Sensuum

W zbiorze opowiadań znajduję się również takie, które opowiadają o związkach męsko-męskich, dlatego też wszyscy, którym to nie odpowiada, proszeni są o opuszczenie bloga.

BLOG SPOWOLNIONY
Czyli notki pojawiać się będą w dużych odstępach czasowych.

W PRZYGOTOWANIU:
Imagination V
Lost Heaven 2
Hunting V
Abyss (Kisa's ver.)
Moon Child (np. filmu)
List (one shot) -
Rapsodia (shot/miniaturka) -
Ishtar(shot/miniaturka/seria) -
Love is Dead (mega shot)

wtorek, 24 grudnia 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT~!

Wesołych świąt, kochani!
Wszystkim, którym podoba się to, co piszę, życzę bym miała więcej weny xD (ach, jak skromnie...)
Yaoistom życzę rzecz jasna jak najwięcej genialnych opowiadań w sieci z waszymi ulubionymi pairingami, tudzież prac autorskich o nieprzeniknionej fabule ;)
Autorom zaś życzę dużo weny i chęci do pracy!
Życzę wam też dużo szczęścia i wytrwałości w dążeniu do celów i spełniania własnych marzeń. Życzę wam, byście byli w stanie pokonać wszelkie przeciwności, jakie los dla was zszykował i byście nigdy się nie poddawali!
WESOŁYCH ŚWIĄT! ♥

A tak żeby nie zbiegać zbytnio z tematu bloga dodam, że kończę już ostatni rozdział Abyss. Postaram się go dodać jeszcze przed świętami i z góry uprzedzam, że będzie NIEBIETOWANY!
Z dwóch powodów - 1. nie chcę dawać Yuuki roboty w święta... 2. Mamy pewien warunek i jeśli jest on złamnany Yuuki tekstu nie tyka...
A poza tym boję się, że by mnie zamordowała zanim bym wam to opublikowała za to, co się tam znajduje... A tak zapewnię sobie dodatkowe 3 dni życia... CHYBA xD

BTW. Mam już nowego laptopa, więc nie będę miała problemów zarówno z blogowaniem jak i aktywnym udziałem w życiu strony ♥ nareszcie *^*

Papa 8D

sobota, 26 października 2013

Abyss XV

Z dedykacją dla mojej żony, która dzisiaj obchodzi urodziny - Aoi Konoe ♥ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ♥

Wiem, że ten rozdział jest może kiepskim prezentem urodzinowym, ale to jedyne, na co mogę sobie pozwolić ;.;
I dziękuję Yuuki, że na ostatnią chwilę mi go zbetowała ♥ urocza z Ciebie pandzia ;w;

Jak widać seria dobiega końca - ale tak już serio serio. Został jeszcze tylko jeden rozdział (który właściwie już kończę) i epilog (który już napisałam... Pozostawmy to bez komentarza xD nawet z ostatniego rozdziału mam napisany koniec, początek i coś ze środka, a nie mam... Całej reszty środka xD)
Wstępnie mam kilka opowiadań (głównie shotów), które pojawią się później, już po zakończeniu Abyss. Mam również w opracowaniu kolejną serię, jednak chcę się najpierw dowiedzieć, czy w ogóle będziecie zainteresowani czytaniem na temat tych pairingów... Nie wiem dlaczego, ale ostatnio upodobałam sobie HYDE x K.A.Z. (tak, Ci panowie z shota "Defection") i to właśnie o nich by ona opowiadała. Jeśli ich nie zechcecie - zrobię z tego po prostu kolejnego shota. 
Nie oznacza to oczywiście, że całkowicie zaprzestanę pisać o D'espa, nawet mowy nie ma... Po prostu tymczasowo wyczerpały mi się na nich pomysły i nie bardzo wiem co jeszcze można z nimi stworzyć. Chociaż faktycznie mam jednego shota w opracowaniu i innego mega shota w planach, ale na to drugie obecnie nie mam czasu... Trochę bardziej skomplikowany projekt mnie czeka.

Dawno nie było piosenek... To teraz są aż dwie O.o przy poprzednich rozdziałach mi jakoś zbytnio nie pasowały i przyznam szczerze... Że nawet mi się ich nie chciało poszukiwać. Wcześniej pisałam pod wpływem inspiracji tekstami niektórych utworów, ale przez jakiś czas moja wena zrobiła się wybitnie kapryśna...xD

Tymczasem życzę miłej lektury~! ^^ 

Enjoy~


Jasna, rozszerzająca się poświata. Wraz z jej intensywnością rósł tępy ból gdzieś w potylicy. Czułem przytłaczającą ciężkość, która pętała całe moje ciało i umysł zarazem. Próbowałem się obudzić, ale bez skutku. Wciąż tkwiłem na pograniczu snu i jawy. Do mojej głowy na przemian dochodziły impulsy bólu i odrętwienia. Byłem skołowany. Próbowałem się skupić i przypomnieć sobie, co doprowadziło mnie do takiego stanu, jednak zamiast tego bez ustanku do mojej świadomości docierał jeden obraz. Obraz rozżalonej twarzy Hizumiego.
Czyżbym coś mu zrobił? To wyrzuty sumienia nie dopuszczały do mnie wspomnień z ostatniego wieczora?
Nie. To irracjonalne. Nigdy nie widziałem takiego zawodu u Yoshidy. Nigdy nie spojrzał na mnie w ten sposób. Był moim… Był moim…

Naraz przyszła irytacja. Dlaczego nie potrafiłem nawet w myślach wypowiedzieć tego pieprzonego słowa?! Jeden prosty wyraz! Przecież nawet dla mnie oczywistym było, że nikomu innemu tak nie ufałem. Przecież nawet ja byłem świadomy tego, że rzuciłbym się dla niego w ogień i popełnił najgorsze zbrodnie. Nawet ja wiedziałem, że chroniłbym go własnym ciałem, za wszelką cenę!
Był moim… Zawsze mnie wspierał, pocieszał i dodawał otuchy w trudnych chwilach. Był wtedy, gdy wszyscy inni zawiedli. Tkwił przy mnie i nie opuszczał. Zawierzyłem mu siebie. Przez te wszystkie lata mnie od siebie uzależnił.

Czy to na pewno było to, za co zawsze miałem naszą relację..? Może faktycznie opierała się wyłącznie na wspólnym uzależnieniu? Może tak naprawdę to silne przywiązanie do niego było tylko kolejnym objawem mojego strachu przed zmianami?
Chociaż potrafiłem czerpać śladową przyjemność ze wspólnie spędzonych chwil, potrafiłem się śmiać razem z nim i żartować. Potrafiłem z nim normalnie rozmawiać! Ja! Towarzyski kaleka! Przy nim nie szczędziłem słów, podczas gdy wśród pozostałych ograniczałem się do przytakiwania lub wygrażania się. On, jako jedyny, rozumiał mnie bez zbędnych wyjaśnień. Tylko patrząc odgadywał najdrobniejsze zmiany mojego nastroju.

Do mojego umysłu wtargnął obraz spaceru po parku. Ja, Hizumi i Kisa. Przyjemna, lekka atmosfera, beztroska rozmowa, rześkie powietrze. Niczym niezmącony spokój w otoczeniu pełnym mieniących się złotem i czerwienią liści. Jeden z najprzyjemniejszych dni mojego życia. Chwilę potem przypomniałem sobie tych dwoje skulonych pod którymś z tamtejszych drzew w deszczu. Obaj płacząc. Obaj nie wiedząc, co ze sobą począć. Obaj sobie przeznaczeni.

Ta myśl zabolała. Czy rzeczywiście coś między nimi było? Czy rzeczywiście powinienem usunąć się w cień? Bo w końcu, jeśli zaczną się spotykać, nasze relacje będą musiały ulec zmianie. Nie będę mógł zachowywać się przy Hizumim tak beztrosko, nawet pomimo tego, że był moim…

Nie. Już nim nie był. Od dawna nim nie był. Od dawna nasza relacja stawała się coraz bardziej toksyczna i niebezpieczna dla obu stron. To uzależnienie. To coś, co należało jak najszybciej zakończyć. Nikt nie czerpał korzyści z takiego układu.
Już nie był moim przyjacielem.

Z każdym kolejnym wnioskiem ogarniała mnie coraz większa frustracja. Byłem wściekły. Miałem ochotę kląć na czym świat stoi. Rozwalić coś. Cokolwiek! Jednocześnie czułem, jak ogarniała mnie coraz bardziej obezwładniająca panika. Bałem się. Bałem się tego, co jeszcze przyniesie przyszłość.
Wiedziałem jednak, że nie mogę wciąż tkwić w miejscu. Dla własnego dobra powinienem zakończyć wszystkie pozaczynane dotychczas sprawy i ruszyć dalej.

…dla dobra innych zresztą też.

Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś skrzekliwy głos:
-…dź się wreszcie, księżniczko!
-Czego drzesz ryja..? – odburknąłem, wybitnie niezadowolony z faktu, że ktoś przerywa mi w tak ważnym i przełomowym dla mnie samego momencie.
-Śniadanko. – Zaświergotał radośnie ów głos, po czym bez ostrzeżenia zerwał ze mnie kołdrę.
-Niech Cię diabli, cholero jedna… - mruknąłem przeciągając się i ziewając donośnie.
Coś strzyknęło mi w kręgosłupie i aż zahuczało, gdy strzeliły mi kości w rękach. Próbowałem usiąść, jednak w tej samej chwili zabolał mnie tyłek. Stęknąłem żałośnie.
-Coś ty mi wczoraj zrobił, kretynie? – spytałem z wyrzutem.
-Nie marudź. Nie było żadnych gratisów. Tylko czysty, przyjemny seks! – wyszczerzył się jak głupi na widok loda.
-Seks z tobą nigdy nie jest czysty… A i przyjemny tylko dla pieprzniętych masochistów.
-To wczoraj musiało ci być jak w niebie, księżniczko. – Tym razem jego uśmiech był raczej przesiąknięty ironią.
-Kiedyś ci wpierdolę, serio.
-Obiecujesz mi to już od przeszło dwudziestu lat, kochanie.
Postawił tackę na szafce nocnej po mojej stronie łóżka i przysiadł koło mnie.
-Chodź, pomogę ci usiąść.
-Jakoś sobie poradzę. – Powiedziałem niezbyt przyjemnie i podjąłem próby wywindowania się do góry.
Po kilku minutach szarpania z pościelą i zmagania z bólem, który z każdym ruchem ukazywał się w kolejnych partiach ciała, udało mi się oprzeć o ramę łóżka. Czując się kompletnie zmaltretowany oparłem głowę o ścianę i popatrzyłem w sufit. Tatsuro był kompletnym bezguściem. Poważnie. Kto wiesza w domu lampę zrobioną na kształt odchodów?
…a przynajmniej to mi przypominała.
-Nadal to trzymasz… - westchnąłem bezradnie.
-Co masz na myśli? – spytał, całkowicie zdezorientowany.
-Ta lampa… - rozejrzałem się wokół, dostrzegając w końcu to czego szukałem. – Ten obraz też..? Nie masz litości dla ludzkich zmysłów? – rzuciłem, wskazując palcem niewielkie kwadratowe malowidło tuż nad moją głową.
Był pstrokaty i nie przedstawiał nic konkretnego. Gdyby nie kolorystyka śmiało rzekłbym, że pasował do lampy. Też mi przypominał krowie łajno.
-Jestem wrażliwy na sztukę. – Odparł urażony.
-Chyba na pokrzywdzone przez życie beztalencia… - chwyciłem za kanapkę, którą zaserwował mi wokalista i zacząłem ją powoli przeżuwać. Ona też smakiem nasuwała mi na myśl gówno.
Między nami zaś rozwinęła się na dobre dyskusja na temat sztuki, tudzież jej braku we współczesnym świecie. Tatsuro potrafił o tym rozmawiać godzinami już za czasów licealnych. Nie zdziwiło mnie więc w najmniejszym stopniu, gdy obwieścił, że zakłada zespół.

Dobrze było na chwilę oderwać od problemów. Zająć się czymś błahym, przyziemnym i nic nieznaczącym. To było na swój sposób odświeżające.
Uświadomiłem sobie, że to chyba najdłuższa rozmowa od kilku lat, jaką z kimkolwiek przeprowadziłem.
Mógłbym ciągnąć tę beztroską potyczkę w nieskończoność, gdyby nie to, że powoli zaczynałem odczuwać marne skutki wczorajszego picia. Bałem się nawet pytać ile piwa w siebie wlałem. Miałem dość mocną głowę, ale tragicznie słaby żołądek…

Zerwałem się z łóżka, rozlewając przy tym kawę na, jak dotąd, nieskazitelnie biały dywan i popędziłem do łazienki.
Zajęło mi dobrą godzinę, zanim doszedłem w pełni do siebie.

-Jak się czujesz, księżniczko?
-Dostatecznie dobrze, by skopać ci tyłek za każdą „księżniczkę”… - powiedziałem, ocierając usta ręcznikiem.
-W takim układzie na pewno będziesz też w stanie wyprać po sobie dywan! – zaśpiewał dźwięcznie i wyszedł z pomieszczenia.

Niech cię szlag, przeklęta żyrafo…
-Co teraz zamierzasz? - spytał, stawiając przede mną kubek z parującą cieczą. - To ci pomoże na żołądek. - Dodał półgłosem.
-Zakończyć to.
Spojrzał na mnie spłoszony.
-Zakończyć... Co?
-Sprawy z Hizumim i z tym starym dziadem. Muszę to powyjaśniać i zakończyć.
-Co dokładnie planujesz wyjaśnić z Hizumim? Chyba nie ten niewinny pocałunek, co, księżniczko? Robiliście ciekawsze rzeczy ze sobą.
Wbiłem wzrok w bulgoczącą ciecz i zacząłem bawić się kubkiem. Jego ścianki przyjemnie parzyły w palce.
-Za tydzień zaczynamy kolejną trasę. Do tego czasu możesz tu zostać. Pilnuj się jednak. To jedno z pierwszych miejsc, w którym będą cię szukać. Przez ten czas powinieneś się poważnie zastanowić nad tym, co zrobisz dalej. Pamiętaj, że masz teraz rodzinę. Prawdziwą rodzinę, do cholery! Kogoś, komu na tobie zależy i do kogo zawsze możesz wrócić. Nie tylko grupę błaznów, którzy patrzą, jak tu na tobie zarobić lub uprzykrzyć ci życie. Podejmij rozsądną i dojrzałą decyzję...
-Haa... - burknąłem niezbyt przytomnie w odpowiedzi na jego monolog.

Jego słowa zaczęły się rozpływać niczym poranna mgła. Brzęczały gdzieś w tle, ale ich sens kompletnie przestał do mnie docierać. Byłem pochłonięty własnymi rozmyślaniami, planowaniem. Musiałem to jak najlepiej rozegrać. Uspokoić się, opanować. Oczyścić swój umysł ze wszystkich niepewności. Po prostu musiałem przywrócić swoje dotychczasowe ja. Miałem na to niewiele czasu, ale w obecnym stanie wiedziałem, że to wyłącznie kwestia odpowiedniego nastawienia. Byłem przeładowany emocjami po tych wszystkich doświadczeniach. Mój umysł nie był w stanie tyle wytrzymać. Musiał w końcu osiągnąć stan krytyczny. Dobić tej granicy, po której najzwyczajniej w świecie zamykał się na wszystkie zewnętrzne bodźce.

Powoli zacząłem się wyłączać. W moim umyśle pojawiła się ściana, dzieląca świadomość na dwa elementy. Odgradzała mnie od części, która burzyła mój światopogląd i prowadziła do zachwiania wewnętrznej równowagi. Blokowała wszystkie przykre wspomnienia, wszystkie kojące obrazy, smutek, złość i szczęście zarazem. Odcinała ode mnie bezsilność. Pozostawiała w moim sercu jedynie pustą dziurę. Czułem, jak w niej tonę. Dałem się jej pochłonąć.


Gdzieś na dnie mojej podświadomości jakiś paniczny głos zaczął wołać o pomoc.
Zignorowałem go. Pozwoliłem się otoczyć ramionom błogiej nicości. Znajomemu wrażeniu nieczucia. Bezduszności. Emocjonalnego letargu…

czwartek, 17 października 2013

D'espairsRay

Ugh... Blogger posyła hejty na wszystko i wszystkich i nie chce edytować stałych ramek. Znaczy edytować się da, tylko zapisywać tych ustawień już nie... -.-"
Dzisiaj na szczęście udało mi się tu zrobić trochę porządku. Nie mogę tylko dodać nowego linka do spisu ♥ No cóż... Byłoby chyba zbyt pięknie.
Jak widać - jest lekki remont na blogu. Wywołany jest tym, że planuję częściej pisać o VAMPS. Albo nie tylko o VAMPS... Ogólnie o HYDE'zie.
Spis rozdziałów na górze strony posegregowałam mniej więcej w taki sposób, w jaki będą się pojawiać notki. Między nimi, raz na jakiś czas, będę też wrzucać opisy zespołów, które przewijają się (lub przewijać będą) w moich opowiadaniach. Od tak, dla zachowania porządku i by każdy mógł się połapać (nie wszyscy znają członków zespołów chociażby takich, jak MUCC o.o" )

Ach i dobra wiadomość dla tych, którzy oczekują przedostatniego rozdziału Abyss - jest krótszy, niż z założenia miał być, ale w ostatecznej formie powędrował dzisiaj do bety! Tylko... Nie wiem, kiedy od niej wróci, bo kazałam jej się nie spieszyć xD
Ostatni epizod również jest już w opracowaniu ^^ Mam nadzieję, że pójdzie mi z nim sprawniej, niż z tym...
I epilog już jest napisany... Więc na niego na pewno nie będziecie musieli długo czekać po publikacji ostatniej części xD

Jeśli się wyrobię i znajdę odpowiednio pokićkaną wenę, to będzie shot halloweenowy O.o tylko... Jedyne, co będzie w nim straszne to... Pairing .__."

Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie ♥ Ot krótki opis d'espa:

Hizumi - Yoshida Hiroshi (02.03.76)
żona - Asami Abe
Zespoły:
Le 'veil (basista w latach ~1999)
D'espairsRay (wokalista w latach 1999-2011)


Karyu - Yoshitaka Matsumura (07.12.78 / 83r)
Gitarzysta w zespołach:
Dieur Mind ( ~1999)
D'espairsRay (1999-2011)
Angelo (2011 ~ )

Zero - Shimizu Michi (31.07.77r / 78r)
Basista w zespołach:
D'espairsRay (1999-2011)
THE MICRO HEAD 4N'S (2011~)

Tsukasa - Oota Kenji (06.03.76r)
Perkusista w zespołach:
Le 'veil (~1999)
D'espairsRay (1999-2011)
THE MICRO HEAD 4N'S (2011~)

Przy Karyu i Zero podałam dwie daty, ponieważ dwie różne są podane w internecie i nie wiem, która jest prawdziwa niestety .__." Stawiam jednak, że w obu przypadkach ta pierwsza, przed ukośnikiem O.o że to, żeby wyglądali staro > <" mój tata jest z 75r a wygląda na conajmniej 6 lat starszego od nich x.x"

A tak z ciekawości... Ile osób wyczekuje zakończenia Abyss? ;>

poniedziałek, 14 października 2013

Defection (K.A.Z. x HYDE)

Jak może niektórzy zauważyli - lista na górze bloga się nico rozrosła... Cóż, postarałam się ułożyć ją mniej więcej w kolejności, w jakiej notki się będą pojawiać. Jeśli mi się uda wcisnę jeszcze gdzieś w środek ficka na Halloween tylko... Muszę go najpierw przerobić, bo to, co na razie napisałam mi się kompletnie nie podoba, a jakoś tak... Brakuje mi nieco kopniętej w dekiel weny, do tak irracjonalnego parinigu, jaki tam umieściłam...
Jeszcze raz przepraszam, że tak dawno nic nie było i że to nie jest Abyss a jakiś tam one shot... Po prostu chcę, żeby ostatnie dwa rozdziały tego opowiadania wypadły jak najlepiej, bo i tak wiem, że część osób, która tę serię czyta... Po prostu mnie za nią zje lub pozbawi życia w sposób skrajnie brutalny .__."

W ramach drobnego przypomnienia:
K.A.Z. - Kazuhito Iwaita;
HYDE - Hideto Takarai;

Nie bijcie za pewne nieścisłości biograficzne... Niektóre fakty mogły zostać nieco naciągnięte do fabuły.
Nie bijcie też za to, że fick, który pierwotnie miał być uroczą i słodką do porzygu miniaturką zrobił się... No taki właśnie nieuroczy i wcale nie miniaturowy x.x"

Ejoy~

~*~

Hyde - skromne metr 58 w kapeluszu i… 10-centymetrowych koturnach...

...oraz K. A. Z. - pokręcony gitarzysta, którego łatwiej zawstydzić, niż małą dziewczynkę.

Dlaczego postanowiłem o nich napisać? Ponieważ w całej przeciętności ich historii kryje się pasja, która nie przestaje fascynować.
Nie będzie to kolejny powalający dramatyzmem lub słodyczą opis romansu dwóch gwiazd. Będzie to krótka opowieść o ludziach, ich wzlotach i upadkach, wątpliwościach i powolnym dążeniu do celu.
~*~
Poznali się przypadkiem, gdy HYDE poszukiwał muzyków, którzy akompaniowaliby mu przy jego solowym projekcie. Bardzo niewinny początek i bardzo niewinny rozwój wydarzeń.
Już od pierwszych chwil ta dwójka bardzo dobrze się dogadywała, zwłaszcza w kwestiach muzycznych. Dzielili wspólny punkt widzenia na to, co kochali najbardziej. Mieli niemal identyczne gusta, przez co tworzenie kolejnych piosenek szło im z łatwością i przysparzało mnóstwo radości. Rozumieli się niemal bez słów, co dodatkowo sprzyjało ich pracy. Nie trzeba było długo czekać, by ten solowy projekt zamienił się w duet. K.A.Z. przystał na taki układ bez słowa sprzeciwu.
Grali dalej. Cały czas tak samo. Niezmiennie przepełnieni pasją, z której zrodziła się ich przyjaźń.
HYDE, jeszcze zanim powstało VAMPS, nie ufał nikomu w takim stopniu, jak swojemu kompanowi. Co innego tyczyło się samego gitarzysty, który zaufać się bał. Bynajmniej nie ze względu na to, że naszego aniołka nie lubił…

Cała historia układała się bardzo ładnie. Kilka krótkich tras koncertowych, pierwsze covery  piosenek, wydane single. W międzyczasie, po długiej przerwie, na scenie znów pojawił się stary zespół wokalisty – L’arc~en~Ciel. Wydali album, pojechali w kilkumiesięczny objazd po największych scenach Japonii i z wielkim rozmachem odbębnili swoje dwudziestolecie. Żyć, nie umierać! Dla kogoś tak pochłoniętego przez muzykę, jak HYDE, był to raj na ziemi. Szybkie tempo, multum wrażeń i pozytywnych emocji. Szum gratulacji i wiwatów ze strony fanów oraz możliwość samorealizacji w tym, co się kocha najbardziej!
Czuł się spełniony. I to spełniony w sposób najbardziej mu właściwy. Jednak najwięcej szczęścia czerpał z chwil spędzonych na wspólnym graniu razem z nami.
Zwykł mawiać, że Laruku go ogranicza. Wprowadza pewne kanony, których nie może przekroczyć, by nie zranić ludzi, którzy za nimi podążają. To dlatego kilka lat temu zdecydował się wydać coś samodzielnie. Coś, co byłoby zwierciadłem jego duszy. To dlatego pojawiła się przed nami możliwość zagrania razem z nim, śmiania się i wspólnego cieszenia każdą minutą naszego życia.

Bo jeśli mam być szczery… HYDE jest taką pozytywną duszyczką czuwającą nad całym zespołem. Zaraża swoim entuzjazmem i nigdy nie pozwala, by zapanowała wśród nas ponura atmosfera. Nigdy nie pozwala, by ludzi, którzy go otaczają, dopadło przygnębienie.
Sam jednak łatwego życia nie ma. O nie. Wręcz przeciwnie…

Po powrocie Laruku przez blisko 2 lata niemal w ogóle nie było go w domu. Ba! To bardzo skromnie powiedziane. Niemal połowę tego czasu spędził za granicą śpiewając razem z VAMPS. To nasz debiut na arenie międzynarodowej, a on nie zamierzał tego popsuć. Natomiast, podczas gdy był w kraju non stop przebywał albo w studiu, pracując nad kolejnymi utworami, albo koncertował ze swoim drugim zespołem.
Był w ciągłym ruchu i nie można go było za to winić. Zwłaszcza gdy widziało się z bliska, jak po każdym udanym występie czy nagranej piosence emanował coraz większą ilością pozytywnej energii.

Był jednak ktoś, kto tego nie doceniał. Ktoś, kto chciał go mieć tylko dla siebie. Ktoś, kto nie przejmował się konsekwencjami swoich poczynań i jednym czynem zrujnował cały jego świat.

Po powrocie z jednej z dłuższych tras wrócił na kilka tygodni do domu. Zazwyczaj czas ten dzielił pomiędzy wybrankę swojego życia a ich dzieci, całkowicie odcinając się od pracy, jednak nigdy od przyjaciół. A przyjaciół miał niestety głównie w branży... Jego żonie się ten fakt nigdy nie podobał, ale szanowała go ze względu na to, iż sama brała czynny udział w show biznesie. Wiedziała jak to jest otaczać się sławami.
Dlatego też gdy udało nam się uwolnić od natłoku roboty, raz na jakiś czas urządzaliśmy sobie krótkie wypady na piwo, plotkując przy tym niczym stare dewotki. Umowa była tylko jedna – zero rozmów zawodowych. Mieliśmy się zrelaksować  i  nie przejmować na zapas czymś, co nie było akuratnie istotne.

Tym razem było jednak inaczej. Przez blisko miesiąc nie udało nam się złapać z Hideto kontaktu. Nie odbierał od nas telefonów, nie odpisywał na maile. Początkowo uznaliśmy, że pewnie chce poświęcić trochę uwagi wyłącznie rodzinie. Z czasem stało się to jednak dla nas bezsensem. Cała ta cisza trwała stanowczo za długo. Poza tym dałby nam jakiś znak. Coś by powiedział. Nie miał problemów ze szczerością. Zawsze mówił otwarcie, kiedy mamy mu dać spokój. Chociaż nie zdarzało się to zbyt często… To oczywiste, że zaczynaliśmy się martwić. Kompletnie nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Najbardziej zachodził jednak w głowę K.A.Z.. Zaskoczyło nas, że i on nic nie wie. Pomyśleliśmy więc, że mogli się pokłócić. On jednak bardzo szybko temu zaprzeczył, wydając się przy tym jeszcze bardziej przygnębiony. To nam tylko przysporzyło dodatkowych trosk. Obawialiśmy się, co też gitarzysta może zrobić w takiej sytuacji.
Nim jednak nasz czas wolny dobiegł końca otrzymaliśmy długo wyczekiwaną wiadomość: „Spotkajmy się tam gdzie zawsze.”. Tylko tyle. Ani słowa więcej. Poszliśmy więc w nasze stałe miejsce – do niewielkiego baru nieopodal mojego mieszkania.
~*~
Każda bajka ma swój koniec.
~*~
Lokal był bardzo przytulny. W środku jak zawsze rozbrzmiewała spokojna muzyka, a ludzi nie było zbyt wiele. Można było spokojnie usiąść przy barze, napić się i porozmawiać, a jak zaszła taka potrzeba, właściciel użyczał swojej kanciapy. Można było w niej chwilkę odpocząć od alkoholu i roześmianego towarzystwa. Miejsce idealne dla każdego faceta! Nawet telewizor stał za kontuarem!
Tak więc siedzieliśmy tak, jak zawsze, popijając piwo i wyczekując naszego aniołka. Nie wiedzieliśmy, o której zamierza się zjawić, więc przyszliśmy zaraz po otrzymaniu wiadomości.
Przed wieczorem dołączył do nas. Wyglądał na strasznie zmęczonego, ale tego nie skomentowaliśmy. Nie odezwaliśmy się też ani słowem na temat jego kilkutygodniowego milczenia. Chcieliśmy żeby sam nam o tym opowiedział. Czekaliśmy.

Po kilku piwach i luźnej gadce doszliśmy do punktu, w którym pora było się rozstać. Nie powiedział nam nic. Dopiero kilka dni później dowiedzieliśmy się od Kazuhito, że jego żona popadła w depresję. Był z nią w niewielkim szpitalu kilkanaście kilometrów od miasta. Czekał, aż z tego wyjdzie. Terapia rodzinna przyniosła pewien efekt, ale niewielki. Czas jednak biegł nieubłagalnie. Wokalista nie mógł stać w miejscu i wypatrywać chwili, kiedy wszystko wróci do normy. Miał swoje obowiązki. Zobowiązania wobec fanów.

Wrócił więc jak gdyby nigdy nic do pracy. Pisał, grał, śpiewał. Gdyby nie świadomość zaistniałych okoliczności, nikt by nawet nie zauważył, że coś było nie tak!
Wciąż z tą samą werwą, tym samym zapałem. Tworzył i dobrze się bawił.
Zmieniła się tylko jedna rzecz – coraz częściej wracał do domu. Nawet na kilka godzin, byle tylko odwiedzić żonę. I coraz częściej po tych wizytach wyciągał nas do baru.
Jedno piwo, dwa… Ale to wystarczyło, by zaczął się powoli staczać. Na naszych oczach popadał w ruinę. A my mogliśmy jedynie stać i się temu przyglądać. Nie dopuszczał nas do siebie. Nie pozwalał sobie w żaden sposób pomóc.

Pozbierał się na jakiś czas dopiero podczas wyjazdu do Stanów. Nie miał czasu myśleć i się zamartwiać. Pochłonęła go promocja zespołu i nowe miejsca, które koniecznie chciał odwiedzić. Zawsze lubił wędrować po miastach, w których dawaliśmy koncerty i zdawać relacje fanom z każdego miejsca z osobna. To go w jakiś sposób uspokajało i pozwalało oderwać się na tych kilka błogich chwil od rzeczywistości.

Po powrocie jednak nie odwiedził już domu. Na jakiś czas zatrzymał się w hotelu niedaleko studia. Nawet nie pojechał zabrać swoich rzeczy. Kolekcję ukochanych pierścieni sygnowanych pentagramem woził zawsze przy sobie, a nic więcej nie było mu potrzebne. Gitary trzymał w studiu, ubrania w walizce.
Gdy nie było zajęcia – pił. On pił, zaś K.A.Z., niczym dobry stróż, tkwił przy nim i ratował go z każdej opresji. A takowych było coraz więcej. Niejednokrotnie musiał wyciągać go z baru w środku nocy, zalanego w trupa lub wszczynającego bójki z każdym, kto mu się nawinął pod rękę. Prowadził go wtedy do siebie i nie wypuszczał, póki ten całkowicie nie wytrzeźwiał i nie wyleczył kaca.

HYDE kompletnie przestał się kontrolować. Doszło do tego, że sięgał po alkohol nawet przed występami. Twierdził, że w ten sposób łatwiej mu się skupić i nie musi się martwić o to, co mówi. Och, i angielski szedł mu o niebo lepiej…

Któregoś razu, podczas krótkiej przerwy na próbie, zapytałem, dlaczego nie wraca do domu. W pierwszej chwili pożałowałem tak impulsywnego posunięcia, jednak, o dziwo, otrzymałem odpowiedź. Odpowiedź, która zszokowała nas wszystkich. Wszystkich z wyjątkiem Iwaity, który już wcześniej usłyszał od niego wszystko podczas jednego z ich wypadów.
Wyrzuciła go. Postawiła mu ultimatum. Powiedziała, że albo ona i dziecko, albo zespół.
Dla niego wybór był oczywisty. A przynajmniej tak mu się zdawało. Cały czas nie dostrzegał, w jakim jest stanie. Wydawało mu się naturalnym, że upija się po kątach. Uspokajał się jedynie na scenie. Nawet przytłumiony procentami wciąż był na niej w swoim żywiole. Jego aura się drastycznie zmieniała, kiedy sięgał po gitarę i mikrofon. Jego muzyka zaś wciąż była taka sama. Nabrała powagi, ale nadal była utrzymana w tym samym tonie. Nadal płynęła swobodnie z jego ust, a rytm szarpanych strun idealnie zgrywał się z melodią przygrywaną przez K.A.Z.a.

Tak minęło kilka długich miesięcy. Miesięcy, podczas których gitarzysta niezmiennie opiekował się naszym podupadłym na duchu aniołkiem, z wolna wyciągając go z dołka. Aniołek powoli odżywał, zaś jego stróż wydawał się być tym coraz bardziej zmęczony. I bynajmniej nie dlatego, że miał go już dość. Wręcz przeciwnie. Zamartwiał się ilekroć Hideto wychodził pić. Tematu o żonie nawet nie ruszał. Nie miał sumienia pchać go w jej łapy. Wolał sam udzielić mu pocieszenia. Ale przebywanie w jego towarzystwie wymagało od niego maksimum samokontroli.
Dość szybko zorientowaliśmy się, w czym tak naprawdę tkwi sedno sprawy.  Kazuhito zawsze miał do niego słabość, tak jak i każdy inny człowiek w jego otoczeniu. Bo któżby nie uległ tym szczenięcym oczkom, wpatrującym się w ciebie jakby prosiły o cukierka? Któżby nie poddał się pod tym niewinnym uśmiechem? K.A.Z.. Tak po prostu. Tylko na nim nigdy nie robiły wrażenia. Ale nie wątpliwie miał do niego słabość.

To nas w jakiś sposób krzepiło. Nawet przez chwilę nie wyobrażaliśmy sobie innego scenariusza, niż połączenie tej dwójki. Tak więc nie wtrącaliśmy się ponad miarę i przymykaliśmy oczy na wszystkie wybuchy wokalisty, pozwalając mu zająć się nim po swojemu. Nasza ingerencja i tak by nic nie dała. HYDE słuchał tylko jego i tylko jemu ufał. Nam pozostawało mieć nadzieję, że gdy Iwaita zdecyduje się na jakiś krok, to zaufanie nie zostanie zniszczone.
~*~
Nadszedł czas na zmiany.
~*~
To była czwarta rocznica istnienia naszego zespołu. Tak jak co roku planowaliśmy ją hucznie uczcić. Zaprosiliśmy całą ekipę, kilku znajomych po fachu, przyjaciół i członków rodziny. Łącznie przyszła blisko setka osób.
Wynajęliśmy niewielki, ale klimatyczny klub, w którym zawsze grali muzykę dopasowaną do naszych gustów. Oczywiście tortu też nie mogło zabraknąć! Ale akurat tego zbyt dobrze nie wspominam, a ekipa porządkowa tym bardziej…
Najpierw podziękowania dla naszego wiernego i świetnie zorganizowanego staffu, innym zespołom za inspiracje, krewnym za wsparcie i inne tego typu formalności. Później krótki koncert, bo jak mogłoby się obyć bez występu głównych gwiazd tego wieczoru? Następnie lekka przekąska i… Reszty imprezy już pewnie większość osób nie pamiętała, dlatego ją przemilczmy i skupmy się na tych bliższych nam wydarzeniach.

HYDE, o dziwo, nie wypił ani kropli alkoholu przed występem. Zapowiadało się naprawdę dobrze. Później na spokojnie przyjął gratulacje, odebrał kwiaty, porozmawiał z kilkoma osobami i powymieniał grzeczności z ludźmi potencjalnie przydatnymi w dalszym rozwoju naszej kariery. Niestety pech chciał, że kilkoro z nich niezmiernie pragnęło, by im potowarzyszył przy drinku. A że naszego aniołka ostatnimi czasy za specjalnie do tego przekonywać nie trzeba było, uległ już drugiej namowie.
Nie musieliśmy długo czekać, by na stałe przywarł do barowego stołka. Żeby nie rzucało się to zbytnio w oczy, przysiedliśmy się do niego. Jemu to było obojętne, a nam mogło ocalić reputację. Dziwnym był w ogóle fakt, że do tej pory jego słabostka nie wyciekła do mediów i nie rozbrzmiała ogólnoświatowym skandalem.

Goście powoli zaczynali się rozchodzić… Tudzież odpływać w ramiona Morfeusza lub innej zmory pod niskimi stolikami i na wąskich kanapach. Piwo się skończyło, sake zaczynało brakować, słońce powoli wschodziło, a wokaliście nadal było mało. A przynajmniej w jego mniemaniu, gdyż barman doszedł do wniosku, że impreza już się dla wszystkich skończyła. W szczególności dla muzyka. Nie zamierzam nawet ukrywać, że podzielaliśmy jego zdanie. Wokalista ledwo trzymał się na nogach i zrobił się stanowczo zbyt wylewny. W pewnym momencie, gdy na chwilę spuściliśmy z niego wzrok, wdrapał się na blat oddzielający go od półek z alkoholem, z zamiarem rzucenia się na jednego z obsługujących tam chłopaków. W ostatniej chwili zainterweniował K.A.Z., ściągając go z powrotem na ziemię. Chwilę później złapał go mocno w pasie i wyprowadził na zewnątrz.
~*~
Najwyższy czas na powrót naszego aniołka.
~*~
Co się działo później? Są różne wersje i żadna nie jest w pełni prawdziwa. Musiało być jednak wesoło, bo następnego dnia z wizytą wpadł zarządca bloku. W odpowiedzi na skargi sąsiadów HYDE wprowadził się tam na stałe.
Początkowo twierdzili, że zrobił to tylko i wyłącznie by uniknąć mieszkania w hotelach i zaoszczędzić na tym trochę pieniędzy, ale każdy wiedział, ile w tym prawdy. Dopiero po jakimś, po kilku głębszych,  czasie Kazuhito wymsknęło się, że to Hideto zrobił pierwszy krok.
Chyba nie muszę wam opisywać naszych reakcji, prawda..? Moja szczęka omal nie zrównała się z podłogą!
Dowiedzieliśmy się też, że nigdy by do niczego nie doszło, gdyby nie fakt, że żona HYDE’a zaczęła manipulować nim udając, że jej stan emocjonalny wciąż jest niestabilny. Przekupiła nawet kilku lekarzy, by wystawiali jej fałszywe zaświadczenia i recepty. Dowiedział się o wszystkim przypadkiem, gdy któregoś razu, nie mając co robić, sprawdził skład jednego z leków, które zażywała. Okazało się, że to zwykłe placebo. Pokłócili się wówczas i to był koniec.
Koniec dla nich, początek dla czegoś zupełnie nowego.

Czas mijał, powstawały nowe utwory, wybrzmiewały nowe melodie, zespół grał nieustannie.
~*~

Jego filarem była zrodzona z muzyki pasja.

czwartek, 3 października 2013

VAMPS

Nie, to nie jest żadne opowiadanie.
Wybaczcie, to tylko krótkie przedstawienie postaci, które mogą co jakiś czas przewijać się na moim blogu, a że oprócz ich wokalisty cała reszta zespołu do zbyt rozsławionych nie należy robię od takie wprowadzenie, byście wiedzieli o kim piszę i żebym nie musiała później zbytnio mieszać przy rozdziałach.

Przy okazji pragnę przeprosić za nie dotrzymanie terminów z Abyss.
Abyss nie będzie.
Znaczy... Kiedyś będzie, ale raczej nie prędko. Przyczyna jest bardzo prosta - utknęłam.
Wiem, co chcę napisać, ale mi nie wychodzi. Rozdział się nie trzyma spójnej całości i w ogóle nie jestem w stanie utrzymać pierwotnego klimatu tego opowiadania. Jak mi dopisze któregoś dnia porządna wena, a nie taka... Na odwal się... To go napiszę. Jak na razie zaprzestaję na pięciu próbach zakończonych fiaskiem. Wybaczcie.

A teraz do rzeczy:


HYDE - Hideto Takarai (29 stycznia 1969r)
Wokalista VAMPS i L'arc~en~Ciel.
Ma żonę, Megumi Ooishi.
Prawdopodobnie ma z nią dziecko.
K.A.Z - Kazuhito Iwaike (11 października 1968r)
Gitarzysta VAMPS i Oblivion Dust.
Ju-Ken (27 czerwca 1971r)
Basista sesyjny VAMPS, GACKTa, Anny Tsuchiyi, Oblivion Dust itd.


Arimatsu (12 sierpnia)
Perkusista sesyjny VAMPS i Oblivion Dust.

Tak w sumie kiedyś tam pojawi się takich notek zdziebko więcej pewnie... Dodam jeszcze króciutko informacje od D'Espa następnym razem... I o MUCC przez tego nieszczęsnego Tatsuro, który mi się w Abyss zaplątał xD

Życzcie weny i jeszcze raz przepraszam T^T

środa, 11 września 2013

In progress~

Yoshi~ Powiedzmy, że mój komputer jako tako działa... Jest jednak tak oporny w słuchaniu poleceń, że ciężko mi się na nim cokolwiek robi (zwłaszcza przy niektórych stronach lubi strzelać fochy... Welcome facebook n google ♥). Wasza Tsuu jednak niczym sprawna i ułożona mróweczka (wzrostem wiele od nich nie odbiegam, co innego z mym zapałem do pracy...xD) cały czas pisze~!
Efekty możecie ujrzeć na samej górze bloga w nagłówku. Lista będzie w miarę na bieżąco aktualizowana, więc będziecie mniej więcej wiedzieć na co się szykować w najbliższym czasie :)
Nie będę jednak w stanie wszystkiego regularnie tutaj publikować, ponieważ nie potrafię przewidzieć nastrojów mojego laptopa i staram się ograniczać używanie go do niezbędnego minimum...

Oto spis tego, co się tworzy lub już stworzone zostało:
  • Abyss XIV
  • List (one shot)
  • Hunting (one shot z predyspozycjami do serii...)
  • Moon Child (mega shot na podstawie filmu o tym tytule)
  • Defection (miniaturka)
Pairingów wam nie zdradzę... Ot tak, by była niespodzianka ;D A tego, co szykuję dla was w Liście na pewno nikt się nie spodziewa... KTOŚ MNIE ZA TO ZABIJE. Żeby jednak otrzymać łagodniejszy wymiar kary powiem, że jest to shot na zamówienie...xD Wszelkie zarzuty w kierunku Kaki!
W sumie skoro jeszcze mam nieco czasu i właściwie pokończyły mi się pomysły na kolejne opowiadania mogłabym pokierować się waszymi sugestiami... Jeśli więc mielibyście jakieś szczególne zachciewajki odnośnie pairingów lub klimatu w jakim opowiadanie miałoby być utrzymane - piszcie w komentarzach, może uda mi się coś spłodzić :)
I jeszcze jedna mała informacja na koniec - rozdział Abyss został już napisany, więc opublikuję go tak szybko, jak się da (w weekend postaram się go odesłać becie). Jest to jednak jeden z ostatnich epizodów! A przynajmniej w obecnym zarysie przewiduję, że opowiadanie nie będzie miało ich więcej niż 20, w zależności od tego, jak będzie mi się pisać~


P.S. W najbliższym czasie planuję czystki, więc niektóre ze śmieciowych postów zostaną pokasowane z bloga...
P.S.2 Ostatni rozdział Abyss wam się chyba na prawdę bardzo nie spodobał, bo jest pod nim niezwykle niska frekwencja.. T^T

piątek, 30 sierpnia 2013

Zapychacz x2

Czyli... Jaaj, już 5000 wyświetleń na blogu *^*
Dobra, przyznaję, po prostu mi się nudzi xD
Łapcie kilka zdjęć~!






sobota, 24 sierpnia 2013

Abyss XIV

Łapcie wyczekiwany rozdział. Moja beta go nie pochwaliła i uznała, że powinnam go z niektórych elementów okroić. Początkowo miałam nawet zamiar się do jej uwag dostosować, bo jej argumenty były słuszne, ale później przeglądając notatki dotyczące następnego rozdziału uznałam, że straciłby on wówczas sens, a jego początek mam już napisany... Pozostawiłam więc wszystko tak, jak było w pierwotnym zarysie, w pełni przygotowana na słowa krytyki z waszej strony, które zapewne nadejdą ;)
Z tego miejsca pragnę też przeprosić za zwłokę. Rozdział jest gotowy już od ponad tygodnia i leżał sobie grzecznie u bety aż do wczoraj i pewnie mogłabym go nawet odebrać wcześniej, gdybym ładnie poprosiła Yuuki o pośpiech ale i tak nie miałabym go kiedy opublikować, bo nie było mnie do czwartku w domu.

Przy okazji... Moja kochana Aoi ♥ założyła takie śmieszne coś [śmieszne coś] xD 

Na koniec chcę też poinformować, że z przyczyn niezależnych ode mnie jestem zmuszona zawiesić bloga na czas nieokreślony.
Wczoraj spalił mi się laptop i kolejnego nie będę miała dopóki na niego nie zarobię. Z racji tego, że jestem w klasie maturalnej - nie mam czasu na pracę, więc możliwe, że nie będę go miała aż do wakacji. Tych normalnych, nie pomaturalnych. Chyba, że zbiorę ładne prezenty na imieniny, pod choinkę i na urodziny x.x"
Nie oznacza to jednak, że zaniecham pisania. Przez cały ten czas będę się starać dalej rozwijać fabułę opowiadania i notować wszystko skrupulatnie w telefonie czy na kartkach. Z tym, że nie będę tego miała jak publikować. Postaram się jednak raz na jakiś czas robić aktualizacje bloga z laptopa taty lub u którejś z przyjaciółek. Będzie to jednak mocno utrudnione...

A tymczasem rozkoszujcie się jednym z już chyba ostatnich rozdziałów Abyss~!

Enjoy...


Szedłem prosto przed siebie, nie przejmując się kompletnie niczym. Po tylu wylanych łzach, uczuciowej furii i pędzących z zawrotną prędkością wspomnieniach, mój umysł przesłoniła mętna tafla, która nie pozwalała mi się na niczym skupić. Kroczyłem więc tępo, przedzierając się przez nieznane mi uliczki otaczające ścisłe centrum i nie wiedząc, co ze sobą uczynić. Nie pamiętam kiedy ostatni raz dałem się tak mocno ponieść emocjom.
Za to właśnie kochałem to miasto - pełna anonimowość. Mogłem ryczeć na środku drogi, a i tak nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Bez makijażu i tak była niewielka szansa na to, by ktoś mnie rozpoznał.
Maszerowałem więc dalej, raz po raz zmieniając tempo. Po jakimś czasie, powoli dochodząc do siebie, zacząłem obserwować wystawy sklepowe, oferty poszczególnych barów i restauracji. Większości tych stoisk nawet nie kojarzyłem, mimo tego, że przemierzałem tę drogę setki razy w drodze do pracy.

Swoją wędrówkę zakończyłem dopiero późnym wieczorem, zatrzymując się w dobrze mi znanej kawiarni. Odkąd pamiętam mieli tu przepyszne herbaty i cudowne kremówki. Ogólnie nie przepadałem za słodyczami, ale dla nich zawsze robiłem wyjątek. Poza tym, podobno cukier poprawia humor. Warto było spróbować. Teraz każde wsparcie było dla mnie cenne.
Zająłem miejsce przy jednym z dwuosobowych stolików w rogu pomieszczenia. Zawsze przy nim siadałem, bo było odgrodzone od reszty kawiarni tak, że nikt nie mógł zakłócać mojego spokoju i wścibsko mi się przyglądać, zaś ja sam mogłem spokojnie obserwować, co dzieje się wokół i za wielką szybą, stanowiącą front kawiarni.
Kelnerka jedynie z uprzejmości spytała, czy chcę zamówić to, co zawsze, czy może mam ochotę skosztować ich nowych wypieków. Wiedziała, że odmówię eksperymentów. Nigdy nie robiłem wyjątków. 

Czekając więc na swą Białą Królową (w domyśle - nazwa herbaty) zacząłem jeszcze raz z wolna i w spokoju nad wszystkim się zastanawiać. Zacząłem od porannego incydentu. Zanim cokolwiek zrobię, powinienem się zorientować, ile tak naprawdę Kisa widział i co zdążył mu już wyjaśnić Hizumi. Może jednak wcale nie było tak źle? W końcu nie miałem pojęcia, jak długo tam stał. Może trafił na sam moment, gdy Hizumi wstał już z łóżka? Chociaż… Tak właściwie nawet nie słyszałem, kiedy otworzył drzwi, więc możliwe, że wszedł do pokoju jeszcze zanim się obudziłem… Chłopiec jednak wie, że przyjaźnimy się od „x” lat, i że niewiele jest u nas skrępowania względem siebie. Sam jest gejem, więc na pewno nie wzbudziło to w nim też obrzydzenia. Chyba, że widok facetów po 30-ce już tak atrakcyjny nie jest jak ten jego ćwierćmózgi Masamura... Ale cóż ja na mój wiek poradzę? Aż tak skończoną divą nie jestem, by wstrzykiwać sobie botoks w buźkę, jak nasz kochany perkusista, a i siłownia nigdy zbyt kusząca dla mnie nie była. Wystarczy, że wyciskam z siebie siódme poty na próbach, a podczas koncertów mam jeszcze saunę w gratisie.
Najbardziej zastanawiało mnie jednak, dlaczego dzieciak mnie spoliczkował..? Były dwie opcje. Albo uznał, że chcę się zabawić Yoshidą i chciał mi uzmysłowić, że zachowałem się jak dupek, albo, co niestety wydaje mi się bardziej prawdopodobne, uznał, że... Próbuję mu odbić faceta. Problem w tym, że to nie ja go pocałowałem, a on mnie! 

Och, a to kolejna zagadka do rozgryzienia. Dlaczego, do jasnej cholery, ten przeklęty idiota to zrobił?!Fakt, spaliśmy ze sobą. Raptem kilka razy w życiu, w dodatku całe wieki temu, ale ze sobą spaliśmy. Po tych wypadkach jednak nigdy więcej żadne z nas do tego nie wracało! Zachowywaliśmy się, jakby nic się nie stało. Nie dochodziło między nami do żadnych dwuznacznych sytuacji, nie prawiliśmy względem siebie żadnych czułostek i nie mówiliśmy w swym kierunku słodkich słówek. Było po prostu tak, jak zawsze. Teraz jednak było inaczej. Dlaczego? Bo na pocałunku się skończyło. Och, nie to, żebym w tamtej chwili rzeczywiście miał ochotę przelecieć swojego najlepszego przyjaciela. W żadnym wypadku. Tylko nigdy do czegoś takiego nie doszło. Ten gest był… Nie, to stanowczo nie było na pocieszenie. Gdyby chciał mnie pocieszyć zrobiłby zupełnie inną minę… Nie byłoby w niej tyle… Goryczy.

OCH! Koniec, do jasnej cholery!
Im dłużej nad tym myślałem, tym mniej rozumiałem...
Została jeszcze jedna sprawa, ale o niej myśleć z kolei nie chciałem. Te dwie poprzednie dostatecznie rujnowały mi humor. Dla tej ostatniej szkoda mi było swej głowy.

Sączyłem z wolna napój, raz po raz przegryzając go kawałkiem ciasta.Zbliżała się 22, więc musiałem ulotnić się z przytulnego gniazdka. Wówczas moje myśli zaczęło zaprzątać coś zupełnie innego... Gdzie powinienem podziać się na noc?
Opuściłem mieszkanie w tempie ekspresowym, kompletnie nie zastanawiając się nad tym, czy brać portfel, czy nie.Miałem tylko kilka drobniaków zachomikowanych w kieszeniach kurtki, więc o wynajęciu hotelu nie było mowy. Nie mogłem też pójść do baru, bo jakby zauważyli, że nic nie zamawiam, to by mnie wyprowadzili, a po zapłaceniu tu rachunku byłem spłukany. Poza tym, miałem na sobie wczorajsze spodnie i wygnieciony od spania T-shirt. Nikt by nawet na mnie spojrzał, co dopiero o postawieniu drinka mówiąc… Ech, przykry los szarego człowieka.
Włączyłem telefon, z którego wcześniej wyjąłem baterię, by nikt nie zawracał mi głowy. Wibracje co kilka sekund mnie tylko bardziej irytowały. Nie chciałem się z nikim kontaktować. Nie chciałem słyszeć nikogo, kto mógłby chociażby w najmniejszym stopniu sprowadzić mnie na ziemię i dobitniej uświadomić rzeczywistość.
Na samym wstępie powitały mnie komunikaty z poczty głosowej. 37 nieodebranych połączeń od Hizumiego, 14 od Tsukasy, 21 od Karyu i... Ponad 50 od Kisy. Pewnie pomyślał, że to z jego winy uciekłem. Tak naprawdę jednak tylko dolał oliwy do ognia… Nie powinien czuć wyrzutów z mojego powodu… Przynajmniej nie do przesady.
Odebrałem kolejnego sms'a - Tatsuro. Dzwonił 6 razy. Pewnie i jego poinformowali, że zaginąłem.
...albo po prostu miał interes. Zawsze dzwonił wtedy, gdy miał do mnie biznes lub chciał wyjść na... Piwo. VICTORIA!
Wybrałem numer mężczyzny i przyłożyłem telefon do ucha, wsłuchując się czujnie w sygnał oczekiwania.
-SHIMIZU! - wykrzyczał do słuchawki, zanim zdążyłem zareagować. - Ty cholerny draniu! Nie masz pojęcia, jak się wszyscy o Ciebie martwili! Yoshida z tym Twoim dzieciakiem omal sobie wszystkich kłaków nie powyrywali z nerwów! Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz! Nawet mi żyć nie dali... Pierwszy dzień urlopu po trasie, a już mi się wszyscy na łeb próbują zwalić! Mam nadzieję, że masz dobre wyjaśnienie, bo jak nie, to Ci kop...
-Zamknij się.
-Słucham?
-Zamknij się. Jesteś w domu? Jest ktoś u Ciebie? Jeśli nie, to zaraz będę. Tylko ani słowa chłopakom. Nie chcę się z nimi widzieć. Ani ich słyszeć. Zrozumiano? - warknąłem do słuchawki, kierując się w stronę jego apartamentowca.
-Ale wyjaśnisz mi wszystko, jak już będziesz..? Bo jak nie, to dzwonię...
-Jak zadzwonisz, to mnie przez najbliższy rok nie znajdziecie. - Chwila ciszy.
-Jasne. Przychodź szybko. - Powiedział, kapitulując.


Odnalazłem właściwe drzwi na ostatnim piętrze niezbyt wysokiego budynku i zapukałem. Otworzył mi oszołomiony właściciel.
-Hej! Co ty do chole...
-Najpierw daj mi ręcznik i coś do przebrania. - Potrząsnąłem głową, strzepując z niej kropelki deszczu, który mnie dopadł tuż przed wejściem do budynku.
Zdjąłem przemoczony t-shirt i bez żadnego skrępowania przeszedłem do salonu, rozsiadając się na kanapie, jakbym był u siebie. Po chwili Tatsuro przyniósł mi wyproszone wcześniej rzeczy. Wytarłem się i zarzuciłem sobie ręcznik na ramiona, by woda z włosów mogła sobie na niego swobodnie skapywać. Wstałem i szybkim krokiem przeszedłem do kuchni w poszukiwaniu piwa.
Mężczyzna zatrzymał się w progu pomieszczenia i oparł o futrynę, przyglądając mi się uważnie.
-To dowiem się, co się takiego tam stało? Bawisz się w Hizu i przed nim uciekasz, jak on przed Tobą? - spojrzałem na niego pytająco, nie wiedząc, o czym mówi.
 - Och... Jasne... Czyli jesteś na tyle ślepy, by przez te wszystkie lata tego nawet nie zauważyć. Czyżby teraz on bawił się w nadopiekuńczą mamusię? Przesadna ilość rodzicielskiej miłości w niego wstąpiła? - warknąłem ze złości, zaciskając mocno dłoń na, dopiero co wyjętej, puszce.
- Już dobra, nie denerwuj się tak... - podniósł pojednawczo dłonie i wycofał się do pokoju.
-To z łaski swojej przestań kłapać jadaczką. - Uciąłem.

Wróciłem do salonu i zająłem miejsce obok mężczyzny, otwierając upragniony trunek. Pierwsze pół puszki wypiłem duszkiem. Byłem spragniony i... Szczerze mówiąc to była jedna z tych nielicznych chwil, w których marzyłem o tym, żeby się zalać w trupa i następnego dnia nic nie pamiętać. Żyć w błogiej nieświadomości. Przynajmniej przez tych kilka pięknych godzin w trakcie snu i zaraz po przebudzeniu.
-Zwolnij, bo nam piwa zabraknie... - sarknął mężczyzna.
-Jeśli sprowadzisz tu całą dyskotekę to na pewno. - Odgryzłem się.
Tatsu zawsze miał w domu zapas alkoholu, którego nie powstydziłby się nawet najlepszy klub w okolicy. Począwszy od siurowatego piwska, przez dobre wermuty i luksusowe wina, aż po importowaną wódkę. Tego ostatniego osobiście wolałem unikać... Niejednokrotnie podczas europejskich tras widziałem, jak po tym świństwie cierpiał Tsukasa. Ja jednak aż takim masochistą nie byłem i wolałem zakatować swój pęcherz starym dobrym Asahi...

Mój gospodarz pozwolił mi wypić w spokoju jeszcze jedną puszkę, po czym kolejną brutalnie wyrwał mi z ręki, odstawiając ją na stół.
-Zanim zaczniesz się zataczać, a twoja zdolność mówienia cofnie się do poziomu 2-latka powiedz mi, co się stało. Dlaczego kryjesz się przed zespołem? I dlaczego chcesz się uchlać? - aż tak to widać..? Spojrzałem na niego zdziwiony, ale nie miałem siły protestować.
Streściłem mu całą historię, począwszy od pogrzebu Kimiko. Nie wiem, dlaczego zacząłem od tak odległych faktów, ale dopiero w tamtym momencie uświadomiłem sobie, że przez ten cały czas nie miałem okazji się nikomu wyżalić. Gdy zbliżałem się do wydarzeń z wczorajszego dnia moje policzki były już całe mokre od łez, a kolejne dwie puszki leżały puste obok kanapy. Sięgałem po kolejną, już i tak mocno przyćmiony przez alkohol, a Tatsuro słuchał, nie przerywając mi ani na sekundę i tylko kiwał ze zrozumieniem głową, dając tym samym znak, że mogę liczyć na jego wsparcie.
Znałem go od gimnazjum. Nie ufałem mu wprawdzie w aż takim stopniu, jak Yoshidzie, ale jego również bez wahania mogłem teraz nazwać przyjacielem. To on był ze mną w najtrudniejszym momencie  mojego życia i to on, choć bezskutecznie, próbował pomóc wyrwać mi się z bagna, w które wpadłem nie z własnej winy.
Nie zwierzałem mu się nigdy z tych najbardziej istotnych spraw. Zawsze mówiłem tylko ogólnikami. Dzisiaj jednak wiedziałem, że to jedyna osoba, której mogę powierzyć wszystkie swoje rozterki.

Gdy zacząłem opowiadać o poranku - o tym, jak Kisa widział mnie całującego się z Hizumim i o tym, jak mnie po tym spoliczkował - zmierzył mnie tylko współczującym spojrzeniem, po czym po prostu mnie przytulił, pozwalając mi płakać w swoją koszulkę.  Ja jednak nie byłem już w stanie odpowiednio trzeźwo ocenić sytuacji. Dla mnie to było niemal jak zaproszenie. Musiałem odreagować. Właśnie po to do niego przyszedłem, więc gdy tylko znalazłem się w ramionach mężczyzny przypomniały mi się czasy, gdy mieliśmy ze sobą romans. I jakoś tak nie wiedzieć czemu nabrałem ochoty, by powtórzyć to, co kiedyś między nami było. A było między nami dużo… I niejednokrotnie wielu rzeczy żałowałem. Zwłaszcza wówczas, gdy przez kilka dni z rzędu nie byłem w stanie chodzić, czy chociażby usiąść. Teraz kierowały mną jednak niezwykle puste pobudki. Pożądanie i chorobliwa chęć niemyślenia.
Odsunąłem się od niego na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy, po czym ostrożnie przybliżyłem swoją twarz do jego. Nie odsunął się. Postąpiłem więc krok dalej, smyrając go nosem w policzek tak, by nasze usta znalazły się niezwykle blisko siebie. Objął mnie nieco mocniej w pasie, ale jego mina nie uległa najdrobniejszej modyfikacji. A przynajmniej nie na dobre. Wydawał się teraz bardziej surowy. Trochę mnie to zirytowało, więc na powrót się odsunąłem i spojrzałem na niego z miną naburmuszonego dzieciaka. Zachichotał cicho na ten gest, wyraźnie łagodniejąc, a następnie sam nachylił się nade mną, muskając delikatnie moje wargi. Ja jednak teraz postanowiłem grać dalej. Odwróciłem się, nadal udając obrażonego. O nie. Teraz musisz mnie obłaskawić.
Westchnął głęboko, po czym przysunął się i delikatnie objął mnie w pasie, składając czuły pocałunek na mojej głowie.
-Przepraszam, że nie mogę zrobić nic więcej, niż tylko cię wysłuchać, Michi-chan… - szepnął w moje włosy i oparł głowę na moim ramieniu. Nie musiałem długo czekać, by na swojej szyi poczuć kilka delikatnych pocałunków. Sunął wargami w górę, wzdłuż mojej szczęki, aż w końcu dotarł do moich ust. Poddałem się i odchyliłem lekko do tyłu, by ułatwić mu do nich dostęp. Zatraciłem się w jego ustach, zaniechując walki o dominację. Całkowicie oddałem się jego kontroli.

Usadził mnie sobie na kolanach, a ja zarzuciłem mu ręce na szyję. Oderwał się ode mnie na chwilę.
-Może przeniesiemy się w wygodniejsze miejsce? - zaproponował, po czym nie dając mi dojść do słowa na powrót wpił się w moje usta. Tym razem znacznie ostrzej.
Jęknąłem cicho, a on złapał mnie za biodra unosząc do góry. Oplotłem go nogami wokół pasa i dałem mu się zanieść do sypialni.
Czułem, jak coraz bardziej odpływałem. Alkohol i cielesne doznania robiły swoje.
Tatsuro zaczął błądzić dłońmi pod moją koszulką, a gdy tylko dotarliśmy do łóżka rzucił mnie na nie i bez żadnych ceregieli mnie jej pozbawił.
Na powrót przyciągnąłem go do pocałunku, jednocześnie siłując się z guzikami u jego koszuli. Po jakimś czasie doszedłem jednak do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu, więc po prostu je poodrywałem mocnym szarpnięciem za poły materiał.
Tatsu zamruczał mi w usta z aprobatą, gdy tylko to uczyniłem i sam, by zbytnio nie przedłużać, zabrał się za moje spodnie. Gdy udało mu się z nimi uporać przyjrzał się uważnie mojemu ciału. Wyglądał, jakby chciał mnie pożreć. Był cały rozpalony. Uznałem, że chyba w owej sytuacji powinienem się zawstydzić, jednak zamiast tego zagryzłem figlarnie wargę, prowokując go tym samym do dalszego działania. Nie potrzebował dodatkowej zachęty. Przyssał się ustami do mojej szyi, w niektórych miejscach ją przygryzając, w innych zostawiając wilgotne ślady, a jeszcze inne tylko lekko muskając. Jego palce wodziły wzdłuż moich boków i klatki piersiowej, a ja czułem coraz większe podniecenie.
Szarpnąłem go za włosy i ucałowałem krótko w usta.
-Skończ... Się już... Bawić... - wydyszałem.
Spojrzał na mnie lekko zaskoczony, ale nie protestował. Załapał, na co mam ochotę i postanowił się całkowicie do tego dostosować. Zrzucił z siebie resztę garderoby, po czym zdjął mi bokserki i uśmiechnął się niemal wrednie.
-Jak sobie życzysz... – oblizał łakomie wargi.
Wrzasnąłem z bólu, gdy wszedł we mnie bez żadnego ostrzeżenia, od razu do końca, a on napawał się tym widokiem jak urzeczony. Do oczu napłynęły mi łzy. Ból nie był aż tak okropny. Ostatnimi czasy zdążyłem się jednak odzwyczaić w ogóle od seksu, a co dopiero od bycia na dole...
Och błagam, tylko jemu kiedykolwiek w swoim życiu pozwalałem na takie igraszki. Kompletnie jednak wyleciało mi z głowy, że ten facet lubi się zabawiać ze swoimi kochankami tak samo ostro, jak ja... Hizumi był o wiele łagodniejszy mimo, iż robiliśmy to samo…

Odczekał chwilę przed kolejnymi ruchami, dając mi się nieco ze sobą oswoić, scałowując w międzyczasie w niemal czułym geście łzy z moich policzków.
-Taka abstynencja ci nie służy, kochanie... - wyszeptał wprost do mojego ucha, liżąc i przygryzając jego płatek w prowokującym geście.
-A ty znowu sie opierdalasz... - wysapałem, gryząc go w szyję i poruszając biodrami na znak, że ma się wreszcie wziąć do roboty. Zachichotał krótko.
-Skoro tak uważasz. - Przycisnął mnie do materacu, wpijając się w moje wargi, by maksymalnie stłumić mój głos i zaczął się we mnie szybko i gwałtownie poruszać. Na początku były to bardzo chaotyczne ruchy, pełne brutalności, za co nagrodziłem go poharataniem wargi. Z czasem jednak dostosowaliśmy się na wzajem do swojego tempa.
Obraz coraz bardziej zaczął mi się rozmazywać. Zbawienna mocy alkoholu… Nie byłem wstanie myśleć już kompletnie o niczym innym, niż na moim kochanku.


Przez całą noc towarzyszył nam jednak aromat naszej krwi i ból. Tym razem już tylko fizyczny...

czwartek, 8 sierpnia 2013

Abyss XIII

Obiecałam wam jeszcze dwie notki... Z racji tego, że są one krótkie, a wy i tak już jesteście na mnie za to wściekli postanowiłam, że je scalę i dodam na raz jako rozdział XIII. Na kolejny jednak będziecie musieli trochę poczekać, ponieważ jest w trakcie pisania i trochę mi się z tym zejdzie pewnie... Jestem właśnie przy najtrudniejszej dla mnie do opisania części i średnio mam na nią pomysł, bo nie chcę przedobrzyć, żeby później nie było jakiś niedomówień T^T
Jeśli się z nim nie wyrobię w przeciągu tygodnia dodam wam coś w zamian (mam jednego napisanego shota i jednego napoczętego ^^ )
Cóż, przemilczę fakt, że to się miało pojawić dopiero jutro... Nie chcę sobie u was jeszcze bardziej nagrabić...xD A stawiam, że i tak zginę za ten rozdział o.o A tak w ogóle... SPOILERUJECIE MI! Nie wiem jak to robicie, ale mi spojlerujecie coś, co ledwo zdążę napisać...xD

Enjoy~! 


Obudziło mnie łaskotanie w kark. Machnąłem ręką i spróbowałem odwrócić się na drugi bok. Bezskutecznie. Po kilkuminutowej szarpaninie z pościelą i chęci wyrwania się z objęć Morfeusza, który usilnie starał się zatrzymać mnie w swej krainie, usłyszałem coś, co śmiało można by nazwać mruczeniem. Zamrugałem kilkakrotnie, bardziej przytomniejąc. Znowu ten sam dźwięk. I dziwne poruszenie za moimi plecami. Spróbowałem raz jeszcze się przekręcić, zrzucając z siebie kołdrę, gdy uświadomiłem sobie, że... Ktoś mnie obejmuje. Powierciłem się jeszcze przez chwilę, czując się niezwykle niekomfortowo w owej sytuacji i usiłując przypomnieć sobie, kto to może być. Lub chociaż dostrzec twarz delikwenta. Poczułem, jak ów mężczyzna - bo bez wątpienia były to męskie dłonie - potarł nosem o mój kark, po czym znów zamruczał. Zrobił to niezwykle subtelnie.
Myśl, Zero!
Nie... To bez sensu. Jedyna osoba, która mogłaby to być to... Hizumi. Jak ja nienawidzę tych kilku cholernych minut zaraz po przebudzeniu! Ech... Moje zdolności koncentracji są wówczas równe... Zeru.
O ironio.
Połaskotałem mężczyznę, chcąc by się obudził i ode mnie odsunął, mając jednocześnie nadzieję, że to mój przyjaciel, a nie wynajęta przez kogoś dziwka lub, co gorsza, Kisa. Nie dziwcie mi się, że przyjmowałem do świadomości tak różne warianty rzeczywistości. Niejednokrotnie zdarzało mi się budzić we własnym łóżku z kimś, kogo nie znałem, po imprezie, której nie pamiętałem i z kacem, którego zapomnieć nie sposób. Niejednokrotnie zdarzało mi się też obudzić z facetem wynajętym mi "na pocieszenie" przez moich wspaniałych towarzyszy z zespołu. Dziwne, że nigdy nie wynajmowali mi dziewczynek tylko zawsze samych facetów..! Może wtedy nie dostaliby przynajmniej okrutnej wiązanki i nie zarobiliby kilku dodatkowych, a jakże malowniczych siniaków.
Och tak... Pamiętam, jak któregoś razu Tsukasę musieliśmy ucharakteryzować na pseudogotyckie emo tylko po to, by po jednym z takich wybryków zakryć mu pod toną czerni i fioletu limo, które rozciągało się od górnej powieki aż na policzek, by fani na koncercie nie zorientowali się, że ktoś mu przyłożył. Cóż...  Jego słodziutkie 13-letnie fanki omal się nie popłakały nad 'nagłą metamorfozą swojego Tsu-chan', zaś ja... Niewiele brakowało, a również bym się popłakał. Ze śmiechu na widok jego naburmuszonej miny podczas gdy  kazali mu wyjść na scenę i zasiąść za perkusją. To były niesamowite wspomnienia...
Teraz jednak pora stawić czoła teraźniejszości.
-Hizumi... Złaź ze mnie! - warknąłem przez zaciśnięte zęby, gdy ten zarzucił na mnie nogę.
Odpowiedziało mi mruczenie. Facet, do jasnej cholery! Coś ci się w główce poprzewracało?! Mentalnie jesteś kotem, czy jaka inna cholera?! Może jeszcze zacznij sobie ostrzyć o mnie pazurki! Wybacz, kocia sierść jest mięciutka w dotyku i nie drapie tak, jak Twoje nieogolone nogi! Przepraszam, jeśli rujnuję tym samym twoje błędne marzenia, biedaku. Nawet, jeśli to robię wyłącznie w obrębie swoich rozmyślań.
Przetarłem twarz rękoma, po czym raptownie odwróciłem się w drugą stronę, lądując na przyjacielu. Próbując złapać równowagę i nie spaść z łóżka, oparłem dłoń tuż przy jego twarzy. Yoshida uchylił lekko oczy, ziewając. Popatrzył się na mnie sennie i ledwo słyszalnie powiedział:
-Kładź się spać... - po czym spróbował przekręcić się znowu na bok.
Rozsiadłem się wygodnie na jego biodrach, uniemożliwiając mu ruch.
-Obudź się wreszcie, albo Cię zaknebluję i zaraz tu wezmę. – wręcz wysyczałem, będąc wyraźnie napiętym ze zdenerwowania.
Olał mnie. Tak po prostu. Przygarnął moją dłoń do swojej twarzy, wtulił się w nią i poszedł dalej spać. Serio?! On jest niemożliwy! Ja mu grożę gwałtem, a on śpi w najlepsze w ogóle mnie nie słuchając!
Poczułem się nieco dziwnie, spoglądając na niego z tej perspektywy. Niemiłosiernie mnie jednak wkurzał fakt, że w najmniejszym stopniu się nie przestraszył tylko... Och na wszystkich przeklętych i tych w dupę kopniętych!
-Hiroshiii... - szepnąłem mu prosto do ucha. - Albo się zaraz obudzisz, albo zdejmę z Ciebie resztę ubrań i z użytkiem swoich rąk, ust i innych narzędzi oraz twoich dolnych partii ciała, ubrudzę świeżo zmienioną przez ciebie pościel w MOIM pokoju... - ostatnie słowa wysyczałem, by dać mu do zrozumienia, że chcę, by się stąd wreszcie wyniósł. Jak chce się zdrzemnąć, to niech to robi u siebie…
Poruszył się nieznacznie i popatrzył się na mnie jak na idiotę, dopiero teraz w pełni otwierając oczy i przytomniejąc. Przez chwilę miałem wrażenie, że tylko udawał, iż śpi. Tylko przez chwilę, bo gdy ona minęła nie myślałem już o niczym. A przynajmniej o niczym konkretnym nie byłem w stanie od momentu, gdy przyjaciel bezprecedensowo wpił się w moje usta.
-Przestań pieprzyć, Michi. - Spojrzał na mnie kpiąco i z odrobiną... Goryczy? O co tu do jasnej cholery chodziło? - A teraz skończ się wiercić i złaź ze mnie, albo na prawdę będziesz musiał  ubrudzić sobie świeżutką pościel. - Dodał, po czym parsknął niemal z żalem.
O. Co. Tu. Do. Jasnej cholery. CHODZIŁO?!
Teraz to ja patrzyłem na niego, jak na skończonego idiotę. Albo raczej jak idiota. Tak właśnie się czułem zanim dotarł do mnie sens jego słów. Kompletnie ogłupiały. Dopiero po chwili zareagowałem na jego słowa i zsunąłem się z jego bioder na swoje poprzednie miejsce, uwalniając go tym samym z łóżka.
Pacnął mnie lekko w głowę i szybko opuścił pokój, a ja przez kolejnych kilka minut tępo wpatrywałem się w drzwi…

...w których stał Kisa.


Wpatrywałem się w chłopca, kompletnie nie mając pojęcia, co powiedzieć. Dopiero jego widok uświadomił mi dobitnie, co tu przed chwilą zaszło i jak to wszystko musiało wyglądać z perspektywy widza. Zastanawiałem się, jak długo tam stał i ile zdołał zobaczyć. Z sekundy na sekundę czułem, jak coraz bardziej mnie to przeraża. Ale dlaczego? Przecież nigdy nie kryłem się ze swoją biseksualnością. Mieszkając z nami pod jednym dachem powinien być tego świadomy.
Miałem wrażenie, jakby czas stanął w miejscu i wwiercał mi swe ostre jak brzytwa pazury w najwrażliwsze punkty mego ciała oraz umysłu.
Znowu. Znowu zaczynało się robić coraz bardziej beznadziejnie. Najpierw wizyta tamtego psychopaty, teraz Kisa przyglądający się co najmniej dwuznacznej scenie z udziałem Hizumiego.
Błagałem w myślach, by chłopiec już wyszedł. Chciałem paść na łóżko, zakopać się w pościeli i... Płakać. Chciało mi się płakać. Tak cholernie płakać. Bezwiednie dotknąłem policzków, przekonując się, że jednak jeszcze były suche. Jeszcze. Wiedziałem, że już długo nie powstrzymam łez.  Czułem się coraz bardziej bezradny w obliczu zaistniałej sytuacji…
Wyjdź. Wyjdź. Proszę, wynoś się stąd. – błagałem w myślach, wpatrując się w niego niemal rozpaczliwie.
Podszedł do mnie szybkim i zdecydowanym krokiem. Nim zdążyłem się zorientować, jego dłoń zetknęła się z moim policzkiem. Zapiekło. Szybko zabrał rękę i odwrócił się na pięcie, wybiegając z pomieszczenia.
Pierwsze słone krople spłynęły po moich policzkach i skapnęły na me dłonie. Kolejne zaś całkowicie przysłoniły mi obraz, pozostawiając przede mną jedynie miraż jego zawiedzionej twarzy.
Gdy udało mi się skupić myśli, wstałem z łóżka, założyłem buty i wybiegłem z mieszkania, zostawiając za sobą wszystkie uciążliwe uczucia.
Powtarzałem to, co uczynił Hizumi. Zachowywałem się dokładnie tak samo. Uciekałem od problemów. Ale na prawdę nie miałem siły stawić im czoła. Wszystko działo się za szybko i za wiele rzeczy zwaliło mi się naraz na głowę. Czułem się kompletnie bezradny. Nie zdążyłem zamknąć jednej sprawy, a doszły dwie kolejne. Marzyłem o tym, by zaszyć się gdzieś w odludnym miejscu. Gdzieś, gdzie mógłbym się wyciszyć i oddać swoim przyjemnościom. Gdzieś, gdzie mógłbym na spokojnie pomyśleć i wszystko sobie poukładać. Gdziekolwiek, byle z dala od tego całego burdelu.
Byłem tak cholernie słaby, że aż zrobiło mi się wstyd za siebie. Wstyd ten jednak nie był na tyle silny, by na mnie w jakikolwiek sposób mógł wpłynąć i zmienić moje zachowanie.

środa, 7 sierpnia 2013

Abyss XII

Notka miała być w czwartek, ale to dlatego, że coś mi się dni tygodnia pomieszały, bo miała być dodana z odstępem jednodniowym .__." Dlatego też łapcie ją teraz :3 nie wiem, czy to aby na pewno środa, a już tym bardziej która jest obecnie godzina xD Zaprogramowałam ją, ale na bloggerze mam z nieznanych przyczyn czas pacyficzny nastawiony... Czyli chyba 9 godzin wcześniej, niż u nas .__." Pewności nie mam xD
Kolejną aktualizację bloga zrobię w piątek.
Z racji tego, że mnie obecnie nie ma, wasze komentarze również nie zostaną dzisiaj opublikowane. Udostępnię je dopiero po swoim powrocie (czwartkowy wieczór) chyba, że jakimś cudem uda mi się w międzyczasie dorwać do jakiegoś komputera...
Obiecałam Aoi odpowiedzieć na kilka pytań z tego całego Liebster Award, tak więc... Jeśli nie chce się wam tego czytać - przeskoczcie kilka linijek niżej od razu do opowiadania xD

1. Gdybyś była swoim ulubionym muzykiem na jeden dzień, co byś zrobiła?
   Zagrałabym koncert *^* jestem ciekawa, jak to jest smażyć się na scenie xD

2. Wierzysz w horoskopy i przeznaczenie?
  Nie i nie :3

3. Chciałabyś wyznawać jedizm?
  Eee nie jestem fanką Star Wars xD

4. Co Cię najbardziej denerwuje w ludziach?
  Monotematyczność. Przerabianie w kółko tych samych schematów jest niepomiernie irytujące. Zwłaszcza, gdy wyciąga się w nich brudy z przeszłości. Nie cierpię też użalania się nad sobą. Ludzie słabi psychicznie są bezwartościowi.

5. Jeśli ludzie dowiadują się o tym, że piszesz yaoi, jak reagują?
  Zazwyczaj albo nie wiedzą, co to jest, albo jest coś w stylu "SERIO!? I TY?! WHY?! TTT^TTT" xD Chyba, że to ktoś bardziej tolerancyjny lub lubiący poczytać... Wtedy słyszę tylko prośby o podanie linka xD

6. Wygrałaś na loterii 50 tys. zł. Co z tym zrobisz?
  Najpierw kupuję nową, porządną gitarę i wypasiony piec, później kilka najważniejszych dla mnie płyt, a resztę... Odłożyłabym na "czarną godzinę". Sądzę, że zostałoby mi z tego jakieś 20-30k tylko...xD

7. Wierzysz w UFO?
  Nie.

8. Masz do wyboru następujące środki transportu: miotła, latający dywan, proszek Fiuu. Co byś wybrała i dlaczego?
  Latający dywan... Można się na nim wygodnie rozłożyć i nic ci się nie wbija w krok *^* xD

9. Zakładając, że jesteś wierząca; gdybyś miała możliwość zadania Bogu 3 pytań, o co byś zapytała?
  Trudne pytanie, bo ciężko mi się wczuć w rolę osoby wierzącej właśnie... Ale sądzę, że przynajmniej jedno z pytań dotyczyłoby w jakiś sposób śmierci. Jestem z lekka niepoprawnie nią zafascynowana (co nie oznacza, że spieszy mi się umierać! O_O ). Intryguje mnie na przykład to, co się dzieje z człowiekiem, gdy jego żywot się zakończy. Reinkarnacja? Duchy? A może absolutne nic? Pustka?

10. Co wolisz? Zombie czy wampir i dlaczego.
Wampiry...xD One się przynajmniej nie rozkładają i nie gniją xD Poza tym są jakieś takie bardziej... Poetyckie.

11. Chciałabyś być czarodziejem?
  Tak. Nie wiem dlaczego zawsze intrygowała mnie perspektywa władania żywiołami *^* To chyba wynika z mojego uwielbienia dla Storm z serii X-man .__."


A teraz zapraszam do lektury!

~*~
Odwróciłem się na drugi bok i ze zdziwieniem odnotowałem, że tuż przy mnie wtulony w poduszkę leży Hizumi. Faktycznie... Ostatnie, co pamiętałem wczorajszych zdarzeń, to to, że wypłakiwałem się w koszulkę przyjaciela. Później poczułem się odrobinę znużony. Yoshida musiał to zauważyć i pewnie chciał zostać aż do momentu, gdy będzie pewny, że śpię i sam padł razem ze mną. Cieszyła mnie jego troska. Martwiłem się jednak tym, jak całe zajście wytłumaczyć Kisie. Nie mogliśmy go zostawić bez wyjaśnień. Bądź co bądź, wyglądało to dość podejrzanie i dziwnie.
Hizumi na pewno by sobie z tym poradził, jednak nie chciałem go tym obarczać.
Ledwie sprawy w moim prywatnym życiu zaczęły się układać, a już pojawiły się kolejne komplikacje i wszystko znowu zaczynało się pieprzyć.
Niektórych ludzi z chęcią posłałbym do samego diabła, gdyby ktoś mi udowodnił, że takowy istnieje. Byle tylko nie musieć więcej ich widzieć.
Spojrzałem jeszcze raz na Hizu. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jego zabawną minę i sam na powrót ułożyłem się na poduszkach. Po chwili przyszedł sen, a wszystkie rozmyślania rozpłynęły się, zastąpione wyblakłymi obrazami z mojej przeszłości.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Abyss XI

Przepraszam za poślizg... Miałam dodać notkę wcześniej, ale nie byłam w stanie z przyczyn technicznych.
Następna notka pojawi się w czwartek wieczorem. Będzie ona jednak jeszcze krótsza niż ta, dlatego tak krótki odstęp czasu. Jeszcze kolejną postaram się dodać w sobotę wieczorem :)
Miałam wam tu coś napisać, ale nie pamiętam co ;.;
Przy okazji widzę, że Aoi mnie nominowała do jakiegoś Liebster Award > <" wybaczcie kochani, ale nie łapię się w tym wszystkim, jestem początkująca w tym fachu... Dziękuję, złotko, ale dla mnie to jak zwykły łańcuszek i nie wiem, mimo Twojego opisu, co by miało to na celu ^^"
Łapcie Zerosia i zapraszam do lektury :)

~*~

-ro... Zero! MICHI! - krzyczał do mnie przyjaciel, podczas gdy ja bezwiednie wpatrywałem się w osobę stojącą naprzeciw mnie, która w żelaznym uścisku trzymała mój nadgarstek.
Miałem ochotę rzucić się na tego mężczyznę, rozwścieczony samą jego obecnością w tym miejscu. Po jaką cholerę on tu w ogóle przyszedł?!
-Michi, powinniśmy wracać do domu... - powiedział cicho mój przyjaciel, łapiąc mnie delikatnie za ramię i próbując odciągnąć.
Chciałem, żeby mnie stąd zabrał. Chciałem, by zaprowadził mnie jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od tej paskudnej gęby, która stała tuż przede mną, zatruwając mój umysł przeklętymi obrazami, które już dawno zdążyłem zakopać gdzieś na dnie swej podświadomości.
-Chodź, Michi - Rzekł i bez jakichkolwiek ceregieli pociągnął moją dłoń, wyrywając ją z objęć intruza i rzucając mu przy tym co najmniej nienawistne spojrzenie. Na mnie zaś popatrzył z czymś na wzór żalu wymieszanego ze współczuciem.
Poszliśmy do domu. Dopiero po przekroczeniu drzwi uświadomiłem sobie, że cały czas wściekle zaciskałem szczęki. Rozluźniłem je nieco, by zaraz potem zacząć nerwowo przygryzać wargę.
-Kisa, mógłbyś pójść do swojego pokoju..? - spytał opanowanym głosem Hizumi.
-Mhm – pokiwał głową, zostawiając nas samych.
Hiroshi pociągnął mnie w kierunku mojego pokoju, posadził na łóżku i cofnął się, by zamknąć za nami drzwi, po czym sam usiadł koło mnie. Po chwili przyglądania mi się w niezmąconej ciszy, przysunął się nieznacznie i przytulił mnie. Tak po prostu. Lekko, jak matka syna. Tak się właśnie poczułem. Jak głupi bachor. Chciałem mu przyłożyć, ale po krótkiej analizie sytuacji uznałem, że wyżywanie się na nim byłoby najgłupszą rzeczą, jaką mógłbym w tamtym momencie zrobić.
-Musiał mieć ważny powód, by się tu pojawić. - szepnął w moje włosy, pozwalając mi jednocześnie wtulić twarz w swoją szyję. Zacisnąłem pieści na kołdrze, by zaraz je rozluźnić i objąć przyjaciela w pasie. Tak bardzo go potrzebowałem. W takich chwilach uświadamiałem to sobie w najbrutalniejszy sposób. On zawsze tak doskonale mnie rozumiał. Zawsze wiedział, jak się ze mną obejść, gdy jest mi źle. Zawsze perfekcyjnie odczytywał zmiany w moim zachowaniu. Zawsze idealnie odgadywał moje emocje. Jednocześnie nigdy o nic nie pytał. Nigdy nie musiałem mu nic tłumaczyć. Po prostu przy mnie trwał. I za to byłem mu dozgonnie wdzięczny.
Przytulił mnie do siebie mocniej i dopiero wówczas zorientowałem się, że płaczę. Nie wiedziałem teraz jednak, czy to ze względu na tamtego faceta, czy przez konkluzję, do jakiej właśnie doszedłem.
Poczułem się tym zażenowany, ale nie miałem ani siły ani chęci czegoś z tym zrobić. Po kilku minutach poczułem się senny. Moje myśli na powrót stały się puste i wyprane z jakichkolwiek emocji. Zupełnie jak dawniej. To było takie... Przyjemne. Takie znajome. Takie... Normalne.


Obudziłem się w środku nocy. Po oczach biły mnie jarzące się cyfry z elektronicznego budzika, stojącego na szafce nocnej tuż obok mnie. Zza nieprzysłoniętych zasłonkami okien widać było jasne światła miasta. Piękna złota aura. Przez pierwszych kilka minut czułem się odrobinę zdezorientowany, więc poddawałem się urokowi tej poświaty, z wolna dochodząc do siebie. Dopiero po chwili zacząłem sobie przypominać wszystko z wczorajszego popołudnia.
Tamta paskudna gęba przeżerała się przez cieniutkie ścianki mojego umysłu. W przeciwieństwie jednak dotartej chwili, wściekłość i żal nie przyszły. Trwałem w idealnym spokoju.


wtorek, 30 lipca 2013

Nigdy więcej! - one shot urodzinowy - Zero ♥

Yoshi! Tsuu wróciła z wakacji z zestawem nowych dziwactw. Przez ostatni tydzień trochę mi wena dopisała, więc mam dla was kilka stroniczek tekstów wszelakich. Dwie miniaturki i nieco Abyss :)
Co do tego ostatniego - rozdziały opublikuję w nieco dziwny sposób. Słowa układały mi się w ten sposób, że wyszło z tego jak na razie 5 części.Cztery pierwsze są jednak bardzo krótkie, dlatego postanowiłam, że wyślę becie wszystkie na raz i będę je publikować z odstępami jednodniowymi. Na ostatnią poczekacie trochę dłużej, bo muszę ją dokończyć (spodziewam się, że będzie miała wymiary moich zwyczajowych rozdziałów - około 4 stron, bo już ma 3), a w międzyczasie chcę wam opublikować jeszcze drugiego shota :) tak dla lekkiego urozmaicenia, bo ileż można w kółko o tym samym, nie? ^^

A teraz do rzeczy ;D
Jak zapewne większość z was wie, Zero ma jutro urodziny! Yay! A właściwie uwzględniając japońską strefę czasową... Już je ma *^*
A więc - OTANJOBI OMEDETO GOZAIMASU, ZERO-SAN! ♥

...a w ogóle to jest tak poryte, że w sumie to odradzam czytanie xD
A w ogóle wasza genialna Tsuu sformatowała dysk na kompie, 
zapominając uprzednio, że połowy zdjęć nie ma na dysku zewnętrznym
i tracąc wszystkie własnoręcznie obrobione samojebki Zero,
które mu osobiście ukradła z ameblo D:

~*~

A teraz, drogie dzieci, zamknijcie oczka i słuchajcie, jak wam droga babcia Tsuu opowiada bajkę. Drogie dzieci… Zamknijcie też uszy, by bajka ta nie przyprawiła was o mdłe koszmary…
-Ciiii! Cicho!
-Sza! Nie ghjklsdf...
-Ale podgajsjscież!
-Nie, jest ogfafabsbmiesz?!
Zza zamkniętych na klucz drzwi studia Zero dobiegły niewyraźne szepty.
Od rana bolała go głowa i nie mógł się na niczym skupić. Dzisiaj wypadały jego urodziny, więc korzystając z tej sposobności, dzień wcześniej znajomi wyrwali go na imprezę.
Mocny kac będzie mnie męczył najbliższy tydzień... - pomyślał.
Przejechał kartą magnetyczną wzdłuż urządzenia zabezpieczającego i pociągnął za klamkę.
Zastała go nieprzenikniona ciemność i głucha cisza. Mógł przysiąc, że jeszcze chwilę wcześniej słyszał dobiegające stąd pomruki... Nie dał się jednak swemu zaniepokojeniu i przełamując obawy postąpił kilka kroków do przodu. Zamknął za sobą drzwi i wymacał na ścianie włącznik światła. A przynajmniej miał nadzieję, że to włącznik światła, bo był jakiś dziwny w dotyku... Jakby guziczek doczepiony do czegoś miękkiego. Te wrażenia zrzucił jednak na jeszcze zbyt dużą ilość alkoholu we krwi.
Nacisnął włącznik - nic się nie stało. Dopiero po chwili usłyszał kliknięcie i charakterystyczne strzelanie jarzeniówek.
Zamknął oczy i dodatkowo przesłonił je ręką, gdy mocne światło rozbłysło wokół niego. Rozbolała go głowa, jednak rozchylił nieco powieki, czując coraz większą dezorientację. To, co ujrzał, zbiło go z tropu jeszcze bardziej.
-Witaj w krainie czarów, Panie! - powitała go... Krowa. Krowa, którą właśnie trzymał za nos.
Rozejrzał się wokół. Nieopodal zwierzęcia stał wysoki na prawie 2 metry strach na wróble, a za nim krył się blaszany stwór, który wyglądał, jakby go wynieśli ze złomowiska.
Co się tu do cholery jasnej dzieje?! - pomyślał mężczyzna, czując się coraz bardziej ogłupiony.
-Proszę założyć ten strój. Zaraz rozpocznie się bankiet. - Powiedziała krowa przesłodzonym głosikiem, podając mu różowo-białe zawiniątko.
Wziął je z wahaniem do rąk, po czym w całkowitym osłupieniu wyszedł do łazienki się przebrać.
Nawet nie zwracał uwagi na to, co na siebie wkłada. Chciał tylko wydostać się z tego wariatkowa. Zaczął się już nawet zastanawiać, czy aby czasem kumple nie dorzucili mu wczoraj czegoś do piwa.
Wyszedł z łazienki, wpadając prosto na duże, eleganckie lustro w złotej oprawie, ozdobione na rogach różowymi i żółtymi wstążkami.
-Pię... Pięknie Pa... Panienka wygląda! - rzucił strach na wróble.
Dopiero teraz Zero tak na prawdę się sobie przyjrzał i... Chyba dostał palpitacji serca, widząc swoje odbicie.
Stał w bladoróżowej, bufiastej kiecce z białymi falbankami i mocno przyciasnym gorsetem. Wyglądał jak Kopciuszek. - Jak to się stało, że nie zauważyłem, co na siebie wkładam?!  Jeszcze mi tylko jakiejś blond czupryny brakowało i wia...
-Ej! Co ty robisz?! - warknął na kukłę, która wplatała mu we włosy jakieś zwiędłe zielsko.
-Wianek, Pa... Panienko... - przestraszył się, szybko dokończył robotę i odsunął się na drugi koniec pomieszczenia.
Rozejrzał się jeszcze raz po studiu, czując narastającą frustrację.
Krowa zniknęła. Zamiast niej na środku pokoju pojawiło się ogromne pudło zawinięte w niebieską wstążkę. Obok stał robot.
-To dla Ciebie, Pani. Dziękujemy za przybycie, Pani...
Ja im chyba zaraz śruby poprzetrącam! - warknął w myślach. - Od kiedy wyglądam na kobietę?! E... No może tylko teraz...
Podszedł do paczki szybkim krokiem i zerwał wstęgę, planując rozszarpać pudło na drobne kawałki, by pokazać im, jak bardzo był wściekły. Jednocześnie już kompletnie stracił orientację w tym, co się wokół niego dzieje. Czuł się jak w wariackim śnie.
Chyba muszę skończyć z alkoholem... - pomyślał.
Gdy przestał użerać się z materiałem, jedna ściana prezentu sama osunęła się na ziemię, ukazując potężny tort.
Oni planują... To wszystko zjeść? Sami..? - pomyślał z przerażeniem. - To chyba jakaś kpina! – miał ochotę się odsunąć, ale powstrzymała go ciekawość, gdy usłyszał, że coś się w środku porusza.
Uniósł górną ściankę, omal nie dostając zawału, gdy z tortu wyskoczył człowiek, uwieszając się mu na szyi.
-NIESPODZIANKA! - Krzyknęli chórkiem.
-Co tu się do jasnej cholery... - pocałunek. - ...dzieje..? - dokończył wpatrując się prosto w radosne oczy Hizumiego.
-Wszystkiego najlepszego, słonko. - Uśmiechnął się promiennie i jeszcze raz obdarzył go słodkim buziakiem.

A morał z tego taki – nigdy nie daj się upić swoim znajomym, bo zrobią z Ciebie wariata, doprowadzą do obłędu, a na koniec będzie cię bolał tyłek…