Witam, robaczki. Dawno mnie tutaj nie było. Tak, wiem, obiecałam przez wakacje nieco zwiększyć aktywność. Udało mi się jednak znaleźć pracę, a w przerwach od niej... Korzystałam ile się dało z możliwości spotkania się ze znajomymi. No cóż, tak wyszło. Częsta nieobecność w domu nie sprzyjała mojej wenie. Mam jednak dla was coś nowego i kilka napoczętych cosiów maści wszelakiej w zanadrzu, dlatego w miarę możliwości w najbliższym czasie ponadrabiam zaległości :)
Ten coś na dobry początek jest już rozdziałem, a nie tylko epilogiem, jakby się mogło wydawać. Ten coś będzie miał zdublowany pierwszy rozdział. Dlaczego, zapewne spytacie... A no dlatego, że tak sobie mój wen uroił. Dubel tego rozdziału jest już w fazie tworzenia i, prawdę mówiąc, powstał przed tym tutaj. Uznałam jednak, że to się bardziej nadaje na wstęp. Krótkie to to może, żywię jednak nadzieję, że klimacik złapiecie i wam do gustu choć trochę przypadnie *^* Pairing wyjdzie przy następnym rozdziale, aczkolwiek dla nikogo zaskoczeniem być nie powinien, bo jest aż nazbyt oczywisty w stosunku do moich upodobań... Blarg, muszę się stać mniej przewidywalna... Kiedyś xD
Przy okazji obiecuję też nadrobić swoje zaległości czytelnicze, bo jakoś tak się złożyło, że i prześledzić waszych tworów nie miałam zbytnio czasu ;.; ostatnio tylko ze 3 opowiadania z bloga Kity i Aoi nadrobiłam ;.; Obiecuję poprawę! ♥
Enjoy~
Ciemność.
-Hej, Emily! Pośpiesz się, bo nie
wyrobimy się na ślub!
-Już idę, już idę... Spokojnie! - kobieta zaśmiała się dźwięcznie, biegnąc lekko w stronę samochodu. Szyfonowa, zwiewna sukienka oplatała się gładko wokół jej nóg, a delikatny, karmazynowy szal tworzył coś na wzór zmysłowej poświaty wzdłuż smukłych ramion.
Było chłodne, zimowe popołudnie. Słońce świeciło pełnym blaskiem, otaczając migoczącą aurą złocieni wypłowiałe źdźbła trawy i nagie gałęzie potężnych śliw i koegzystujących z nimi drobnych jabłoni. Nawet mocarny kasztan, stojący tuż obok ganku, poddał się szalejącym nocami przymrozkom i opuścił ostatnie liście.
-Już idę, już idę... Spokojnie! - kobieta zaśmiała się dźwięcznie, biegnąc lekko w stronę samochodu. Szyfonowa, zwiewna sukienka oplatała się gładko wokół jej nóg, a delikatny, karmazynowy szal tworzył coś na wzór zmysłowej poświaty wzdłuż smukłych ramion.
Było chłodne, zimowe popołudnie. Słońce świeciło pełnym blaskiem, otaczając migoczącą aurą złocieni wypłowiałe źdźbła trawy i nagie gałęzie potężnych śliw i koegzystujących z nimi drobnych jabłoni. Nawet mocarny kasztan, stojący tuż obok ganku, poddał się szalejącym nocami przymrozkom i opuścił ostatnie liście.
Zapach wilgoci.
-Whoa, stary! Co ty tu robisz? Jak się
masz, chłopie?! Dawno się nie widzieliśmy! - odezwał się
podekscytowany głos wysokiego mężczyzny. Jego oczy świeciły się
w blasku przygaszonych lamp, a uśmiech odzwierciedlał wszystkie
wypite tego wieczora drinki i lampki szampana.
-Wszystko po staremu, tylko wypłata na
troje...
-Troje..? Nie mów..! Na prawdę?! -
krzyknął podekscytowany i zaśmiał się cwaniacko. - No, no...
Widzę naszej gwiazdeczce nieźle się powodzi. Kiedy?
-Za dwa miesiące...
-Jak Cię młode o bezsenność
przyprawi, to zapraszam do siebie! Powspominamy nieco stare, dobre
czasy. - Jego twarz nabrała bardziej serdecznego wyrazu.
Przeszywający chłód.
-Hej... Kochanie, hej, obudź się! -
kojący, kobiecy głos. Nieco niecierpliwy, jakby przesiąknięty
paniką. - Kochanie, masz gościa...
-Kto..? Która godzina..? Kto tu się
pcha w środku nocy?
-Najwidoczniej coś ważnego...
Chyba... Chyba coś się stało, skarbie.
Kilka sekund walki z pomiętą
pościelą, by wreszcie podnieść się z łóżka. Pośpieszne kroki
po zimnej posadzce i wreszcie...
Dźwięk przemykającego przez
szczeliny wiatru.
-Kiedy do tego doszło?
-Trzy dni temu. Nie mieliśmy na to
żadnego wpływu, przysięgam! Gdybym mógł... Gdybym był wtedy na
miejscu..!
-Spokojnie. Już i tak żaden z nas
tego nie zmieni. Przygotuję Ci pokój. Odpocznij.
Ukłucie żalu, zastępowane na
przemian podświadomą paniką i gromadzącym się smutkiem.
Dopadająca bezradność. Emocje, które należało poskromić. Ukryć
pod maską siły i wytrwałości. Dla rodziny. Dla bliskich.
Promieniujący ból w klatce
piersiowej.
-Ktoś tam jest?!
-Sprawdźcie z tyłu!
-Czy słyszy mnie pan?!
-Zabezpieczcie miejsce!
-Uwaga!!!
Nad głowami rozległ się głos
łamanych gałęzi.
-Dwoje rannych!
-Tu jest kobieta. Szybko, trzeba ją
wydostać!
-Ciężarna... Podajcie tlen i
wydostańcie ją stąd!
Chaos. Zewsząd dobiegające krzyki
spanikowanych ludzi i zdesperowanych sanitariuszy. W tle trzaskające
płomienie, przysparzające niepewności. Dobiegające z nich
niemalże kojące ciepło.
Pożar..? Nie. Wypadek. Gdzieś był
wypadek.
Zimno spływających wzdłuż
nadgarstków strużek krwi.
~*~
P.S. Planuję tu fikcję pełną parą, proszę więc się nie dziwić mooocnym nagięciom rzeczywistości.
P.S.2. Dla fanów D'espowych też się coś niedługo znajdzie, aczkolwiek... Chyba będzie tak, jak z Abyss. Raz na jakiś czas jakiś shot, a tak skupię się na serii, inaczej stracę klimat tego opowiadania, a nie chciałabym :c
P.S.3. Dziękuję za ponad 10k wyświetleń! *^*
P.S.3. Dziękuję za ponad 10k wyświetleń! *^*