a nie wiecznego przed nią uciekania. Bo ta go nigdy nie dopadnie. Bo nie ma sposobu, by zabić kogoś, kto już jest martwy. I nie ma sposobu, by martwych przywrócić do życia.


Okrywaj się swymi marzeniami, ptaszyno. Pozwól im wieść cię przez życie, aż w końcu wyblakną. Rozwieją się razem z przygasającą nadzieją. Pozwól sobie tkwić w naiwnych pragnieniach. One dadzą Ci siłę by przetrwać. A nim się obejrzysz przywykniesz do tego, co zostało ci ofiarowane. Pozwól, by los twój kształtował się nienawiścią. Bo im mocniej nienawidzisz, tym silniejsza będzie nasza więź.