Sensuum

W zbiorze opowiadań znajduję się również takie, które opowiadają o związkach męsko-męskich, dlatego też wszyscy, którym to nie odpowiada, proszeni są o opuszczenie bloga.

BLOG SPOWOLNIONY
Czyli notki pojawiać się będą w dużych odstępach czasowych.

W PRZYGOTOWANIU:
Imagination V
Lost Heaven 2
Hunting V
Abyss (Kisa's ver.)
Moon Child (np. filmu)
List (one shot) -
Rapsodia (shot/miniaturka) -
Ishtar(shot/miniaturka/seria) -
Love is Dead (mega shot)

sobota, 16 marca 2013

ABYSS II Zero x Hizumi (d'espairsray)

Hai~! Po dłuugiej burzy mózgów udało mi się wybrać odpowiedni tytuł dla tego ficka. To jest kontynuacja poprzednio zamieszczonego tu przeze mnie opowiadania, które, nie ukrywam, pierwotnie miało być one shotem .__." ale na prośbę kilku duszyczek powstał kolejny wątek, do którego zainspirowała mnie pani o inicjałach J.E.L.
Cóż, początkowo miała to być parodia nawiązująca jedynie jednym wątkiem do poprzednie rozdziału... W trakcie pisania moja głowa jednak odmówiła posłuszeństwa i całość nabrała obecnej formy~ Kolejny rozdział już się tworzy więc będziecie się go mogli najprawdopodobniej spodziewać w najbliższy weekend, chyba, że uprzednio zdecyduję opublikować się wstęp do kolejnego tworu, który będzie również składał się z kilku epizodów ;>
Przy okazji "scenki" są oznaczane przeze mnie kursywą, ze względu na kilka osób nie zainteresowanych tematyką yaoi a śledzących moje poczynania. W tym rozdziale jednak takowej nie znajdziecie. Do konkretów przejdziemy dopiero w następnym... *devil voice*
Wytykanie błędów i wszelaka krytyka mile widziane~
Ejoy~

-Zgromadziliśmy się tu, by uczcić pamięć po Kimiko Arai – wspaniałej żonie i matce. Była również powszechnie szanowanym wydawcą i krytykiem literackim. Jej śmierć stanowi stratę dla wielu ludzi. W naszych sercach na długo zagości smutek i żal… - ciągnął kapłan.
Grupka osób w białych żałobnych strojach słuchała go ze smętnie zwieszonymi głowami.
Przy oddalonym o kilkanaście metrów od grobu drzewie stał samotnie chłopiec przypatrując się całej scenie nieobecnym wzrokiem. Raz po raz odczytywał imię ojca zamieszczone na marmurowej tablicy blisko rok temu. Teraz znalazło się na niej również imię jego rodzicielki.
Strącane rytmicznymi podmuchami pierwszego wiosennego wiatru płatki kwiatu sakury sprawiały, że obraz stawał się niemal irracjonalny.
„To było nieuniknione” powtarzał niczym mantrę. Matka od dawna chorowała. Wirus tylko dobił jej i tak słabe serce…


-Jak było na pogrzebie?
W odpowiedzi wzruszyłem ramionami. Pytanie wydało mi się absurdalne.
Na twarzy Hizumiego wymalowała się konsternacja. Przyjrzał mi się uważnie.
-Nie wyglądasz na przybitego. - Rzuciłem mu pytające spojrzenie. – Właśnie wróciłeś z pogrzebu swojej byłej narzeczonej a w Twojej postawie nie widać nawet cienia przygnębienia. Czasami zastanawiam się czy cokolwiek Cię obchodzi. – westchnął bez przesadnej złości. Bardziej z rezygnacją.
Przez ostatnie kilkanaście lat nasze relacje prawie wcale się nie zmieniły. Po tym nieszczęsnym wypadku, kiedy po raz pierwszy się ze sobą przespaliśmy, takie zdarzenia miały miejsce jeszcze kilkakrotnie. Pomimo wielu obietnic, które wówczas padały z naszych ust, stosunki między nami nadal pozostawały na etapie przyjaźni. Tych pojedynczych ekscesów nikt nie musiał być świadomy. Były znane tylko nam. A my nadal jak gdyby nigdy nic spotykaliśmy się z kolejnymi dziewczynami, chodziliśmy po klubach i przede wszystkim skupialiśmy się na muzyce. I tak było najwygodniej. Ja mogłem pogrążać się w swoim emocjonalnym letargu, a Hizumi szukać dalszych inspiracji.
Uśmiechnąłem się kpiąco.
-Będziemy mieli gościa.
-Słucham? – zamrugał zdezorientowany.
-Syn Kimiko. Jestem jedyną osobą, która może się nim zaopiekować, więc zamieszka z nami dopóki nie stanie się pełnoletni.
-Dlaczego akurat ty? – spytał unosząc pytająco brwi.
-Ponieważ jestem jego biologicznym ojcem. – odparłem wpatrując się w niego badawczo. Przez jego twarz przeszła fala różnorakich emocji. Na początku wyglądał jakby chciał się roześmiać. Szybko jednak z tego zrezygnował i spochmurniał.
-A… Aha. – odpowiedział mocno zaciskając szczęki. Przełknął głośno ślinę. Wstał. – Muszę jechać po coś do studia. Wracam za godzinę. – rzucił z kiepsko udawanym uśmiechem i wyszedł z pomieszczenia.
Zatrzymałem go w progu domu.
-Hizumi, mówiłem Ci, że była w ciąży. – powiedziałem czując, że powinienem wyjaśnić tę sytuację.
-To było 17 lat temu, Zero. – szepnął jakby nieco spanikowany. – Miałem prawo zapomnieć. Nie wspominałeś o tym ani słowem po naszej pierwszej (i zarazem ostatniej – dopowiedziałem sobie w myślach) poważnej rozmowie. – zakpił zamykając za sobą drzwi.
To była jedna z tych chwil, w których kompletnie nie wiedziałem, co czuję. A przede wszystkim, czy w ogóle czuję cokolwiek. Z jednej strony w głowie miałem mętlik, nie wiedziałem jak to wszystko będzie wyglądać, bałem się, że nastolatek może zaburzyć panującą tu dotychczas harmonię. Z drugiej zaś było serce – niezwykle ciche, opanowane, reagujące wręcz apatycznie.
Nie chcąc dłużej się nad tym zastanawiać rozsiadłem się wygodnie na skórzanej ciemnobrązowej kanapie w salonie i włączyłem telewizor.
Nastał późny wieczór. Przez ten cały czas zadzwoniłem do niego tylko raz. Słysząc w słuchawce ciche szemranie wody, wiatr i jego słaby, przygnębiony głos postanowiłem dać mu spokój. Zapewne pisał. Zawsze tak robił, gdy miał z czymś problem. Oddawał się słowom. Uciekał do zawiłych metafor i pięknych epitetów, a potem… Przez kilka dni chodził jakby nieobecny analizując powstały tekst linijka po linijce i odczuwając go całym sobą ciągle na nowo, absolutnie poddając się emocjom, które nim szargały podczas pisania.
Hizumi nie tworzył pogodnych utworów. Potrafił pisać z rezerwą siebie i reszty świata, z przymrużeniem oka oceniać w swoich dziełach otoczenie, nasycić je kpiną i sarkazmem, ale nigdy nie było w tym nawet odrobiny wesołości.
Wziąłem do ręki bas i zacząłem przygrywać jeden z nowszych utworów. Po jakimś czasie przysnąłem z gitarą w ręku.


Na zajątrz obudziłem się we własnym łóżku. To chyba był znak, że mój współlokator wrócił.
Wygramoliłem się  z pościeli, z trudem odrywając głowę od poduszki i poszedłem do łazienki, by się nieco ogarnąć.  Chwilę później, wabiony kuszącym aromatem mocnej kawy z cynamonem, ruszyłem w kierunku kuchni. Na stole stały dwa brązowe kubki. Mężczyzna kręcił się przy blacie robiąc śniadanie. Wywęszyłem jajecznicę i tosty.
-Która godzina? – mruknąłem jeszcze nieco sennym głosem wypełniając jednocześnie płuca przyjemnym zapachem parującej cieczy i przypraw korzennych.
-Koło dwunastej. – odpowiedział niemal neutralnym tonem. Tylko jego lekko poszarzała twarz i zmęczone oczy ukazywały, że coś jest nie tak. Nie miałem jednak czasu się tym przejmować. Morfeusz boleśnie kopnięty jego słowami w tyłek ulotnił się w jednej chwili z mojej głowy. Zerwałem się na równe nogi i pognałem z powrotem do sypialni. Przewertowałem szybko szafę w poszukiwaniu czystych ubrań.
-Kisa powinien zaraz przyjść! – poinformowałem go krzycząc przez pół mieszkania. I rzeczywiście, ledwo zdążyłem założyć t-shirt z logo zespołu na korytarzu rozległ się drażniący dźwięk domofonu…


Siedzieliśmy w milczeniu już dobrą godzinę. Hizumi wpatrywał się coraz bardziej rozdrażnionym wzrokiem w białe kafelki na ścianie stukając przy tym rytmicznie palcami o kubek. Wyglądał jakby chciał stąd uciec trzaskając za sobą drzwiami, a po drodze dla głębszego przekazu komuś przyłożyć. Na przykład mi.
Czarnowłosy, nieco za szczupły chłopiec siedział cicho naprzeciwko niego ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie raz po raz nerwowo przygryzając wargę.
Zaczynało mi się niebotycznie nudzić a tyłek miałem obolały od twardego kuchennego krzesła.
Postanowiłem wyjść zapalić. Zgarnąłem z blatu przy lodówce czerwony kartonik Lard Mildów i ruszyłem na balkon. Na zewnątrz było ciepło, a lekki wiosenny wiaterek przyjemnie chłodził rozgrzewaną promieniami słońca skórę.
Zachowanie wokalisty zaczynało mnie powoli wyprowadzać z równowagi, chociaż nie powinienem mieć pretensji o to, że jest w złym humorze. Po części sam się do tego przyczyniłem. Sprowadziłem do domu dzieciaka mojej ex-narzeczonej nie omawiając z nim tego wcześniej. A to było przecież też jego mieszkanie. W sumie mi też nie podobała się ta cała sytuacja, nie byłem na nią kompletnie przygotowany i nie wiedziałem, jak mam się zachować. W obliczu nowych doświadczeń i zbliżających się wyzwań nawet mój zwyczajny spokój i zdolność chłodnej kalkulacji poddawały się zdenerwowaniu. Zaczynały mnie nachodzić pewne wątpliwości, chociaż sam jeszcze nie wiedziałem, czego konkretnie dotyczą. Z dnia na dzień zostałem ojcem 17-letniego chłopca. Nawet nie miałem pojęcia, o czym z nim rozmawiać, co lubi, co zazwyczaj je na obiad, jakiej muzyki słucha i czy ma dziewczynę. Ba! Siedząc z nim przez ostatnią cholerną godzinę w jednym pomieszczeniu nawet nie przyjrzałem mu się na tyle, by móc określić kolor jego koszulki! Zajmowała mnie wyłącznie kwestia załagodzenia sytuacji z Hizumim. A ten nie wydawał się dać łatwo udobruchać i musiałem to zrozumieć. W końcu kto wie, może właśnie w kuchni z moim najlepszym przyjacielem siedzi seryjny morderca albo gwałciciel?
Stuknąłem się w głowę zapalając kolejnego papierosa. – Zero, na starość świrujesz. Jeśli ktoś w tym domu miałby kogokolwiek zgwałcić, to zapewne wyłącznie ty sam. – mruknąłem z przekąsem.
Znając Kimiko wychowała go na młodego gentelmana o nienagannych manierach i perfekcyjnych ocenach stającego hardo w obronie swoich bóstw i tępiącego wszystko, co według jego wiary niemoralne. Dla przykładu mnie ze swoimi zapędami do pedalenia się, uwielbieniem dla tytoniu i skłonnościami do nadużywania alkoholu. Taka przynajmniej była jego matka. I jeśli wpoiła mu swoje zasady to sam nie wiem, czy aby czasem nie wolałbym trzymać pod dachem psychopaty, którego kręci sado-maso.
Zaraz… W sumie to jeden taki już tu jest.
Westchnąłem z rezygnacją gasząc trzeciego papierosa i dochodząc do wniosku, że dalsze lamentowanie na dobre mi nie wyjdzie. Skarciłem się w duchu za okazywanie tak dużego zainteresowania względem zaistniałej sytuacji i stłumiłem kolejne nieprzychylne dla mojego opanowania myśli. Wolałem stan, w którym nic nie czułem. Mogłem kpić z otoczenia i nie robić sobie zupełnie nic z jego zgryzoty.
Wróciłem do kuchni i ze zdziwieniem odnotowałem, że pozostała w niej dwójka rozmawia. Hizu nawet wykazywał śladowe oznaki uśmiechu. Czyżby aż tak wiele mnie ominęło podczas tych kilku papierosów..? Rzuciłem mu pytające spojrzenie lekko unosząc jedną brew do góry.
-Twój syn… Kisa, – poprawił szybko – pisze wiersze. – powiedział. Sam zainteresowany wyglądał jakby miał się zapaść pod ziemię. – Pytał, czy nie udzieliłbym mu kilku wskazówek. – ciekawe…
-I jak brzmi odpowiedź?
-Właściwie to nie wiem, co mógłbym mu doradzić, dopóki nie przeczytam kilku tekstów… - sprawiał wrażenie dość przejętego tą kwestią. Prośba chłopca musiała być dla niego jak najlepiej wywarzony komplement. Zawsze bardzo przejmował się opinią fanów i cieszył się, gdy doceniali jego talent. Wyglądało na to, że Kisa należał do grona jego wielbicieli… Co by wykluczało przypadkowość jego ubioru, na który dopiero teraz raczyłem zwrócić uwagę. Miał na sobie bluzę z logo Monsters (identycznym jak to na moim t-shirt’cie) i czarne, nieco zniszczone bojówki. Przez chwilę zastanowiłem się, czy ta kobieta zdążyła go w ogóle olśnić, kto jest jego biologicznym ojcem. Może nawet nie wie, dlaczego się tu znalazł? W sumie widzę go dopiero drugi raz… Będzie jeszcze wiele okazji, by się o niektóre sprawy wypytać.
Moje rozmyślania przerwało donośne burczenie w brzuchu. Popatrzeliśmy na siebie razem z wokalistą i parsknęliśmy śmiechem.
-Głodny? – zapytałem z trudem się opanowując. Chłopiec pokiwał potakująco głową rumieniąc się jeszcze bardziej, o ile to było w ogóle możliwe i schował twarz w dłoniach.
Atmosfera nieco się rozluźniła. Hizumi złagodniał i przestał nerwowo podrygiwać. Mimo to wiedziałem, że poważna rozmowa mnie nie uniknie, a to wprowadzało pewnego rodzaju napięcie.
Oprowadziłem  chłopca po mieszkanku na końcu zostawiając go w jego nowym pokoju, by mógł w spokoju wypakować najważniejsze rzeczy, po czym wróciłem do kuchni, żeby pomóc przy przygotowywaniu obiadu.
Posiłek zjedliśmy w ciszy. Nie była jednak już tak uciążliwa jak wcześniej, nie nużyła i nie zatruwała myśli zbędnymi wątpliwościami.
Wieczorem omówiliśmy jeszcze kilka istotniejszych spraw związanych z przemeldowaniem Kisy i postanawiając zbyt długo go nie męczyć rozeszliśmy się spać.
Minuty się wlokły niemiłosiernie podczas, gdy wspominałem lata swojej młodości. Miałem 19 lat kiedy Kimiko obwieściła mi, że jest w ciąży. Nie ruszyło mnie to wówczas w najmniejszym stopniu. Tamtego dnia rozeszliśmy się i nie zobaczyliśmy aż do jej pogrzebu. Aż do wczoraj. Zdążyłem zapomnieć o jej istnieniu, o dziecku, o tym, że powinienem poczuwać się do jakiekolwiek odpowiedzialności. Teraz też jej nie czułem. Miałem wrażenie jakby wszystkie wydarzenia z ostatniego dnia mnie nie dotyczyły. Zależało mi wyłącznie na zachowaniu dawnego spokoju…
Zza ściany doszły mnie melancholijne słowa Yami ni Furu Kiseki. Pozwoliłem im spowić mnie mrokiem. W objęciach cichej melodii zasnąłem.

/Zbetowane przez Yuuki/

czwartek, 7 marca 2013

ABYSS Zero x Hizumi (d'espairsray)

Zapraszam was do przeczytania mojego pierwszego opowiadania ^^ Wszelkie uwagi mile widziane, nie krępujcie się wytykać błędów i mówić, co wam się nie podoba. Chciałabym wiedzieć czego na przyszłość unikać i na co zwracać większą uwagę :) 
Krótkie, ale mam nadzieję, że niektórym przypadnie do gustu.

Enjoy~

-Coś się stało? – pytam bardziej odruchowo niż z przejęcia, żeby później nie słuchać zarzutów, że ignoruję jego problemy.
Odpowiada jak zawsze półsłówkami, wykręcając się kiepskim stanem zdrowia. A ja, jak zawsze, nie wierzę. Ale nie wnikam. Tak jest lepiej. Niepisana zasada, która krąży między nami od zawsze.
Wychodzę zamykając za sobą cicho drzwi. Zakładam słuchawki na uszy i po raz setny studiuję nową piosenkę. Ciche buczenie basu rozluźnia mnie i w jakiś pokrętny sposób, mimo przygnębiającej melodii – dodaje otuchy.
Po drodze łapię taksówkę i podaję adres restauracji, w której miałem się spotkać z dziewczyną.
Przyjechałem przed czasem, więc nim zdecydowałem się zasiąść za zarezerwowanym wieki temu specjalnie na tę okazję stolikiem przystanąłem przed budynkiem i zapaliłem papierosa.
Kobieta skarciłaby mnie za to, ale teraz jej tu nie ma. Mogłem spokojnie rozkoszować się aromatem wiśniowych Djarumów.
„Nasza rocznica” pomyślałem bez cienia jakichkolwiek emocji. Im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiałem, tym mniejsze miało to dla mnie znaczenie. „Nasza rocznica” powtarzałem niczym mantrę, starając się dopasować do sytuacji jakiekolwiek uczucia.
Niestety, chyba przybyły z odsieczą nie te, których potrzebowałem. Zamiast właściwych w tej sytuacji radości i rozczulenia poczułem… Przygnębienie? I nagłą chęć powrotu do domu. Miałem ochotę zamknąć się w pokoju z gitarą w ręku i w całości oddać się muzyce. Chyba dopada mnie jesienna chandra… Pomijając fakt, że jest wiosna a wokół radośnie ćwierkają ptaszki i kwitną kwiatki…. Nieznośny widok. Czyżbym z wiekiem stawał się pesymistą?
…Nie. To nie ma związku z wiekiem. Zawsze podchodziłem do wszystkiego sceptycznie.
Tuż przede stanęła perłowobłękitna Honda S2000. Rocznik 99. Pierwsza seria tych aut jaka wyszła… Cudo. Wydostająca się z wozu niezbyt wysoka, elegancka kobieta z kruczoczarnymi włosami sięgającymi jej ramion skutecznie przerwała moje rozmyślania. Pod wpływem jej karcącego spojrzenia pospiesznie wyrzuciłem papierosa gasząc go butem. Podeszła, przywitała mnie z lekkim uśmiechem, po czym spuściła wzrok. Aż trudno uwierzyć, że po tylu latach bycia parą ona nadal potrafi być tak nieśmiała.
Weszliśmy do środka i podążając za recepcjonistą udaliśmy się na swoje miejsce. Stolik stał niemal centralnie po środku sali. Zaskoczył mnie ten wybór. Zwykle zajmowaliśmy ustronne miejsca, tak, by nikt mnie nie rozpoznał.
Zawsze ceniłem sobie prywatność, a ponadto moja partnerka dostawała ataków zazdrości, jak tylko odważyłem się zerknąć na inną… Lub inna na mnie.
Odsunąłem jej krzesło czekając aż usiądzie, po czym zająłem swoje miejsce naprzeciwko niej.
Przyglądała mi się przez chwilę uważnie, po czym z wielkim uśmiechem oznajmiła:
-Jestem w ciąży! – pisnęła przy tym uradowana i niemal podskoczyła w miejscu.
Impuls zaskoczenia. Poczułem jak całe powietrze z moich płuc się ulatnia. Stanowczo powinienem rzucić papierosy…
Prawdę mówiąc nie bardzo wiedziałem jak powinienem zareagować. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji (strzeżcie bogowie, bo przecież dziwnym by było, gdybym słyszał takie wyznania częściej…).
Informacja ta nie napawała mnie szczęściem. Złości też nie czułem. Było mi to najzwyczajniej w świecie obojętne.
-Aha… No i? – odburknąłem niezwykle inteligentnie.
Dziewczyna fuknęła oburzona.
-Tak wygląda Twoja reakcja na wieść o ojcostwie?! – jak zwykle, gdy była zdenerwowana wysławiała się niemal jak matka krzycząca na dziecko za złe oceny, przepowiadająca mu marną przyszłość i wytykająca, że nigdy niczego się nie dorobi. Cóż, ja się dorobiłem. Dziecka.
-A jak powinienem zareagować? – spytałem starając się zapanować nad głosem. Cała ta sytuacja zaczynała mnie denerwować. Ona mnie zaczynała denerwować. Już od dłuższego czasu. A to zdecydowanie nie był dobry moment na kłótnie.
-Z chociaż odrobiną entuzjazmu! – wpatrywała się we mnie twardo – Czy to dla Ciebie nic nie znaczy?! – jej upór mnie zaskoczył.
Zawsze starała się załatwiać wszystkie sprawy na spokojnie, tłumacząc cierpliwie wszystkie fakty, a w trudnych sytuacjach dawała mi „czas do zastanowienia i poukładania myśli”. Spodziewałem się raczej czegoś pokroju „pewnie jesteś w szoku, jeszcze wrócimy do tego tematu”.
Zaczynała mnie boleć głowa…
Po chwili ciszy odezwała się ponownie:
-Czy Tobie… Czy Tobie w ogóle na mnie jeszcze zależy..? – jej głos był przyciszony. Kilka par oczu zwróciło się w naszym kierunku. Zacisnąłem dłonie w pięści i zagryzłem mocno zęby, żeby nie wydać z siebie czegoś przypominającego warknięcie i nie powiedzieć o jedno słowo za dużo. Patrzyła na mnie załzawionym wzrokiem, a gdy tylko dostrzegła jak bardzo staram się panować nad gniewem, na jej twarzy wymalowało się coś na kształt niedowierzania. Spuściła głowę i gwałtownie wstała po czym wybiegła z pomieszczenia.
Teraz już absolutnie wszyscy się na mnie patrzyli.
Gestem ręki przywołałem kelnera. Uiściłem rachunek i spokojnym krokiem opuściłem budynek, ignorując przy tym wszystkie ciekawskie spojrzenia. Wewnątrz wręcz mnie paliło, by komuś dołożyć. Całą aurę spokoju szlag trafił przez kilku nędznych gapiów.
Miałem ochotę wrzeszczeć. Uderzyłem mocno w jedno z mijanych drzew. Na mojej ręce pojawiło się kilka zadrapań. Zabolało, ale nieco się uspokoiłem. Dopiero teraz dotarło do mnie, na co tak naprawdę mam ochotę… Tylko nie przychodził mi do głowy nikt, z kim coś takiego uszłoby mi pła…
… zaciąłem się w myślach i otworzyłem szerzej oczy. Jest jedna taka osoba. Osoba, która zgodzi się niemal na wszystko, bylebym tylko nie zadawał pytań.
Pognałem w górę ulicy kierując się do domu. Otworzyłem drzwi i bezszelestnie sunąc korytarzem dotarłem do salonu. Siedział na kanapie zajadając popcorn i oglądając jakiś marnej jakości horror. Oderwał wzrok od telewizora tylko na chwilę by burknąć coś na wzór „hej”. Nie odpowiedziałem.
Wpatrywałem się w niego intensywnie. Wstąpiły we mnie wątpliwości. Nie wiem, czy powinienem. Może zanim zrobię cokolwiek zostanę wykopany za drzwi a on zadzwoni na policję? Absurd… Od dawna byliśmy przyjaciółmi. Dzisiaj rano był w podłym nastroju i nie wyglądało na to, by ten stan uległ zmianie.
Podszedłem do kanapy cudem wymijając szklany stolik, który nagle wyrósł na mej drodze. Przysiadłem na oparciu, tuż koło jego głowy, wpatrując się w niego niemal bezczelnie. Wyłapał to i odwzajemnił mi się spojrzeniem pełnym politowania. Uniósł pytająco brew, nie wiedząc o co może mi chodzić. A ja tylko nachyliłem się nad nim muskając jego wargi.
Jego oczy otworzyły się dwa razy szerzej w wyrazie zupełnego zdziwienia. Nie protestował, więc zmieniłem pozycję na wygodniejszą siadając na nim okrakiem i wpiłem się mocniej w jego usta. Po chwili odwzajemnił pieszczotę. Zadrżał, gdy przesunąłem dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej a następnie podwinąłem delikatnie t-shirt i wsunąłem ją pod niego. Jego skóra była gorąca. Oddychał ciężko. Chciałem postąpić krok dalej, zachowywać się bardziej gwałtownie… Chciałem go zgwałcić. Ale coś w moim umyśle trzymało w garści resztki zdrowego rozsądku i podpowiadało mi, że nie powinienem. Mężczyzna pode mną dobrze wiedział, co mnie kręci… Niejednokrotnie rozmawialiśmy o naszych dziwnych preferencjach seksualnych. Mimo wszystko czułem, że takie posunięcie zniszczyłoby doszczętnie nasze relacje a tego stanowczo nie potrzebowałem.
Zarzucił mi ręce na szyję pogłębiając pocałunek. Uderzył we mnie jego niesamowity zapach. Poczułem jak w spodniach zaczyna brakować miejsca… Szybko. Stanowczo za szybko. I to od marnego, w dodatku niezbyt wprawnego pocałunku. Taak… On zdecydowanie nie miał w tym zbyt dużego doświadczenia.
Zszedłem pocałunkami na jego szyję słysząc jego niespokojny oddech. Zagryzłem skórę w okolicy obojczyka. Jęknął cichutko i otarł się delikatnie biodrami o moje biodra. To było subtelne ale niezwykle pobudzające, mimo iż szybko się wycofał i całym ciałem wbił mocno w kanapę jakby zażenowany swoim zachowaniem. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. Było znacznie ciekawiej niż z Moyrą. Mogłem podziwiać jego dobrze zbudowane ciało, nie odpychał mnie tak, jak robiła to ona. Próbował uciec, ale chyba nawet nie przede mną, a przed swymi reakcjami na mój dotyk.
Moje ręce powędrowały w górę jego kręgosłupa zmuszając, by się do mnie odrobinę przysunął. Ustami wciąż ozdabiałem jego klatkę piersiową malinkami. Przygryzłem delikatnie jego sutki. W tym samym momencie zacisnął dłonie na moich włosach niemal mi je wyrywając.
-Skończ… Się droczyć… - wydyszał przez zaciśnięte zęby.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej pokazując wszystkie zęby, po czym przylgnąłem do jego ust w znacznie bardziej namiętnym pocałunku niż ten na początku. Powietrze wokół zgęstniało. Zrobiło mi się duszno. Poczułem jak jego niecierpliwe dłonie mocują się z paskiem moich spodni a następnie z rozporkiem. Zsunął je pośpiesznie, po czym wędrując rękoma wzdłuż moich pleców pozbawił mnie bluzki.
Zachichotałem wprost w jego usta zadowolony śmiałością po czym sam uporałem z jego garderobą. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej ułożyłem go wygodniej na kanapie, uniosłem odrobinę jego nogi i wsunąłem w niego jeden palec.
Ciasno. Przydałby się lubrykant.
Poruszyłem nim lekko starając się ignorować ból wymalowany na twarzy towarzysza. Gdy się nieco uspokoił dołożyłem drugi palec dalej go rozciągając i obdarzając pojedynczymi, subtelnymi pocałunkami jego tors. Drugą ręką wodziłem po nagim torsie mężczyzny, po czym, gdy zdecydowałem się dołożyć trzeci palec, przesunąłem ją na jego męskość. Wrzasnął, ni to z bólu ni z przyjemności, milknąc po chwili. Wpił się w moje wargi chyba po to bym nie dostrzegł spływających po jego policzkach łez. Oderwałem się od niego i powoli zlizałem je z jego policzków obdarowując jednocześnie pocałunkami jego oczy. Wtulił się we mnie oddając pieszczotom.
-Już… - wyszeptał.
Posłuchałem i zastąpiłem palce w jego wnętrzu swoją dumą. Wchodziłem ostrożnie, wiedząc, że mimo wszystko sprawię mu tym ból. Jęknął głucho ale mnie nie zatrzymał. Jego zaciśnięte do granic możliwości oczy i wargi wykrzywione w cierpieniu, unosząca się w szybkim tempie klatka piersiowa i wbijające się w skórę na moich ramionach palce sprawiały, że czułem się w jakiś sposób usatysfakcjonowany.
Poczekałem aż przyzwyczai się do mojej obecności. Nie był nadzwyczaj piękny, ale gdy zaczynał śpiewać wszystkie jego niedoskonałości odchodziły na drugi plan… Robił to z niesamowitą pasją.. Teraz było tak samo. Rytm tego delikatnego ciała był jak głos wydobywający się jego krtani. Hipnotyzował.
Poruszyłem się ostrożnie czekając na jego reakcję. Sapnął cicho po czym rzucił mi niemal oskarżycielskie spojrzenie i warknął:
-Możesz się wreszcie przestać cackać?!
Spojrzałem na niego jak na idiotę po czym po raz wtóry się uśmiechając zacząłem rytmicznie poruszać się w jego wnętrzu. Po kilku chwilach oznaki zadowolenia obojga z nas było słychać zapewne w całej okolicy.
Doszliśmy bardzo szybko kompletnie wykończeni. Ułożyłem się obok niego pozwalając mu położyć się na moim ramieniu.
-Zero..? – szepnął miękko – Zostaw ją… - dopowiedział mocniej wtulając się w moje ciało.
-Już ją zostawiłem, Hizumi… - odparłem po raz pierwszy od dawna czując się tak lekko.


/Zbetowane przez Yuuki <3 /

środa, 6 marca 2013

Ruszamy~!

Yoshi, a więc pora ruszyć i z tym.
Blog-śmietnik na opowiadania wszelakiej maści i rodzaju~
Będę tu zamieszczać zapewne głównie one-shoty nie powiązane z fabułą "Spectro". Dlaczego kolejny blog? Bo na "Spectro" nie chcę robić śmietnika a na "Phantasmagorii" nie wypada. Jak już napisałam - tematyka moich opowiadań będzie różna a jako pierwsze zamieszczę yaoi... Gdyż to właśnie mi się napisało.

Jak widać szablon bloga jest doszczętnie nie dopracowany. Nie miałam na niego weny. Kompletnie nie wiem jak powinien wyglądać. Jest, bo jest, ot żeby zadowolić Lilien... >.> Jeśli byliby chętni do edycji szablonu z chęcią przygarnę <3

Jutro pojawi się pierwsze opowiadanko. Mam nadzieję, że wam się spodoba i proszę o przychylność, to moja pierwsza tego typu praca ^^" wszelkie uwagi mile widziane :)