Mam swoje 6 komentujących osóbek, więc dodaję rozdział ♥
I doszedł nowy obserwator! *cieszy się jak małe dziecko* miło mi Cię widzieć ♥
Dla osób, które nie znają zespołu, o którym w opowiadaniu jest mowa zamieściłam na pasku bocznym po lewej stronie króciutką legendę - kto jest kim. Będzie wam się łatwiej zorientować :)
A tak wracając na chwilkę do poprzedniego rozdziału... Było po nim spore zamieszanie... Cóż, on nie miał w żaden sposób pchnąć akcji do przodu. Napisałam go z zamiarem rozjaśnienia nieco tła opowiadanej przeze mnie historii i widzę, że słusznie, bo wiele rzeczy było niejasnych. Następnym razem jak się zabiorę za pisanie czegokolwiek dłuższego postaram się więcej faktów rozjaśnić na samym początku. Tym razem jednak proszę, żebyście mi to faux pas wybaczyli, to na prawdę moje pierwsze opowiadanie T-T dlatego jestem wdzięczna za każdy komentarz! Zwłaszcza jeśli zawiera w sobie jakieś wskazówki odnośnie mojego stylu pisania i poprawności :) Wszelki uwagi i sugestie donośnie tego, czego mam się wystrzegać i co zmienić w przyszłości - BARDZO MILE WIDZIANE! Chcę się czegoś nauczyć pisząc dla was ^^
Ach... I jeszcze takie małe ogłoszonko, bo wiem, że większość z was nie śledzi mojego bloga głównego, a tam zamieszczam większość informacji dotyczących... Wszystkiego. Tak więc zapraszam to zapoznania się z nim: (klik)
A teraz to do rzeczy... Rozdział dwa razy dłuższy niż poprzedni i coś się już w nim dzieje...
Enjoy~
Szkoła, psycholog.
Szkoła, psycholog, spożywczak.
Szkoła, psycholog, spożywczak, próby..?
Szkoła, psycholog, spożywczak.
Szkoła, psycholog, spożywczak, próby..?
Tak właśnie… W ciągu ostatnich dwóch miesięcy udało nam się
osiągnąć na tyle duży postęp, że Kisa oprócz chodzenia na zakupy, co uważał za
swój honorowy obowiązek po tygodniach spędzonych zamknięty w swoim pokoju, czując
sie niczym pasożyt, zaczął odwiedzać nas na próbach. Niestety, nie mogę się wszem
i wobec chwalić, że było to moje osiągnięcie. Do pierwszego wyjścia tak naprawdę
namówił go Tsukasa. A właściwie wrobił go, przesiadując u nas któregoś jakże
pięknego poranka, gdy za oknem lał deszcz, wiatr dudnił w szyby, a jemu w
drodze do studia zepsuł się samochód...
Nie wiem kiedy, ani w jaki sposób wyjął dzieciakowi klucze z kieszeni kurtki. Biedak zorientował się jednak dopiero wracając ze szkoły. Nieszczęsne to w istocie dziecko, gdyż tuż koło miejsca swego rozwoju, źródła nieograniczonej wiedzy i odpoczynku od męczącej codzienności, które zaś kilometrów wiele od naszej posiadłości się znajduje - jest wytwórnia.
Nie wiem kiedy, ani w jaki sposób wyjął dzieciakowi klucze z kieszeni kurtki. Biedak zorientował się jednak dopiero wracając ze szkoły. Nieszczęsne to w istocie dziecko, gdyż tuż koło miejsca swego rozwoju, źródła nieograniczonej wiedzy i odpoczynku od męczącej codzienności, które zaś kilometrów wiele od naszej posiadłości się znajduje - jest wytwórnia.
A teraz ubolewając nad jego losem, w dramatycznym tonie
kończąc powiem… Że nam się po głowach za wyczyn lidera dostało najbardziej.
Dlaczego? Bo jak się okazało, mój kochany synalek uczęszczał do szkoły
muzycznej. A żeby tego było mało, w przeciwieństwie do większości duszyczek o
inteligencji ameby, które tam chodzą, na muzyce się rzeczywiście znał.
Oczywiście nie mógł się nasz dobroduszny i jakże wyrozumiały przywódca oprzeć i korzystając z okazji, pozwolił mu nas bezpardonowo zjechać klnąc przy tym na czym świat stoi i na czym my na pewno stać niedługo nie będziemy... I zdziwiliśmy się niezmiernie, gdy zapytany przez Oote o to, czy zagrana przez nas piosenka mu się podobała, nasz gość wykazał również niesamowitą znajomość naszej dyskografii...
Owszem, pamiętałem z naszej pierwszej rozmowy, że lubił tworzoną przez nas muzykę. Nie sądziłem jednak, że aż tak. Od tamtej pory, jeszcze kilka razy wyciągnięty na siłę przez Hizumiego, przesiadywał tu w każdej wolnej chwili. Nie wyrażał jednak żadnych niepochlebnych uwag, najwyraźniej zbyt skrępowany, by mówić i przesadnie zafascynowany słuchaniem. Chyba, że Tsukasa go o to poprosił nie mając dłużej do nas cierpliwości, a jego gardło żądało, by dał mu wreszcie święty spokój i poszedł drzeć mordę gdzie indziej. Najlepiej do diabli, gdzie struny głosowe do niczego mu dłużej potrzebne nie będą.
Oczywiście nie mógł się nasz dobroduszny i jakże wyrozumiały przywódca oprzeć i korzystając z okazji, pozwolił mu nas bezpardonowo zjechać klnąc przy tym na czym świat stoi i na czym my na pewno stać niedługo nie będziemy... I zdziwiliśmy się niezmiernie, gdy zapytany przez Oote o to, czy zagrana przez nas piosenka mu się podobała, nasz gość wykazał również niesamowitą znajomość naszej dyskografii...
Owszem, pamiętałem z naszej pierwszej rozmowy, że lubił tworzoną przez nas muzykę. Nie sądziłem jednak, że aż tak. Od tamtej pory, jeszcze kilka razy wyciągnięty na siłę przez Hizumiego, przesiadywał tu w każdej wolnej chwili. Nie wyrażał jednak żadnych niepochlebnych uwag, najwyraźniej zbyt skrępowany, by mówić i przesadnie zafascynowany słuchaniem. Chyba, że Tsukasa go o to poprosił nie mając dłużej do nas cierpliwości, a jego gardło żądało, by dał mu wreszcie święty spokój i poszedł drzeć mordę gdzie indziej. Najlepiej do diabli, gdzie struny głosowe do niczego mu dłużej potrzebne nie będą.
Kilka razy próbowałem namówić Kisę na wyjście ze znajomymi
lub, jeśli miałby ochotę, żeby zaprosił przyjaciół do siebie. To jednak nie
zdało egzaminu. Zwieszał tylko smętnie głowę i odpowiadał ciche 'dziękuję',
próbując się przy tym jak najprędzej ulotnić do swojego pokoju. Nie jestem
pewny, czy to ze względu na to, że jeszcze się zbyt nie oswoił, czy dlatego, że
mówiłem to... Po swojemu. Czyli tak, że gdyby Yoshida mnie usłyszał najpierw
nie mógłby wyjść z podziwu, że skleciłem tak rozbudowane zdanie, a zaraz potem
przyłożyłby mi gryfem gitary między
żebra za ton mojego głosu...
Teraz jednak byliśmy w studiu. Chłopiec słuchał z uwagą
wygrywanych przez nas dźwięków, przyklaskując swoim zwyczajem na koniec
niektórych utworów, a gdy lider tradycyjnie wytykał nam każdy najmniejszy błąd
i krzycząc, że 'się nie skupiamy! Nie słuchamy gry innych! Nie czujemy rytmu!
Blaa blaaa blaaa...' chłopcu zdarzało się czasem nawet cicho zaśmiać.
...bawiło go cudze nieszczęście i słuchał porządnej muzyki…
…Po mamusi tego odziedziczyć nie mógł.
...bawiło go cudze nieszczęście i słuchał porządnej muzyki…
…Po mamusi tego odziedziczyć nie mógł.
Obecność młodzieńca na próbach coraz bardziej nam zaczynała
odpowiadać. W przeciwieństwie do Kenjiego nie krzyczał, a jego wytyczne - o ile
udało się go nakłonić do wyrażenia swojej opinii - były znacznie bardziej
konkretne i wyrażone w kulturalny sposób. Dlatego niejednokrotnie sami
kazaliśmy zamknąć się perkusiście i prosiliśmy o zabranie głosu Kisę.
Krępowało go zainteresowanie, jakie wokół siebie budził, ale mimo tego było widać, że dobrze się czuje w towarzystwie moich przyjaciół. Karyu obiecał mu nawet pomoc przy nauce kilku sztuczek gitarowych. To mogła być dobra okazja, by dzieciak wyszedł z własnej skorupy. By wreszcie otworzył się na innych i zaczął wracać do względnej normalności. Miał szczęście, że zespół tak łatwo zaakceptował jego obecność, a co najważniejsze – że chcą go wesprzeć. Pierwotnie tylko z poczucia przyjacielskiej powinności wobec mnie. Z czasem jednak przerodziła się ona w nić sympatii do mojego syna.
Byłem im za to wdzięczny. Zdjęli z moich barków część ciężaru odpowiedzialności, który spadł na mnie tak nieoczekiwanie. Łatwiej było mi się starać o powrót do dawnej rutyny, jednocześnie przyzwyczajając się do myśli, że teraz codzienność będzie nieco bardziej urozmaicona. I czułem, że może nie być aż tak źle, jak sądziłem na początku…
Krępowało go zainteresowanie, jakie wokół siebie budził, ale mimo tego było widać, że dobrze się czuje w towarzystwie moich przyjaciół. Karyu obiecał mu nawet pomoc przy nauce kilku sztuczek gitarowych. To mogła być dobra okazja, by dzieciak wyszedł z własnej skorupy. By wreszcie otworzył się na innych i zaczął wracać do względnej normalności. Miał szczęście, że zespół tak łatwo zaakceptował jego obecność, a co najważniejsze – że chcą go wesprzeć. Pierwotnie tylko z poczucia przyjacielskiej powinności wobec mnie. Z czasem jednak przerodziła się ona w nić sympatii do mojego syna.
Byłem im za to wdzięczny. Zdjęli z moich barków część ciężaru odpowiedzialności, który spadł na mnie tak nieoczekiwanie. Łatwiej było mi się starać o powrót do dawnej rutyny, jednocześnie przyzwyczajając się do myśli, że teraz codzienność będzie nieco bardziej urozmaicona. I czułem, że może nie być aż tak źle, jak sądziłem na początku…
Właśnie graliśmy Screen – jeden z naszych najbardziej
poruszających i ckliwych utworów. Hizumi bezbłędnie wchodził w dźwięki, płynnie
zmieniał tonacje i wyraźnie artykułował każdy wyraz, nadając tekstowi
charakterystyczny dla siebie klimat. Słuchanie go w tej chwili stanowiło niesamowite doświadczenie nawet dla mnie, po
tylu latach spędzonych wspólnie na scenie. Momentami miałem ochotę rzucić swój
bas uznając, że jedynie zaburzam harmonię, którą Yoshida tworzył, a chwilę
potem zapominałem się całkowicie, grałem z jeszcze większą pasją, dostosowując
się do narzuconego przez niego tempa. Uśmiechałem się z rozkoszy, jaką dawała
mi ta muzyka, jednocześnie czując, jak coś wewnątrz mnie pęka i próbuje
poruszyć jakąś wrażliwą cząstkę mojej osobowości. Przepełniła mnie swoista
lekkość połączona ze wzruszeniem. Jak zawsze przy tej piosence…
Kątem oka dostrzegłem, że Kisa z trudem powstrzymuje łzy. Był w pełni skupiony i zapatrzony w wokalistę jak w obrazek. Nie miałem jednak czasu, by się nad tym choć trochę zastanowić.
Kątem oka dostrzegłem, że Kisa z trudem powstrzymuje łzy. Był w pełni skupiony i zapatrzony w wokalistę jak w obrazek. Nie miałem jednak czasu, by się nad tym choć trochę zastanowić.
Moment wzruszenia został brutalnie przerwany. Gitary zostały
zagłuszone donośnym hukiem. Drzwi studia odbiły się od ściany zostawiając w
niej odbitą klamkę, a do środka wparował wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Hizumi
zaczął się powoli cofać do tyłu. Zatrzymał się dopiero w momencie, gdy na
swojej drodze trafił na przeszkodę w postaci mnie. Oparł się plecami o mój
tors. Był przestraszony na widok naszego nieoczekiwanego gościa.
Odłożyłem powoli gitarę siląc się na spokój i zachowując niewzruszoną minę, po czym na powrót przylgnąłem do przyjaciela obejmując go lewą ręką w pasie. Zagarnąłem mu włosy za ucho i szepnąłem cicho:
-Uspokój się. Zostaw to mnie...- nie podziałało aż tak kojąco, jakbym chciał, ale przynajmniej przestał drżeć. Zalała mnie fala gorąca. - Masamura. - powiedziałem tym razem na głos. Byłem wściekły, a widok twarzy tego faceta rozjuszał mnie coraz bardziej. – Jeśli szukasz schroniska dla psów, to jest w budynku obok. Czy może pomyliłeś piętra? Państwo z branży usługowej wchodzą „tylnym wejściem”. - uśmiechnąłem się, kpiąco stawiając nacisk na ostatnie słowa. Wyłapał aluzję. Wyraz jego twarzy z niezwykle pewnego siebie zmienił się na poirytowany. Zacisnął dłonie w pięści i zgrzytnął zębami.
Odłożyłem powoli gitarę siląc się na spokój i zachowując niewzruszoną minę, po czym na powrót przylgnąłem do przyjaciela obejmując go lewą ręką w pasie. Zagarnąłem mu włosy za ucho i szepnąłem cicho:
-Uspokój się. Zostaw to mnie...- nie podziałało aż tak kojąco, jakbym chciał, ale przynajmniej przestał drżeć. Zalała mnie fala gorąca. - Masamura. - powiedziałem tym razem na głos. Byłem wściekły, a widok twarzy tego faceta rozjuszał mnie coraz bardziej. – Jeśli szukasz schroniska dla psów, to jest w budynku obok. Czy może pomyliłeś piętra? Państwo z branży usługowej wchodzą „tylnym wejściem”. - uśmiechnąłem się, kpiąco stawiając nacisk na ostatnie słowa. Wyłapał aluzję. Wyraz jego twarzy z niezwykle pewnego siebie zmienił się na poirytowany. Zacisnął dłonie w pięści i zgrzytnął zębami.
Masamura był ex-chłopakiem Yoshidy. Znałem ich historię na
pamięć. Nie była ani długa, ani tym bardziej przyjemna. A przynajmniej nie dla
mojego przyjaciela. Był w nim zakochany po uszy. Uroczy chłopiec o zadziornym
wyglądzie, niezaprzeczalnie przystojny, choć o przeciętnej inteligencji.
Zabawny i towarzyski.
Do czasu. Gdy tylko Hizumi zaczął go upominać, że powinien znaleźć wreszcie pracę i że nie zamierza go całe życie utrzymywać, pokazał swoją prawdziwą naturę. Któregoś dnia wrócił pijany, zarzucając mu brak troski i jakiegoś zaangażowania w ich związek. Gdy jednak wokalista zignorował te słowa uznając, że nie będzie z nim dyskutował, gdy jest nachlany, ten najpierw zwyzywał go od szmat i tanich, zidiociałych dziwek, a później kazał mu „dać sobie dupy”. Oczywiście Hiroshi go nie posłuchał. Spoliczkował go i próbował wyjść z pokoju. Ten jednak rzucił się na niego, próbując go zgwałcić. Szczęśliwie byłem wówczas w domu…
Hizumi nagłośnił sprawę na tyle, że bydlak stracił i świeżo znalezioną robotę i mieszkanie i, co najciekawsze - chłopaka. Laluś grał na dwa fronty, a to był cios poniżej pasa.
Od tamtej pory pojawiał się kilkakrotnie, nękając i zastraszając mojego współlokatora. Raz doszło nawet do pobicia, jednak policja nie była w stanie wiele zdziałać, ponieważ sprawca był pod wpływem alkoholu…
Do czasu. Gdy tylko Hizumi zaczął go upominać, że powinien znaleźć wreszcie pracę i że nie zamierza go całe życie utrzymywać, pokazał swoją prawdziwą naturę. Któregoś dnia wrócił pijany, zarzucając mu brak troski i jakiegoś zaangażowania w ich związek. Gdy jednak wokalista zignorował te słowa uznając, że nie będzie z nim dyskutował, gdy jest nachlany, ten najpierw zwyzywał go od szmat i tanich, zidiociałych dziwek, a później kazał mu „dać sobie dupy”. Oczywiście Hiroshi go nie posłuchał. Spoliczkował go i próbował wyjść z pokoju. Ten jednak rzucił się na niego, próbując go zgwałcić. Szczęśliwie byłem wówczas w domu…
Hizumi nagłośnił sprawę na tyle, że bydlak stracił i świeżo znalezioną robotę i mieszkanie i, co najciekawsze - chłopaka. Laluś grał na dwa fronty, a to był cios poniżej pasa.
Od tamtej pory pojawiał się kilkakrotnie, nękając i zastraszając mojego współlokatora. Raz doszło nawet do pobicia, jednak policja nie była w stanie wiele zdziałać, ponieważ sprawca był pod wpływem alkoholu…
-Widzę, że nie tylko oni wchodzą od tyłu. Swoją drogą... Sporo
ludzi musicie zapraszać na takie imprezy, skoro użyłeś liczby mnogiej. -
odezwał się po chwili, udając zastanowienie przy wypowiadaniu ostatniego
zdania.
-Ja mam przynajmniej pozwolenie na dostęp do niego. Nie muszę wymuszać wejścia siłą... – rzuciłem, posyłając mu przy tym ostre spojrzenie i ignorując drugą część jego wypowiedzi. Już raz próbował zrobić z Yoshidy kurwę. Więc na to pozwolić nie miałem zamiaru.
-Ja mam przynajmniej pozwolenie na dostęp do niego. Nie muszę wymuszać wejścia siłą... – rzuciłem, posyłając mu przy tym ostre spojrzenie i ignorując drugą część jego wypowiedzi. Już raz próbował zrobić z Yoshidy kurwę. Więc na to pozwolić nie miałem zamiaru.
Na korytarzu zaczęła się zbierać widownia, więc do akcji
wkroczył nasz lider:
-Sądzę, że rozmowa z panem została zakończona 2 lata temu. Jeśli się ze mną nie zgadzasz, to z chęcią zastanowię się nad nowymi metodami zastosowania naszych instrumentów... - powiedział twardo, bawiąc się przy tym pałeczkami. Odniosłem wrażenie, że świetnie by się bawił testując je na jego tyłku...- Micawber mógłby na tym skończyć nienajlepiej, a Karyu bardzo kocha swoją gitarę... – dodał, dając jasno do zrozumienia, że wszyscy trzej staniemy w obronie wokalisty. - I to nie jest pusta groźba. To ostrzeżenie. Trzymaj się do niego z daleka. - podszedł do niego przyciskając mu pałeczkę do gardła. Był niższy od Masamury o głowę, ale w tej chwili sprawiał wrażenie znacznie potężniejszego. Każdy człowiek o zdrowych zmysłach na jego miejscu zwiałby jak najdalej i nie odważyłby się choćby pomyśleć o powrocie. Nawet ja czułem respekt do Tsukasy, gdy stawał się taki, jak w tej chwili. Jako lider był dla nas surowy i nie do zniesienia. Ale gdy przychodziło bronić któregoś z nas od wydzierającej się, wiecznie wkurzonej panienki, stawał się przerażający, budząc przy tym wśród wszystkich szacunek. W wytwórni nikt nigdy nie odważył się mu sprzeciwić. Miał po prostu niesamowity dar do przewodzenia innym i przekonywania ich do swoich racji.
-Sądzę, że rozmowa z panem została zakończona 2 lata temu. Jeśli się ze mną nie zgadzasz, to z chęcią zastanowię się nad nowymi metodami zastosowania naszych instrumentów... - powiedział twardo, bawiąc się przy tym pałeczkami. Odniosłem wrażenie, że świetnie by się bawił testując je na jego tyłku...- Micawber mógłby na tym skończyć nienajlepiej, a Karyu bardzo kocha swoją gitarę... – dodał, dając jasno do zrozumienia, że wszyscy trzej staniemy w obronie wokalisty. - I to nie jest pusta groźba. To ostrzeżenie. Trzymaj się do niego z daleka. - podszedł do niego przyciskając mu pałeczkę do gardła. Był niższy od Masamury o głowę, ale w tej chwili sprawiał wrażenie znacznie potężniejszego. Każdy człowiek o zdrowych zmysłach na jego miejscu zwiałby jak najdalej i nie odważyłby się choćby pomyśleć o powrocie. Nawet ja czułem respekt do Tsukasy, gdy stawał się taki, jak w tej chwili. Jako lider był dla nas surowy i nie do zniesienia. Ale gdy przychodziło bronić któregoś z nas od wydzierającej się, wiecznie wkurzonej panienki, stawał się przerażający, budząc przy tym wśród wszystkich szacunek. W wytwórni nikt nigdy nie odważył się mu sprzeciwić. Miał po prostu niesamowity dar do przewodzenia innym i przekonywania ich do swoich racji.
Nasz intruz jednak zdrowy na umyśle nie był, więc zamiast
uciec, złapał Tsu za rękę, próbując mu ją wykręcić. "Błąd."
pomyślałem i uśmiechnąłem się szerzej. Może i perkusista nie wyglądał na
specjalnie groźnego, ale bić się potrafił najlepiej z nas wszystkich. A tego
lalusia nawet Karyu by rozłożył. I to była stanowczo obelga, bo nasza modelka
nadawała się jedynie na wybieg. Czasami odnosiłem wrażenie, że wystarczyłoby
mocniej pociągnąć go za paluszek, żeby mu połamać wszystkie kości w ręku. Nie
dość, że delikatny, to jeszcze i bił się jak baba. Nawet nie próbował udawać
męskiego. Zastanawiające, że ktoś taki jak on potrafi w ciągu tygodnia zaliczyć
więcej panienek niż nasz przystojniak nr 1, bożyszcze nastolatek i magnes na
piszczące plastiki - Tsukasa. Nie. Nie obrażam naszych fanek. Obrażam jego
fanki. A właściwie... Fanki jego ślicznej buźki. Czasami się zastanawiam, jakim
cudem części z nich nie zmiotło z powierzchni tej pięknej planety przy którymś
mocniejszym łupnięciu gitary na koncercie. Może powinniśmy zacząć grać death
metal..? Wykurzyłoby to część tych Barbie. Świat byłby piękniejszy i środowisko
mniej zanieczyszczone... Bo przecież takie coś jak ta lalunia, której chyba
przed chwilą Oota złamał rękę, rozkłada się setki lat w glebie i zatruwa
powietrze tak nieszkodliwym duszyczkom jak Hizu, który teraz niczym zastraszone
szczenię uwiesił mi się na szyi i nawet za cenę nowej bluzy od Givenchy nie
chciał jej puścić.
-Ciężki jesteś. Przestań się tak na mnie wieszać – syknąłem, z trudem utrzymując równowagę. Tak naprawdę nie przeszkadzało mi to jakoś przesadnie. Po prostu chciałem jakoś rozproszyć jego uwagę.
-Ciężki jesteś. Przestań się tak na mnie wieszać – syknąłem, z trudem utrzymując równowagę. Tak naprawdę nie przeszkadzało mi to jakoś przesadnie. Po prostu chciałem jakoś rozproszyć jego uwagę.
-SKOŃCZCIE JUŻ! - wrzasnął ktoś nieoczekiwanie, przerywając
to zacne przedstawienie. Szkoda... Zaczynało się robić ciekawie. W końcu nie codziennie
zdarza się okazja patrzeć, jak perkusista znęca się nad kimś innym niż my i te
biedne gary na stojakach...
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, kto krzyczy. Idąc śladem innych, odwróciłem zaintrygowany głowę, obdarowując ową osobę zszokowanym spojrzeniem.
-No co..? - szepnął Kisa spuszczając wzrok i raptownie purpurowiejąc na twarzy z zawstydzenia. Emosiowaty pedałek z trudem zbierając swą twarz z podłogi również na niego spojrzał. Wyglądało na to, że do tej pory w ogóle nie zauważył jego obecności i...
-Kisa... - że na litość wszystkich wyklętych, znał go. - Co ty tutaj... Szukałem Cię! - wrzasnął niemal zrozpaczonym głosem. Pięknie... Za jakie grzechy ja muszę znosić ten teatrzyk?! Na litość w dupę kopniętych, może mi ktoś jeszcze powie, że są parą?
-Trochę... Trochę się ostatnio u mnie pozmieniało i... Nie bardzo miałem jak... wybacz, Ran-chan...
-Ran-chan..? - wtrącił się w końcu Karyu. - To wy się znacie? - powiedział szczerze zdziwiony, tuląc do siebie jednocześnie gitarę i stając najdalej jak tylko się dało od Tsukasy. Chyba wziął jego słowa aż nazbyt poważnie.
-Chodzimy ze sobą. - jęknął Masamura.
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, kto krzyczy. Idąc śladem innych, odwróciłem zaintrygowany głowę, obdarowując ową osobę zszokowanym spojrzeniem.
-No co..? - szepnął Kisa spuszczając wzrok i raptownie purpurowiejąc na twarzy z zawstydzenia. Emosiowaty pedałek z trudem zbierając swą twarz z podłogi również na niego spojrzał. Wyglądało na to, że do tej pory w ogóle nie zauważył jego obecności i...
-Kisa... - że na litość wszystkich wyklętych, znał go. - Co ty tutaj... Szukałem Cię! - wrzasnął niemal zrozpaczonym głosem. Pięknie... Za jakie grzechy ja muszę znosić ten teatrzyk?! Na litość w dupę kopniętych, może mi ktoś jeszcze powie, że są parą?
-Trochę... Trochę się ostatnio u mnie pozmieniało i... Nie bardzo miałem jak... wybacz, Ran-chan...
-Ran-chan..? - wtrącił się w końcu Karyu. - To wy się znacie? - powiedział szczerze zdziwiony, tuląc do siebie jednocześnie gitarę i stając najdalej jak tylko się dało od Tsukasy. Chyba wziął jego słowa aż nazbyt poważnie.
-Chodzimy ze sobą. - jęknął Masamura.
…masz ci los. Że też ja muszę być tak dobrym telepatą.
Zabluzgałem kilka razy w myślach, próbując zrozumieć jak ktoś, kto posiada moje geny mógł być takim idiotą, jednak piękny wierszyk, który zacząłem układać, został przerwany jednym kojącym słowem:
-Chodziliśmy. - sprostował chłopiec.
-Jak to 'śmy'?! - warknął laluś. - Niby kiedy zerwaliśmy?! Nie pamiętam, by którykolwiek dał drugiemu kosza!
-Sporo się pozmieniało wciągu ostatnich miesięcy, Ran-chan. - mój syn nabrał odrobinę pewności siebie. Wystarczająco, by spojrzeć twardo w oczy Masamurze, jednak nie na tyle, przy przestać nerwowo bawić się suwakiem przy bluzie.
-Chwila. Moment. Wolniej. - jąkał się gitarzysta. - Jesteś gejem? - otworzył szeroko oczy. Kisa poczerwieniał na te słowa jeszcze bardziej. Wyglądał tak, jakby miał ochotę zapaść się pod ziemię, a wcześniej rozpłakać się i uciec jak najdalej od wszelkiej cywilizacji. A zwłaszcza od mojego spojrzenia.
Swoją drogą, ciekawa perspektywa z tą ucieczką... Sam bym z chęcią skorzystał. Ludzie sprawiają same kłopoty... A tak byłaby cisza, spokój, sielanka…
...wróć. O czym ty myślisz? Właśnie dowiedziałeś się, że Twój syn jest w bractwie kolorowych. Jakim cudem on jeszcze żyje? Przecież Kimiko była największym homofobem, jakiego w życiu spotkałem. Gdy dowiedziała się, że jestem biseksualny przez miesiąc traktowała mnie jak powietrze, a gdy już raczyła przypomnieć sobie o moim istnieniu, przez kolejny miesiąc krzywiła sie w wyrazie obrzydzenia, gdy tylko na mnie spojrzała. Serio, jak ja wytrzymałem z tą kobietą aż 2 lata..?
-Oh... Czyli jednak... - westchnął Yoshitaka, nie bardzo wiedząc, co więcej mógłby powiedzieć.
-Karyu, wygląda na to, że w tej rodzinie jesteś jakimś przeklętym wyjątkiem. Skąd my Cię wytrzasnęliśmy w ogóle..?
-Jestem dumnym mężczyzną. - odpowiedział gitarzysta wypinając język Tsukasie i chichocząc przy tym cicho. Nie poczuł się urażony. Niejednokrotnie padały między nami tego typu żarty, gdyż wszyscy trzej poza nim byliśmy biseksualni. Czasami zastanawiam się, jakim cudem on z nami tyle czasu wytrzymał - troje facetów lubiących się zabawiać z innymi facetami... Czułbym się na jego miejscu zagrożony. Zwłaszcza z taką urodą.
Zabluzgałem kilka razy w myślach, próbując zrozumieć jak ktoś, kto posiada moje geny mógł być takim idiotą, jednak piękny wierszyk, który zacząłem układać, został przerwany jednym kojącym słowem:
-Chodziliśmy. - sprostował chłopiec.
-Jak to 'śmy'?! - warknął laluś. - Niby kiedy zerwaliśmy?! Nie pamiętam, by którykolwiek dał drugiemu kosza!
-Sporo się pozmieniało wciągu ostatnich miesięcy, Ran-chan. - mój syn nabrał odrobinę pewności siebie. Wystarczająco, by spojrzeć twardo w oczy Masamurze, jednak nie na tyle, przy przestać nerwowo bawić się suwakiem przy bluzie.
-Chwila. Moment. Wolniej. - jąkał się gitarzysta. - Jesteś gejem? - otworzył szeroko oczy. Kisa poczerwieniał na te słowa jeszcze bardziej. Wyglądał tak, jakby miał ochotę zapaść się pod ziemię, a wcześniej rozpłakać się i uciec jak najdalej od wszelkiej cywilizacji. A zwłaszcza od mojego spojrzenia.
Swoją drogą, ciekawa perspektywa z tą ucieczką... Sam bym z chęcią skorzystał. Ludzie sprawiają same kłopoty... A tak byłaby cisza, spokój, sielanka…
...wróć. O czym ty myślisz? Właśnie dowiedziałeś się, że Twój syn jest w bractwie kolorowych. Jakim cudem on jeszcze żyje? Przecież Kimiko była największym homofobem, jakiego w życiu spotkałem. Gdy dowiedziała się, że jestem biseksualny przez miesiąc traktowała mnie jak powietrze, a gdy już raczyła przypomnieć sobie o moim istnieniu, przez kolejny miesiąc krzywiła sie w wyrazie obrzydzenia, gdy tylko na mnie spojrzała. Serio, jak ja wytrzymałem z tą kobietą aż 2 lata..?
-Oh... Czyli jednak... - westchnął Yoshitaka, nie bardzo wiedząc, co więcej mógłby powiedzieć.
-Karyu, wygląda na to, że w tej rodzinie jesteś jakimś przeklętym wyjątkiem. Skąd my Cię wytrzasnęliśmy w ogóle..?
-Jestem dumnym mężczyzną. - odpowiedział gitarzysta wypinając język Tsukasie i chichocząc przy tym cicho. Nie poczuł się urażony. Niejednokrotnie padały między nami tego typu żarty, gdyż wszyscy trzej poza nim byliśmy biseksualni. Czasami zastanawiam się, jakim cudem on z nami tyle czasu wytrzymał - troje facetów lubiących się zabawiać z innymi facetami... Czułbym się na jego miejscu zagrożony. Zwłaszcza z taką urodą.
Do akcji wkroczyła ochrona. Widocznie ktoś z publiki musiał
wszcząć alarm.
Perkusista odskoczył od swojej ofiary i pozwolił zająć się nią kilku osiłkom z najwyższego piętra. Wyciągnęli go z pomieszczenia, nawet nie przejmując się tym, że wciąż półleży. A on nawet nie protestował. Wpatrywał się oszołomionym wzrokiem w Kisę. Ten zaś był do granic możliwości pochłonięty kontemplowaniem ilości kurzu na swoich dopiero co zakupionych glanach.
Perkusista odskoczył od swojej ofiary i pozwolił zająć się nią kilku osiłkom z najwyższego piętra. Wyciągnęli go z pomieszczenia, nawet nie przejmując się tym, że wciąż półleży. A on nawet nie protestował. Wpatrywał się oszołomionym wzrokiem w Kisę. Ten zaś był do granic możliwości pochłonięty kontemplowaniem ilości kurzu na swoich dopiero co zakupionych glanach.
Jak tylko tłumek się rozpierzchł chłopiec wybiegł z budynku.