~Enjoy
~*~
Zaczęło się. Słabo migoczące światło, przyćmiona flara, otaczająca nas złocistą aurą. Ciepło bijące w reflektorów, zagłuszony piskiem rozgrzanych fanów szum wiatraków. Coraz szybsze bicie serca.
Stres. Za każdym razem ten sam niepokój. Mówią, że to mija z czasem. Ile go zatem jeszcze potrzebuję? Rok? Dwa lata? Dziesięć? Czy dotrwam tego momentu, zanim strach mnie wykończy?
"Tto dareun hyeonsil soge..."
...śpiewam pierwsze słowa piosenki.
Wytrwam. Bo gdy zaczynam śpiewać zapominam o rzeczywistości. Liczy się tylko tekst i jego emocja. Poszczególne frazy, które pozwalają mi uwolnić się od codziennych przyziemności, oderwać i zamknąć we własnym świecie. I tak od utworu do utworu. A między nimi utarte, błahe formuły. Puste, nic niewnoszące podziękowania. Wyraz wdzięczności za wsparcie i doping. Zachęta do dalszego udziału w naszym życiu i słuchania naszych kolejnych tworów.
Jeszcze się nie wypaliliśmy. Wciąż trwamy. Z mnogością trosk i zmartwień, ale się nie poddajemy. Przynajmniej oficjalnie.
Każdego dnia obserwuję, jak moi przyjaciele marnieją od nadmiaru obowiązków, ciepłych, sztucznych uśmiechów i naciąganych uprzejmości. I choć będą w tym trwać dalej - nie będą już szczęśliwi. Nie tak, jak kiedyś. Popadli w rutynę. Mechanicznie wykonują to, co do nich należy. I tylko tych kilka chwil, gdy możemy skupić się na kompozycji, przelać swoje pomysły na papier, by później je zrealizować sprawiają, że czujemy się wolni. Dlatego tak cenimy te dni i tak walczymy o każdą samodzielnie złożoną melodię, każdą osobistą linijkę tekstu. Chcemy zachować resztki indywidualizmu, zachować twarze w tym świecie bez wyrazu. Pokazać ludziom chociaż cząstkę prawdziwych nas.
To jest nasz cel. Nasza batalia. Ona nas jednoczy i pomaga mknąć w to dalej.
-Znowu support, co? - westchnął Seung Hyun.
-Nic na to nie poradzisz, to oni są twarzą... - wtrącił znużonym głosem perkusista.
-Cieszcie się, że chociaż mamy osobną garderobę! Jeszcze trochę i zaczną nas wszystkich trzymać na kupie. - Prychnął Jong Hoon.
Popatrzyli na mnie.
-Naaa... Dosyć tego biadolenia. Wychodzą z was sknery. Zbieramy się do domu! - rzucił Jae Jin, zakładając płaszcz i zakrywając twarz maską.
Z naszej piątki to właśnie on wydawał się być najmniej przytłoczony. Sprawiał wrażenie odprężonego i rzadko reagował emocjonalnie. Robił swoje i wracał do domu jak gdyby nigdy nic. Pełen profesjonalizm. Nie czytał portali plotkarskich, nie oglądał wiadomości, nie słuchał wywiadów. Nie porównywał nas z innymi. Twierdził, że jesteśmy sobą i jeśli chcemy sobą pozostać, powinniśmy nie zwracać uwagi na sukcesy obcych, a skupić się na własnych i dążyć tą samą ścieżką, którą obraliśmy pięć lat temu. Jego spokój dobrze wpływał na zespół. Był pogodny i łatwo się zawstydzał. Zupełne przeciwieństwo mnie.
Zawsze brałem wszystko do siebie i choć początkowo krytyka pomagała mi pracować nad własnymi błędami, o tyle z czasem zaczęła mnie nadto przytłaczać. Zrobiłem sobie kilka przerw w śpiewaniu, skupiłem się na studiach i aktorstwie. Gra w dramach i teatrze była na swój sposób odprężająca. Mogłem zapomnieć o własnych problemach i na chwilę zatopić się w troski swej postaci, dotknąć innego życia. To też pomogło mi się nieco zdystansować. Przyjmowałem skrajne role, poznając różne perspektywy. Teraz, gdy coś mnie niepokoi, sięgam pamięcią do odegranych scenariuszy i zastanawiam się, co zrobiłby w danej chwili któryś z bohaterów. Stało się to takie proste... I choć wiem, że przez to zatracam samego siebie - nie potrafię inaczej. Rezygnując z drobnych kłamstewek stanąłbym w miejscu. To moja metoda na przetrwanie.
-Na! Dobry występ, chłopaki! - krzyknął za nami gitarzysta CNBlue.
Dobry chłopak. Choć trochę złośliwy - pozostał szczery i nigdy nie mówi zbędnych rzeczy. W przeciwieństwie do niektórych nie emanuje grubiaństwem i nie roztacza wokół siebie aury wyższości. Mógłbym go nawet polubić, gdybyśmy nie byli rywalami.
Aach. I znowu to samo. Nie potrafię przestać myśleć inaczej. Choć wiem, że to niedorzeczne, wciąż się z nimi porównuję i nie umiem wyzbyć się tego irracjonalnego żalu.
-Piwo - oświadczyłem.
-Słucham? - spytał skonsternowany Jae Jin.
-Idziemy na piwo - uzupełniłem swoją wypowiedź, wsiadając do firmowego vana.
-Jaa... Czekałem aż ktoś to wreszcie zaproponuje! - Seung Hyun zatarł szelmowsko ręce. - To dokąd? Któryś z hałaśliwych, undergroundowych klubów, knajpa z ramenem, czy domek któregoś z paniczów Lee?
-Ya! A może tym razem panowie Choi nas zaproszą, co?! - udałem oburzenie.
Lider podniósł ręce do góry w obronnym geście. Min Hwan popatrzył na niego i poszedł w jego ślady.
-Aigoo... Niech będzie. Tym razem u mnie. Ale wkraczacie tam na własną odpowiedzialność! Dawno mnie tam nie było...
-Hahahaha, cały Seung Hyun... - wybuchł Minari.
-Ja, to w drogę!
-Więcej zachęty nam raczej nie potrzeba... - rzuciłem ostatnie spojrzenie w kierunku areny, na której graliśmy kilka chwil wcześniej.
Ze sceny wybrzmiewało miarowe dudnienie basu i echo niosących się z głośników, tłumionych szumem wiatru słów. Pragnąłem ciszy.