Z dedykacją dla mojej żony, która dzisiaj obchodzi urodziny - Aoi Konoe ♥ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ♥
Wiem, że ten rozdział jest może kiepskim prezentem urodzinowym, ale to jedyne, na co mogę sobie pozwolić ;.;
I dziękuję Yuuki, że na ostatnią chwilę mi go zbetowała ♥ urocza z Ciebie pandzia ;w;
Jak widać seria dobiega końca - ale tak już serio serio. Został jeszcze tylko jeden rozdział (który właściwie już kończę) i epilog (który już napisałam... Pozostawmy to bez komentarza xD nawet z ostatniego rozdziału mam napisany koniec, początek i coś ze środka, a nie mam... Całej reszty środka xD)
Wstępnie mam kilka opowiadań (głównie shotów), które pojawią się później, już po zakończeniu Abyss. Mam również w opracowaniu kolejną serię, jednak chcę się najpierw dowiedzieć, czy w ogóle będziecie zainteresowani czytaniem na temat tych pairingów... Nie wiem dlaczego, ale ostatnio upodobałam sobie HYDE x K.A.Z. (tak, Ci panowie z shota "Defection") i to właśnie o nich by ona opowiadała. Jeśli ich nie zechcecie - zrobię z tego po prostu kolejnego shota.
Nie oznacza to oczywiście, że całkowicie zaprzestanę pisać o D'espa, nawet mowy nie ma... Po prostu tymczasowo wyczerpały mi się na nich pomysły i nie bardzo wiem co jeszcze można z nimi stworzyć. Chociaż faktycznie mam jednego shota w opracowaniu i innego mega shota w planach, ale na to drugie obecnie nie mam czasu... Trochę bardziej skomplikowany projekt mnie czeka.
Dawno nie było piosenek... To teraz są aż dwie O.o przy poprzednich rozdziałach mi jakoś zbytnio nie pasowały i przyznam szczerze... Że nawet mi się ich nie chciało poszukiwać. Wcześniej pisałam pod wpływem inspiracji tekstami niektórych utworów, ale przez jakiś czas moja wena zrobiła się wybitnie kapryśna...xD
Tymczasem życzę miłej lektury~! ^^
Enjoy~
Jasna,
rozszerzająca się poświata. Wraz z jej intensywnością rósł tępy ból gdzieś w
potylicy. Czułem przytłaczającą ciężkość, która pętała całe moje ciało i umysł
zarazem. Próbowałem się obudzić, ale bez skutku. Wciąż tkwiłem na pograniczu
snu i jawy. Do mojej głowy na przemian dochodziły impulsy bólu i odrętwienia.
Byłem skołowany. Próbowałem się skupić i przypomnieć sobie, co doprowadziło
mnie do takiego stanu, jednak zamiast tego bez ustanku do mojej świadomości
docierał jeden obraz. Obraz rozżalonej twarzy Hizumiego.
Czyżbym coś mu zrobił? To wyrzuty sumienia nie dopuszczały do mnie wspomnień z ostatniego wieczora?
Nie. To irracjonalne. Nigdy nie widziałem takiego zawodu u Yoshidy. Nigdy nie spojrzał na mnie w ten sposób. Był moim… Był moim…
Czyżbym coś mu zrobił? To wyrzuty sumienia nie dopuszczały do mnie wspomnień z ostatniego wieczora?
Nie. To irracjonalne. Nigdy nie widziałem takiego zawodu u Yoshidy. Nigdy nie spojrzał na mnie w ten sposób. Był moim… Był moim…
Naraz
przyszła irytacja. Dlaczego nie potrafiłem nawet w myślach wypowiedzieć tego
pieprzonego słowa?! Jeden prosty wyraz! Przecież nawet dla mnie oczywistym
było, że nikomu innemu tak nie ufałem. Przecież nawet ja byłem świadomy tego,
że rzuciłbym się dla niego w ogień i popełnił najgorsze zbrodnie. Nawet ja
wiedziałem, że chroniłbym go własnym ciałem, za wszelką cenę!
Był moim… Zawsze mnie wspierał, pocieszał i dodawał otuchy w trudnych chwilach. Był wtedy, gdy wszyscy inni zawiedli. Tkwił przy mnie i nie opuszczał. Zawierzyłem mu siebie. Przez te wszystkie lata mnie od siebie uzależnił.
Był moim… Zawsze mnie wspierał, pocieszał i dodawał otuchy w trudnych chwilach. Był wtedy, gdy wszyscy inni zawiedli. Tkwił przy mnie i nie opuszczał. Zawierzyłem mu siebie. Przez te wszystkie lata mnie od siebie uzależnił.
Czy to na
pewno było to, za co zawsze miałem naszą relację..? Może faktycznie opierała
się wyłącznie na wspólnym uzależnieniu? Może tak naprawdę to silne przywiązanie
do niego było tylko kolejnym objawem mojego strachu przed zmianami?
Chociaż potrafiłem czerpać śladową przyjemność ze wspólnie spędzonych chwil, potrafiłem się śmiać razem z nim i żartować. Potrafiłem z nim normalnie rozmawiać! Ja! Towarzyski kaleka! Przy nim nie szczędziłem słów, podczas gdy wśród pozostałych ograniczałem się do przytakiwania lub wygrażania się. On, jako jedyny, rozumiał mnie bez zbędnych wyjaśnień. Tylko patrząc odgadywał najdrobniejsze zmiany mojego nastroju.
Chociaż potrafiłem czerpać śladową przyjemność ze wspólnie spędzonych chwil, potrafiłem się śmiać razem z nim i żartować. Potrafiłem z nim normalnie rozmawiać! Ja! Towarzyski kaleka! Przy nim nie szczędziłem słów, podczas gdy wśród pozostałych ograniczałem się do przytakiwania lub wygrażania się. On, jako jedyny, rozumiał mnie bez zbędnych wyjaśnień. Tylko patrząc odgadywał najdrobniejsze zmiany mojego nastroju.
Do mojego
umysłu wtargnął obraz spaceru po parku. Ja, Hizumi i Kisa. Przyjemna, lekka
atmosfera, beztroska rozmowa, rześkie powietrze. Niczym niezmącony spokój w
otoczeniu pełnym mieniących się złotem i czerwienią liści. Jeden z
najprzyjemniejszych dni mojego życia. Chwilę potem przypomniałem sobie tych
dwoje skulonych pod którymś z tamtejszych drzew w deszczu. Obaj płacząc. Obaj
nie wiedząc, co ze sobą począć. Obaj sobie przeznaczeni.
Ta myśl
zabolała. Czy rzeczywiście coś między nimi było? Czy rzeczywiście powinienem
usunąć się w cień? Bo w końcu, jeśli zaczną się spotykać, nasze relacje będą
musiały ulec zmianie. Nie będę mógł zachowywać się przy Hizumim tak beztrosko,
nawet pomimo tego, że był moim…
Nie. Już
nim nie był. Od dawna nim nie był. Od dawna nasza relacja stawała się coraz
bardziej toksyczna i niebezpieczna dla obu stron. To uzależnienie. To coś, co
należało jak najszybciej zakończyć. Nikt nie czerpał korzyści z takiego układu.
Już nie był moim przyjacielem.
Już nie był moim przyjacielem.
Z każdym
kolejnym wnioskiem ogarniała mnie coraz większa frustracja. Byłem wściekły.
Miałem ochotę kląć na czym świat stoi. Rozwalić coś. Cokolwiek! Jednocześnie
czułem, jak ogarniała mnie coraz bardziej obezwładniająca panika. Bałem się.
Bałem się tego, co jeszcze przyniesie przyszłość.
Wiedziałem jednak, że nie mogę wciąż tkwić w miejscu. Dla własnego dobra powinienem zakończyć wszystkie pozaczynane dotychczas sprawy i ruszyć dalej.
Wiedziałem jednak, że nie mogę wciąż tkwić w miejscu. Dla własnego dobra powinienem zakończyć wszystkie pozaczynane dotychczas sprawy i ruszyć dalej.
…dla dobra
innych zresztą też.
Z rozmyślań
wyrwał mnie czyjś skrzekliwy głos:
-…dź się wreszcie, księżniczko!
-Czego drzesz ryja..? – odburknąłem, wybitnie niezadowolony z faktu, że ktoś przerywa mi w tak ważnym i przełomowym dla mnie samego momencie.
-Śniadanko. – Zaświergotał radośnie ów głos, po czym bez ostrzeżenia zerwał ze mnie kołdrę.
-Niech Cię diabli, cholero jedna… - mruknąłem przeciągając się i ziewając donośnie.
Coś strzyknęło mi w kręgosłupie i aż zahuczało, gdy strzeliły mi kości w rękach. Próbowałem usiąść, jednak w tej samej chwili zabolał mnie tyłek. Stęknąłem żałośnie.
-Coś ty mi wczoraj zrobił, kretynie? – spytałem z wyrzutem.
-Nie marudź. Nie było żadnych gratisów. Tylko czysty, przyjemny seks! – wyszczerzył się jak głupi na widok loda.
-Seks z tobą nigdy nie jest czysty… A i przyjemny tylko dla pieprzniętych masochistów.
-To wczoraj musiało ci być jak w niebie, księżniczko. – Tym razem jego uśmiech był raczej przesiąknięty ironią.
-Kiedyś ci wpierdolę, serio.
-Obiecujesz mi to już od przeszło dwudziestu lat, kochanie.
Postawił tackę na szafce nocnej po mojej stronie łóżka i przysiadł koło mnie.
-Chodź, pomogę ci usiąść.
-Jakoś sobie poradzę. – Powiedziałem niezbyt przyjemnie i podjąłem próby wywindowania się do góry.
Po kilku minutach szarpania z pościelą i zmagania z bólem, który z każdym ruchem ukazywał się w kolejnych partiach ciała, udało mi się oprzeć o ramę łóżka. Czując się kompletnie zmaltretowany oparłem głowę o ścianę i popatrzyłem w sufit. Tatsuro był kompletnym bezguściem. Poważnie. Kto wiesza w domu lampę zrobioną na kształt odchodów?
…a przynajmniej to mi przypominała.
-Nadal to trzymasz… - westchnąłem bezradnie.
-Co masz na myśli? – spytał, całkowicie zdezorientowany.
-Ta lampa… - rozejrzałem się wokół, dostrzegając w końcu to czego szukałem. – Ten obraz też..? Nie masz litości dla ludzkich zmysłów? – rzuciłem, wskazując palcem niewielkie kwadratowe malowidło tuż nad moją głową.
Był pstrokaty i nie przedstawiał nic konkretnego. Gdyby nie kolorystyka śmiało rzekłbym, że pasował do lampy. Też mi przypominał krowie łajno.
-Jestem wrażliwy na sztukę. – Odparł urażony.
-Chyba na pokrzywdzone przez życie beztalencia… - chwyciłem za kanapkę, którą zaserwował mi wokalista i zacząłem ją powoli przeżuwać. Ona też smakiem nasuwała mi na myśl gówno.
Między nami zaś rozwinęła się na dobre dyskusja na temat sztuki, tudzież jej braku we współczesnym świecie. Tatsuro potrafił o tym rozmawiać godzinami już za czasów licealnych. Nie zdziwiło mnie więc w najmniejszym stopniu, gdy obwieścił, że zakłada zespół.
-…dź się wreszcie, księżniczko!
-Czego drzesz ryja..? – odburknąłem, wybitnie niezadowolony z faktu, że ktoś przerywa mi w tak ważnym i przełomowym dla mnie samego momencie.
-Śniadanko. – Zaświergotał radośnie ów głos, po czym bez ostrzeżenia zerwał ze mnie kołdrę.
-Niech Cię diabli, cholero jedna… - mruknąłem przeciągając się i ziewając donośnie.
Coś strzyknęło mi w kręgosłupie i aż zahuczało, gdy strzeliły mi kości w rękach. Próbowałem usiąść, jednak w tej samej chwili zabolał mnie tyłek. Stęknąłem żałośnie.
-Coś ty mi wczoraj zrobił, kretynie? – spytałem z wyrzutem.
-Nie marudź. Nie było żadnych gratisów. Tylko czysty, przyjemny seks! – wyszczerzył się jak głupi na widok loda.
-Seks z tobą nigdy nie jest czysty… A i przyjemny tylko dla pieprzniętych masochistów.
-To wczoraj musiało ci być jak w niebie, księżniczko. – Tym razem jego uśmiech był raczej przesiąknięty ironią.
-Kiedyś ci wpierdolę, serio.
-Obiecujesz mi to już od przeszło dwudziestu lat, kochanie.
Postawił tackę na szafce nocnej po mojej stronie łóżka i przysiadł koło mnie.
-Chodź, pomogę ci usiąść.
-Jakoś sobie poradzę. – Powiedziałem niezbyt przyjemnie i podjąłem próby wywindowania się do góry.
Po kilku minutach szarpania z pościelą i zmagania z bólem, który z każdym ruchem ukazywał się w kolejnych partiach ciała, udało mi się oprzeć o ramę łóżka. Czując się kompletnie zmaltretowany oparłem głowę o ścianę i popatrzyłem w sufit. Tatsuro był kompletnym bezguściem. Poważnie. Kto wiesza w domu lampę zrobioną na kształt odchodów?
…a przynajmniej to mi przypominała.
-Nadal to trzymasz… - westchnąłem bezradnie.
-Co masz na myśli? – spytał, całkowicie zdezorientowany.
-Ta lampa… - rozejrzałem się wokół, dostrzegając w końcu to czego szukałem. – Ten obraz też..? Nie masz litości dla ludzkich zmysłów? – rzuciłem, wskazując palcem niewielkie kwadratowe malowidło tuż nad moją głową.
Był pstrokaty i nie przedstawiał nic konkretnego. Gdyby nie kolorystyka śmiało rzekłbym, że pasował do lampy. Też mi przypominał krowie łajno.
-Jestem wrażliwy na sztukę. – Odparł urażony.
-Chyba na pokrzywdzone przez życie beztalencia… - chwyciłem za kanapkę, którą zaserwował mi wokalista i zacząłem ją powoli przeżuwać. Ona też smakiem nasuwała mi na myśl gówno.
Między nami zaś rozwinęła się na dobre dyskusja na temat sztuki, tudzież jej braku we współczesnym świecie. Tatsuro potrafił o tym rozmawiać godzinami już za czasów licealnych. Nie zdziwiło mnie więc w najmniejszym stopniu, gdy obwieścił, że zakłada zespół.
Dobrze było
na chwilę oderwać od problemów. Zająć się czymś błahym, przyziemnym i nic
nieznaczącym. To było na swój sposób odświeżające.
Uświadomiłem sobie, że to chyba najdłuższa rozmowa od kilku lat, jaką z kimkolwiek przeprowadziłem.
Mógłbym ciągnąć tę beztroską potyczkę w nieskończoność, gdyby nie to, że powoli zaczynałem odczuwać marne skutki wczorajszego picia. Bałem się nawet pytać ile piwa w siebie wlałem. Miałem dość mocną głowę, ale tragicznie słaby żołądek…
Uświadomiłem sobie, że to chyba najdłuższa rozmowa od kilku lat, jaką z kimkolwiek przeprowadziłem.
Mógłbym ciągnąć tę beztroską potyczkę w nieskończoność, gdyby nie to, że powoli zaczynałem odczuwać marne skutki wczorajszego picia. Bałem się nawet pytać ile piwa w siebie wlałem. Miałem dość mocną głowę, ale tragicznie słaby żołądek…
Zerwałem
się z łóżka, rozlewając przy tym kawę na, jak dotąd, nieskazitelnie biały dywan
i popędziłem do łazienki.
Zajęło mi dobrą godzinę, zanim doszedłem w pełni do siebie.
Zajęło mi dobrą godzinę, zanim doszedłem w pełni do siebie.
-Jak się
czujesz, księżniczko?
-Dostatecznie dobrze, by skopać ci tyłek za każdą „księżniczkę”… - powiedziałem, ocierając usta ręcznikiem.
-W takim układzie na pewno będziesz też w stanie wyprać po sobie dywan! – zaśpiewał dźwięcznie i wyszedł z pomieszczenia.
-Dostatecznie dobrze, by skopać ci tyłek za każdą „księżniczkę”… - powiedziałem, ocierając usta ręcznikiem.
-W takim układzie na pewno będziesz też w stanie wyprać po sobie dywan! – zaśpiewał dźwięcznie i wyszedł z pomieszczenia.
Niech cię
szlag, przeklęta żyrafo…
-Co teraz
zamierzasz? - spytał, stawiając przede mną kubek z parującą cieczą. - To ci
pomoże na żołądek. - Dodał półgłosem.
-Zakończyć to.
Spojrzał na mnie spłoszony.
-Zakończyć... Co?
-Sprawy z Hizumim i z tym starym dziadem. Muszę to powyjaśniać i zakończyć.
-Co dokładnie planujesz wyjaśnić z Hizumim? Chyba nie ten niewinny pocałunek, co, księżniczko? Robiliście ciekawsze rzeczy ze sobą.
Wbiłem wzrok w bulgoczącą ciecz i zacząłem bawić się kubkiem. Jego ścianki przyjemnie parzyły w palce.
-Za tydzień zaczynamy kolejną trasę. Do tego czasu możesz tu zostać. Pilnuj się jednak. To jedno z pierwszych miejsc, w którym będą cię szukać. Przez ten czas powinieneś się poważnie zastanowić nad tym, co zrobisz dalej. Pamiętaj, że masz teraz rodzinę. Prawdziwą rodzinę, do cholery! Kogoś, komu na tobie zależy i do kogo zawsze możesz wrócić. Nie tylko grupę błaznów, którzy patrzą, jak tu na tobie zarobić lub uprzykrzyć ci życie. Podejmij rozsądną i dojrzałą decyzję...
-Haa... - burknąłem niezbyt przytomnie w odpowiedzi na jego monolog.
-Zakończyć to.
Spojrzał na mnie spłoszony.
-Zakończyć... Co?
-Sprawy z Hizumim i z tym starym dziadem. Muszę to powyjaśniać i zakończyć.
-Co dokładnie planujesz wyjaśnić z Hizumim? Chyba nie ten niewinny pocałunek, co, księżniczko? Robiliście ciekawsze rzeczy ze sobą.
Wbiłem wzrok w bulgoczącą ciecz i zacząłem bawić się kubkiem. Jego ścianki przyjemnie parzyły w palce.
-Za tydzień zaczynamy kolejną trasę. Do tego czasu możesz tu zostać. Pilnuj się jednak. To jedno z pierwszych miejsc, w którym będą cię szukać. Przez ten czas powinieneś się poważnie zastanowić nad tym, co zrobisz dalej. Pamiętaj, że masz teraz rodzinę. Prawdziwą rodzinę, do cholery! Kogoś, komu na tobie zależy i do kogo zawsze możesz wrócić. Nie tylko grupę błaznów, którzy patrzą, jak tu na tobie zarobić lub uprzykrzyć ci życie. Podejmij rozsądną i dojrzałą decyzję...
-Haa... - burknąłem niezbyt przytomnie w odpowiedzi na jego monolog.
Jego słowa
zaczęły się rozpływać niczym poranna mgła. Brzęczały gdzieś w tle, ale ich sens
kompletnie przestał do mnie docierać. Byłem pochłonięty własnymi rozmyślaniami,
planowaniem. Musiałem to jak najlepiej rozegrać. Uspokoić się, opanować.
Oczyścić swój umysł ze wszystkich niepewności. Po prostu musiałem przywrócić
swoje dotychczasowe ja. Miałem na to niewiele czasu, ale w obecnym stanie
wiedziałem, że to wyłącznie kwestia odpowiedniego nastawienia. Byłem
przeładowany emocjami po tych wszystkich doświadczeniach. Mój umysł nie był w
stanie tyle wytrzymać. Musiał w końcu osiągnąć stan krytyczny. Dobić tej
granicy, po której najzwyczajniej w świecie zamykał się na wszystkie zewnętrzne
bodźce.
Powoli
zacząłem się wyłączać. W moim umyśle pojawiła się ściana, dzieląca świadomość
na dwa elementy. Odgradzała mnie od części, która burzyła mój światopogląd i
prowadziła do zachwiania wewnętrznej równowagi. Blokowała wszystkie przykre
wspomnienia, wszystkie kojące obrazy, smutek, złość i szczęście zarazem.
Odcinała ode mnie bezsilność. Pozostawiała w moim sercu jedynie pustą dziurę.
Czułem, jak w niej tonę. Dałem się jej pochłonąć.
Gdzieś na
dnie mojej podświadomości jakiś paniczny głos zaczął wołać o pomoc.
Zignorowałem go. Pozwoliłem się otoczyć ramionom błogiej nicości. Znajomemu wrażeniu nieczucia. Bezduszności. Emocjonalnego letargu…
Zignorowałem go. Pozwoliłem się otoczyć ramionom błogiej nicości. Znajomemu wrażeniu nieczucia. Bezduszności. Emocjonalnego letargu…